Zaw(i)ekowani na wieki versus potworna dehermetyzacja

0
1397

„Kwiatokosy. Dom Rodomiłów”
Marcin Szczygielski
il. Marta Krzywicka
Bajka, Warszawa 2023

Zaklęcie egzorcyzmujące demony:

To, co podłe, to, co złe,
To, co z mroku wzięło się,
Niech na wieki wpadnie w weki!
Wpadnie w weki!
Wpadnie w weki!
– chórem powtarzali 
mama, tata, dziadek i Dionizy [5].

Przyśpiewki opętanych:

Trwóżcie się, 
Bowiem czeka was 
marny koniec,
Wszyscy umrzecie!
A ja SE SIĘDE na schodkach,
z kubkiem grzańca w ręce,
i będę patrzeć jak wiatr szura,
waszymi parszywymi truchłami
w tę i nazad po dziedzińcu [36].

M. Szczygielski, „Kwiatokosy, Dom Rodomiłów I”.

Wprowadzenie

Zacznijmy perwersyjnie i po raz kolejny zdradźmy tajemnicę Poliszynela: Marcin Szczygielski znakomitym pisarzem jest. Mówię o tym nieustannie, starając się dotrzeć do szerokiego grona czytelników, tych dziecięcych, młodzieżowych, ale też starszych. Jeszcze niedawno, bo w 2022 roku, Szczygielski święcił triumfy jako autor dwóch znakomitych, choć diametralnie różnych powieści. Pierwsza z nich to „Jasny gwint”, kolejny tom magiczno-baśniowej serii o Majce – małej czarownicy – która zawładnęła sercami dzieci w całej Polsce. Druga to „Antosia w bezkresie” zbudowana na kanwie wydarzeń z II wojny światowej. Opowieść o tragedii zesłania polskich rodzin na Sybir i do Kazachstanu, gdzie pozbawione wszelkich praw, odbywały okrutną katorgę wyznaczoną przez sowiecki reżim. Antosia przechodzi gehennę, lecz szybko dojrzewa w katastrofalnych warunkach kołchozu, stając się podporą najbliższych i rebeliantką, która pomaga przeżyć wielu ludziom. Warto zauważyć, że obie książki uhonorowane zostały przez Polską Sekcję IBBY w 2022 roku. Tom o Majce znalazł się wśród książek nominowanych do nagrody, a „Antosia w bezkresie” otrzymała główną nagrodę w kategorii: książka dla dzieci starszych (11+).

Pisarz o tysiącu twarzy

Szczygielski to pisarz o tysiącu twarzy, parafrazując tytuł książki Josepha Campbella. Bierze na warsztat mnóstwo tematów, stosuje różne konwencje i style literackie. Nie obawia się m.in. ram i fundamentów klasycznej i postmodernistycznej fantastyki, science-fiction, realizmu magicznego, prozy magicznej, baśniowej, a także realistycznej, psychologicznej i innych oraz różnych strategii narracyjnych. Znakomicie oczytany, doskonale obeznany ze sztuką i kulturą postmodernizmu, posiada ogromną wiedzę na temat gatunków literackich oraz gier intertekstualnych uprawianych na ich gruncie. Przywołując tytuł dzieła Campbella myślę o Szczygielskim w sposób symboliczny jako o pisarzu peregrynującym po różnych zakątkach szeroko rozumianej literatury i teorii literatury. Peregrynacja ta wynika z jego apetytu na tworzenie różnorodnych utworów oraz z pasji twórczej, dzięki której nie opuszcza go wena, a wyszukany kunszt pisarski sprawia, że tworzy coraz bardziej urozmaicone warsztatowo książki. Operuje także piękną polszczyzną oraz różnymi odmianami języka w zależności od potrzeb tekstu, nad którym pracuje. Szczygielski ma do tworzenia książek podejście demiurgiczne, jego utwory są wyjątkowe. Cechuje go rzetelność mistrza fachu. Buduje doskonałe merytorycznie światy przedstawione, kreuje bohaterów naznaczonych Tajemnicą. Ciekawi tej Tajemnicy zapadamy się w powieściach pisarza totalnie, wymyślając ich indywidualne interpretacje, pragnąc później do nich wracać i reinterpretować je od nowa – jak do przyjaciół, którzy okazali się warci zaufania. Tworzenie książek-przyjaciół to nie lada sztuka. Tymczasem Szczygielski niemal każdą kolejną powieścią udowadnia, że świat utworu literackiego stanowi czasoprzestrzeń, w której można znaleźć dla siebie samego niszę i poczuć się jak postać zakotwiczona w innowacyjnej fabule. Czytelnik mierzy się z oryginalnymi wątkami, suspensem, ambiwalentnymi bohaterami, spektakularnymi wydarzeniami oraz zmienną atmosferą utworów, by w finale móc samodzielnie stanąć w obronie określonych wartości lub po stronie bliskich mu emocjonalnie i mentalnie bohaterów, a także spojrzeć na swoje realne życie z perspektywy literackiego protagonisty. Następnie może zachwycić się książką jak wyjątkową krainą, by potem nosić ją w sobie i wciąż o niej pamiętać, przeżywać to, co drogocenne. W ten sposób działa na czytelników świetna literatura.

Karnawalizacja grozy

Chociaż Szczygielski pisze sporo, nie grozi mu miano wypalonego demiurga pióra. Nie czarujmy się, jak mawiała Sylwia – niezapomniana bohaterka „Teatru Niewidzialnych Dzieci” – pisarz zasiada na wysokim tronie w panteonie gwiazd polskiej literatury dziecięcej, mimo to nie zamierza osiąść na laurach. I dobrze. Do znakomitych dzieł pisarza według mojej opinii należą: „Omega”, „Oczy Michaliny”, „Serce Neftydy”, „Teatr Niewidzialnych Dzieci”, „Arka Czasu”, „Leo i czerwony automat”, „Antosia w bezkresie” i seria o małej czarownicy. Do tego grona dołącza powieść „Kwiatokosy. Dom Rodomiłów I”, wydana przez wydawnictwo Bajka w 2023 roku. W „Kwiatokosach” pisarz zaprasza nas do przyjemnej literackiej zabawy, nieco zwichrowanej, co jest niewątpliwie gargantuicznym plusem książki. Dawno nie mieliśmy na rodzimym gruncie dobrej powieści dla dzieci z przewodnim motywem nazywanym przeze mnie karnawalizacją grozy, w której przyglądamy się wielowymiarowej domenie demonów słowiańskich.

Kontekstowo warto wspomnieć o innych polskich książkach, które karnawalizują bestiariusz słowiański, lecz sposoby, intencje i cele szeroko rozumianego przedstawiania potworów i demonów autorzy miewają bardzo różne. Dla ciekawych przywołajmy „Strachopolis” Doroty Wieczorek, serię o Małym Lichu Marty Kisiel, „Noc między Tam i Tu” Marty Krajewskiej, „Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe” Justyny Bednarek, „Czy to pies, czy to bies? Czyli zbiór słowiańskich stworów” Kamila i Łukasza Łoskot, „Paskudniki słowiańskie” Magdaleny Mrozińskiej i Marii Dek, „Legendy Polskie” Wandy Chotomskiej, „Bestiariusz słowiański. Rzecz o skrzatach, wodnikach i rusałkach” Pawła Zycha i Witolda Vargasa, seria o Majce, małej czarownicy Szczygielskiego i wiele innych.

Szczygielski jednak bawi się karnawalizacją grozy w sobie tylko właściwy sposób. Czytelnik wrzucony zostaje do grona niezwykłej rodziny, która uprawia najstarszy zawód świata – nie mylić z prostytucją na Peruna! Jest to rodzina czarnowidzów – „czyli ludzi obdarzonych mocą dostrzegania istot i sił mrocznych” [19]. Zawód, który wykonują wpisany jest w historię wielu długowiecznych rodów obecnych w każdym zakątku naszej planety od zarania dziejów. Ich misją jest eliminacja bądź unieszkodliwienie bytów nadprzyrodzonych. Takich jak: popsuje, mroczne drapichrusty, północnice, żałobnice, mamuny, podmianki, latawice, żmije, strzygi, strzygonie, siriny, rokitniki, boboki, rarógi, domowniki, tęsknice, utopce, płanetnicy i wiele innych. Pamiętajmy, że rodzima tradycja demonologiczna jest niezwykła i warta odkrywania. Dlaczego słowiańskie potwory straszą? Robią to dla dzikiej frajdy, lubią bowiem wyzłośliwiać się lub korzystają z możliwości czynienia zła ludziom. Niestety, gdy się gdzieś na trwałe osiedlą, pozostają dwa wyjścia: wzywać na cito Rodomiłów lub czym prędzej uchodzić z domu. Warto sobie zakonotować, że nadprzyrodzonych popsujów jest w naszym świecie cała masa. Nic to, że mamy wiek XXI, potwory, stwory i inne mory lubią pokręcony pod każdym względem, bliski zagładzie organizm najnowszej (i być może ostatniej) epoki (!), dlatego ród Rodomiłów ma pełne ręce roboty, niemal jak Wiedźmin wieki temu. 

Rodzinne czarnowidztwo i w(i)ekowanie demonów na wieki

Sama rodzinka, żeby użyć poprawnego politycznie języka, do normatywnych nie należy. Opętana na wieki Ciocia lewituje nocami po pokojach, złorzeczy po persku, miota groźnymi zaklęciami i przeklina aż miło, by wymienić najłagodniejsze formy jej zachowań. Ponadto Rodomiłowie są kompletnie nie kompatybilni z rzeczywistością. Boją się Urzędu Skarbowego bardziej niż hordy potworów (choć tu chyba przyznam im rację…). Warto jednak oddać im to, co cesarskie – na swoim fachu znają się perfekcyjnie! W zatęchłych piwnicach ich domu obok drzwi do spiżarni opisanej hasłem: przetwory, znajdują się drzwi do pomieszczenia o enigmatycznej nazwie: potwory. Chociaż potwory są tu ponoć zaw(i)ekowane na wieki, Szczygielski nie byłby sobą, gdyby nie pozostawił „otwartej furtki” zwiastującej potworzą karnawalizację. Mamy tu zatem do czynienia z klasyczną rabelaisowską przestrogą, zgodnie z którą nawet ci zaw(i)ekowani na wieki mogą się nagle rozhermetyzować, co wieść może do potwornych konsekwencji. Wszystko to w zgodzie z karnawałową formułą „świata na opak”, w którym dokonują się wszelkie przewroty, dzikie harce, odwrócenie tradycyjnych systemów życia w kosmos subwersji i szaleństwa. Karnawalizacja grozy sytuuje się więc w poetyce ludyczności, gier i zabaw intertekstualnych oraz reinterpretacji postmodernistycznych, które dostrzegamy już na początku powieści.

Kiedy główna bohaterka Hania podąża za mamą do pomieszczenia z hasłem: potwory, przypatruje się, jak rodzicielka otwiera wrota kluczem w kształcie czaszki węża. Wówczas czaszka ożywa i zadaje przybyłym pytanie dedykowane od zarania dziejów wszystkim śmiałkom przekraczającym zakazane granice.

[czaszka] – Czy mieć się na baczności będziecie, ci, którzy tu wchodzicie?

[mama] – Klnę się, że takoż czynić będziemy! – […] Naprawdę dziadek mógłby zrobić jaki update tego zabezpieczenia. Nikt już tak nie mówi! [15].

Kunsztowny dowcip płynie tu ze zderzenia archaicznego języka ze współczesną nowomową polegającą na wtrącaniu do polskich zdań spopularyzowanych angielskich słówek, haseł, grypsów, zwrotów znanych dzieciom z ich najbliższych środowisk. Zakorzeniły się one w języku dziecięcym bardzo szybko, co więcej często są reinterpretowane lub stają się fundamentem memów. Dostrzegamy także w „Kwiatokosach” sparafrazowane fragmenty klasycznych tekstów kultury. Na przykład rodzinna księga Rodomiłów: „Młot na potwory” jest parafrazą słynnego „Młota na czarownice”. Nie brakuje też ludycznych rearanżacji słowiańskiej mitologii i demonologii ludowej, które są ciekawie włączone do nowoczesnej fabuły. Szczygielski przywołuje potwory rodzime – tradycyjne i uwspółcześnione – które możemy szczegółowo poznać, jako że powieść zawiera słownik imion bytów, nie-bytów, demonów słowiańskich – ich charakterystykę, działalność, nietypowe skłonności, wygląd oraz stopień zagrożenia. 

Co ciekawe, pisarz czyni uwspółcześnione demony intertekstualnymi wskazówkami w kwestiach obywatelskich, społecznych i ekologicznych. Pojawia się tu m.in. potworza satyra na warszawską oczyszczalnię ścieków „Czajka”, której zepsucie było hipertematem prasowym oraz areną medialną dla polityczno-dziennikarskich przepychanek. Różne frakcje polityczne obarczały się nawzajem winą za kataklizm ekologiczny wywołany brakiem efektywności „Czajki”. Tymczasem w powieści wieść gminna niesie, że to niejaki Purtek doprowadził do tej haniebnej katastrofy – zły duch swarów, kłótni, smrodu i głupoty, zamieszkujący niegdyś w kloacznych dołach i gnojówkach, a w czasach współczesnych w szambach i oczyszczalniach ścieków, gdzie osiąga niekiedy wielkie rozmiary i powoduje ogromne szkody. Kategoria 5 [19]. Dzieci, które słyszały o sporze wokół „Czajki”, z wielką chęcią wyobrażą sobie Purtka jako dewastatora oczyszczalni. Czytając ten satyryczny fragment, projektuję dla samej siebie fantazmat, w którym suweren przypatruje się kąpieli wszelkiej maści polityków w „Czajce” i oklaskuje Purtka balsamującego rządzących miłymi mu fekaliami. Tak uhonorowane polityczne towarzystwo (w „świecie na opak” to norma) odpływa ciemnymi wodami „Czajki” w drogę bez powrotu. Jeśli moja wyobraźnia posunęła się tak daleko dzięki epizodowi z Purtkiem, nie chcę wiedzieć, gdzie poniesie was wasza!

Noc kupały – solidne przesilenie

Co do samej praktyki w(i)ekowania demonów jest ona niezwykle trudna, opiera się bowiem na wielu pradawnych ceremoniach i rytuałach pochodzenia słowiańskiego, zbliżonego do dialogowania z duszami oraz demonami podczas dawno obchodzonych Dziadów. Pisarz przedstawia konglomerat zwrotów, gestów, relacji z demonem, dla którego zaw(i)ekowanie oznacza wegetację w słoju po wsze czasy. Stosowana przez Rodomiłów praktyka przypomina egzorcyzm, podczas którego, przykładowo, okazuje się, że północnica słowiańska jest niezwykle drapieżnym, pragnącym nowej duszy i ciała demonem. Demony kobiece są tu zwodnicze, przebiegłe, mają ciągoty wampiryczne, dlatego nie można im ufać za grosz. Atmosfera podczas egzorcyzmu jest duszna, demon przyjmuje różne postaci, lecz w końcu obnażony, pokazuje swe prawdziwe oblicze, złorzecząc i śmiejąc się diabolicznie. Tuż przed w(i)ekowaniem wróży rodzinie Rodomiłów ich rychły koniec. Ewidentnie jego celem jest Hania. Dziewczynka, w stronę której padają słowa przepowiedni, traci przytomność, a potem nie pamięta wykrzyczanych w swoją stronę gróźb. Póki co nikt nie wraca do złorzeczeń rzekomej północnicy, choć niektórzy martwią się, że demon ze słoja to jakiś nietypowy byt, a nie żadna północnica. Decydują się jednak czekać na dalszy ciąg wydarzeń.

Rodzina po zaw(i)ekowaniu północnicy (?) w słoju po ogórkach kiszonych, wraca do domu, podziwiając wspaniały letni wieczór, pachnący upojną słodyczą kwiatów. W życiu tej specyficznej familii najważniejszą rolę odgrywają następujące święta: święto nocnego przesilenia, czyli noc kupały oraz święto Roda, jedno z najstarszych słowiańskich świąt, przypadające na 26 grudnia. Trzeba wielkiego kunsztu pisarskiego, a także znakomitej znajomości tematu, żeby rozpalić wyobraźnię czytelników pięknymi opisami nocy kupały. Pisarz detalicznie omawia przygotowania do przesilenia, tworząc magiczny nastrój, który przenika do naszych zmysłów i fantazji. Szczygielski ma niezwykły dar wizualizowania wszystkich świątecznych rytuałów w skali makro i mikro oraz zgłębiania wzajemnych relacji między bohaterami, którzy wielbią noc przemian. 

Życie, tymczasowo wolne od demonów, jest dla Rodomiłów sielskie i anielskie. Wydaje się, jakby magiczny gen miłości do lata przechodził w tej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Szczygielski używa wybitnie pięknego języka, gdy pisze o lecie. Opisy te są łagodne, ciepłe, wielobarwne i esencjonalne. Czujemy gęstą od woni kwiatów atmosferę, wnikamy w nią i wraz z Rodomiłami delektujemy się didaskaliami piękna, w codziennym życiu nieuchwytnymi dla oka. Po wykwintnej kolacji, składającej się tylko z białych potraw, rodzina zaczyna kwiatokosy, czyli zbiory wszystkich kwiatów, z których przez najbliższy miesiąc będą produkowane mikstury antypotworowe. Zabawa obejmuje też plecenie wianków, palenie ognisk, tańce, śpiewanie prastarych pieśni, rytuały, wróżby, z których jedna jest dla Hani niepomyślna. Po nocy kupały rodzina zasypia snem sprawiedliwego. Tylko Hania, która otrzymała w prezencie od rodziny własny pokój, nie może spać, jest bowiem szczęśliwa, ale i pełna lęku. Nie jest to lęk bezpodstawny, bowiem kiedy zasypia, z jej ust wychodzi dziwna, kleista, śmierdząca larwa, która z trudem turla się pod łóżko. Śpiącą dziewczynkę dręczą koszmary senne, czuje się owinięta mroczną pajęczyną, ma wrażenie, że oddycha zatrutym powietrzem, intuicyjnie rozumie, iż jest w świecie ciemności, w którym jest zupełnie sama.

Teraz jest już na serio groźnie…

Dlatego nie mogę wam za dużo zdradzić. Wiedźcie jednak, że zrobi się hardcorowo, a nastrój stanie się niesamowity – w dosłownym tego słowa znaczeniu! Dodam, że po mrożących krew w żyłach perypetiach, dojdzie do wielkiego suspensu, a Hania doświadczy prawdziwie epickiej inicjacji w czarnowidztwo! Ważne okażą się dla czytelników następujące tropy: Czy rodzina Rodomiłów naprawdę zaw(i)ekowała północnicę!? Jeśli nie, może było to coś potworniejszego, co omotało Hanię!? Jeżeli ciało Hanki należy do złowrogiej istoty, to gdzie jest prawdziwa Hania!? Reasumując: co takiego spektakularnego planuje demon w ciele Hani!? Są to nie lada zagwozdki, które pisarz mnoży, aby eksplodowały na końcu powieści! Sama powieść jest bardzo sprawnie napisana, świetna tematycznie, fabularnie, warsztatowo. Co więcej, okraszona ironicznie-jowialnym poczuciem humoru pisarza, obecnym w wielu jego utworach. Młodzi czytelnicy będą „Kwiatokosami” zachwyceni. Ja sama, nie chwaląc się bynajmniej, mam dar czarnowidztwa! Być może zgłoszę się do Rodomiłów jako początkująca czarnowidzka? W końcu Szczygielski na mur beton za mnie poręczy!  

Na koniec przypominam wiecznie żywą zasadę z „Młota na potwory”: demony i potwory pragną objąć władzę nad światem, zniewolić ludzkość i dokonać ostatecznego spotworzenia. Będą nieustannie wracać, by znaleźć sposób na dokonanie wielkiej dehermetyzacji. W końcu zaw(i)ekowany w słojach po ogórkach demonolud z determinacją czeka na wyzwolenie. Uważajcie zatem na demony, sprawdzajcie swoje czarnowidztwo, niech wam pomaga w tym mądry Rod. I czytajcie koniecznie „Kwiatokosy” Szczygielskiego, jest to bowiem prawdziwa uczta literacka, a także kieszonkowe kompendium demonologiczne zachęcające młode pokolenie czarnowidzów do wykonywania tego pięknego, wyjątkowego i najstarszego zawodu świata – nie mylić z wiadomo czym na Peruna!

Dr Katarzyna Slany – polonistka, literaturoznawczyni, badaczka i interpretatorka współczesnej literatury dziecięcej i młodzieżowej. 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj