„Pora na ilustratora” to seria wywiadów z polskimi ilustratorami, którym Kasia Warpas zajrzała przez ramię podczas pracy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to jest być zawodowym obrazko-twórcą.
W kolejnym wakacyjnym odcinku, Pora na Ilustratora gości w Madrycie u Susie Hammer, czyli naszej rodaczki Zuzanny Młotek. To obowiązkowy przystanek dla wszystkich spragnionych słońca i optymizmu – prace Zuzanny to energetyczna pigułka koloru i przekornego humoru (choćby seria „Fashion victims”). Z pochodzenia warszawianka, od lat mieszka i pracuje w Hiszpanii, specjalizując się w szeroko pojętej ilustracji dla dzieci. Czasem nabiera takiego rozmachu, że format kartki przestaje jej wystarczać. Powstają wtedy murale i artystyczne projekty w przestrzeni miasta. Czekam bardzo na jej książki obrazkowe po Polsku. A tymczasem zajrzyjmy Zuzannie przez ramię i sprawdźmy, jak rodzi się ta pozytywna energia.
Kasia Warpas: Na początek pytanie zasadnicze: wolisz, gdy mówi się do Ciebie Zuzanna czy Susie?
Zuzanna Młotek/Susie Hammer: Lubię obydwie wersje. Imię Zuzia okazało się niemożliwym do wymówienia w Hiszpanii tworem i przyjęło się trwale Susie. W Warszawie funkcjonuję jako Zuzia.
KW: No dobrze Zuziu, gdzie najczęściej rysujesz? Masz swoje ulubione miejsce lub pracownię?
ZM: Najczęściej pracuję w domu, w wydzielonym na pracownię kawałku. Ale zupełnie nie przeszkadza mi pracować gdzie indziej. Po prostu biorę komputer i tablet pod pachę i idę do kawiarni lub do znajomych, albo jadę na jakąś wycieczkę poza miasto. Uwielbiam Madryt, ale jest wielki, chaotyczny i gorący i trzeba czasem z niego uciec. Praca na komputerze ma swoje wady i zalety, na pewno pozwala mi nie być przywiązaną do jednego miejsca i podróżować. Przyznam się, trochę mi wstyd, że coraz mniej maluję i uprawiam rękodzieła i zamieniłam się w takiego komputerowca!
KW: Dlaczego wstyd? Komputer to nie równoważne narzędzie? Chciałabyś wrócić do pracy analogowej? Na przykład do papierowych kolaży, których jestem wielką fanką…
ZM: Oczywiście, równoważne i niesamowite narzędzie! Nic jednak nie zastąpi tekstury kredek na papierze. Chciałaby więcej wycinać, malować i rysować. Takie analogowe obrazki mają znacznie więcej duszy.
KW: W takim razie czekam na Twój analogowy come back. Muszę jeszcze zapytać o ten wydzielony na pracownię kawałek mieszkania? Jak wygląda?
ZM: Ten kawałek pracowniczy znajduje się w pokoju z balkonem, żeby można było zerknąć, co tam słychać na podwórku i oderwać oko od komputera. Nic specjalnego, dwa stoły, półka, narzędzia i masa ulubionych obrazków na ścianie.
KW: A co widzisz, gdy wyjdziesz na balkon?
ZM: Z tym wychodzeniem bym nie przesadzała, bo to taki mikrobalkon. Mieszczą się tam dwie stopy i jedna noga od krzesła mniej więcej. Ale widać z niego za to ładne rzeczy. Z jednej strony park, z drugiej strony ogród pobliskiego szpitala z małym stawem, a jak się na lewo wychylę, to widzę góry Sierra de Madrid i Bazylikę San Francisco.
KW: Aż się rozmarzyłam. Wróćmy do rysowania. Która pora dnia jest do rysowania najlepsza?
ZM: Chyba nie ma reguły, każda pora jest dobra. Na pewno wolę pracować w dzień niż w nocy. Kiedy najdzie ochota albo kiedy termin goni!
KW: Skoro każda pora jest dobra, to masz jakiś rytuał, od którego zaczynasz dzień pracy? Temperujesz wszystkie ołówki? Przecierasz ekran monitora?
ZM: Dzień pracy zaczynam od szybkiej prasówki, nastawiam radio i ogarniam bałagan, który zdołałam stworzyć dnia poprzedniego – bo w bałaganie, wiadomo, skupić się nie można. Wtedy spokojne siadam do pracy i tworzenia nowego rozgardiaszu. Jestem okrutną bałaganiarą…
KW: I ile tak pracujesz? Robisz przerwy? Gotujesz obiad?
ZM: Oczywiście, przerwa na obiad musi być! Zazwyczaj pracuję rano, gotuję obiad, robię krótką przerwę i wracam do pracy. Czasem schodzę na chwilę do parku albo do baru na kawę.
KW: A są przy pracy jakieś napoje? Przekąski?
ZM: Przekąski raczej nie, ale za to jest kawa (a jak!), różne herbaty i napary, a w lato lemoniada.
KW: Lemoniada? Tego jeszcze nie było! Sama ją robisz?
ZM: Lemoniada jest wspaniałym orzeźwiającym napojem, który pomaga znieść hiszpańskie upały. Przepis jest bardzo prosty: woda, cytryny – dużo cytryn! – lód… no i trochę cukru. Jak jest bardzo gorąco, to można wszystko zamrozić a potem pokruszyć i zamienić w takie niby lody.
KW: Wypróbuję! Mówisz, że jeździsz z tabletem popracować u przyjaciół. Czy to oznacza, że przy rysowaniu mogą towarzyszyć ci inni?
ZM: Nie przeszkadza mi w ogóle towarzystwo, bardzo je nawet lubię, o ile nie jest natrętne. Jakiś czas temu dzieliłam pracownię z malarzem, pisarzem i krawcową. Było to bardzo motywujące i wesołe, a moje praca na pewno wydajniejsza. Jak pracuję sama, staram się być zdyscyplinowana, ale czasem przepadam w czeluściach internetu i oglądam obrazki…
KW: Jak wyglądała Wasza koegzystencja? Rysowałaś przy stukocie maszyny do szycia? Widok innych pracujących działa na Ciebie jak katalizator?
ZM: Dokładnie! Bardzo mnie napędza. W pracowni każdy miał swoją własną przestrzeń, trochę inne godziny pracy, zupełnie nie kolidowaliśmy. A stukot maszyny towarzyszył mi od dzieciństwa i jest zupełnie dla mnie naturalnym tłem. Moja mama jest krawcową.
KW: Przy okazji oglądania obrazków w internecie, pozwól, że zapytam: Nie wyłączasz internetu podczas pracy? Masz w ogóle sposoby lub zasady organizacji czasu zawodowego?
ZM: Nie wyłączam internetu, bo często potrzebuję coś podejrzeć, skonsultować, sprawdzić ile kropek ma biedronka albo jak wygląda struś. A nad zasadami organizacji pracy… nadal pracuję.
KW: Zatem wrócimy do tego w innym wywiadzie. A podczas rysowania muzyka jest? Czy cisza?
ZM: Zawsze coś tam brzęczy w tle, zazwyczaj muzyka albo jakiś program radiowy. Jestem słuchaczem dość kompulsywnym, odkrywam coś i do znudzenia słucham, potem się przerzucam na coś innego. Mogę też pracować w ciszy, czasem w ogóle nie zwracam na to uwagi. Albo puszczę coś na YouTubie i pochłania mnie praca, zaczyna to żyć własnym życiem i nagle zdaję sobie sprawę, że słucham jakiegoś zła.
Miałam kiedyś pomysł słuchania audiobooków, ale nic z tego nie wyszło, bo cały czas gubiłam wątek. Za bardzo skupiam się na rysowaniu, żeby podążać za wątkiem.
KW: Mam to samo! Tej samej powieści musiałam słuchać kilkanaście razy. Powiedz, co ci się najłatwiej rysuje?
ZM: Z największą łatwością przychodzi mi rysowanie, jak rysuję coś dla siebie i rysuję, co chcę. Bez terminu, marudzącego klienta, który zna się na twojej pracy lepiej niż ty, presji i wytycznych, takie sobie tam mazanie.
KW: Co to było ostatnio?
ZM: Basenowicze! W lato, często chodzę w Madrycie na odkryty basen – taki z trawnikiem i barem z lodami. Uwielbiam tam obserwować i rysować osobników.
KW: W takim razie, ile godzin dziennie potrafisz poświęcić na rysowanie? Jaki jest Twój życiowy rekord?
ZM: Uj! Dużo. Większą cześć dnia i tygodnia spędzam na rysowaniu. Staram się wytyczać sobie godziny pracy i limity. Kiedyś łapałam się na tym, że nigdy nie „wychodziłam z pracy”, teraz się pilnuję. Ale zlecenia mają to do siebie, że zawsze przychodzą naraz, terminy są krótkie i na jutro, i trzeba posiedzieć w nocy. Nie wiem, jaki jest rekord, ale wiem, że mnie bardzo bolały plecy i łokcie.
KW: A jakie są limity pracy, które sobie wyznaczasz?
ZM: Na przykład, nie pracować w weekendy, a przynajmniej teoretycznie.
KW: I jak ci to wychodzi?
ZM: Jeszcze nie do końca mi to wychodzi, ale pracuję nad tym. Chyba muszę zastosować system nagród i kar.
KW: Nie bądź tylko dla siebie zbyt surowa. Pokazujesz komuś swoje prace przed oddaniem ostatecznej wersji?
ZM: Często, zwłaszcza, gdy nie jestem pewna, czy rysunek działa i coś mi tam nie gra, wysyłam go wcześniej do mojej mamy. To mój najlepszy filtr, zawsze mnie poratuje jakimś cennym spostrzeżeniem.
KW: Tego się nie spodziewałam! Jak wspaniale!
ZM: Trzeba powiedzieć, że ma niezłe oko mama Agnieszka. Jak wspomniałam, z zawodu jest krawcową i szyła kiedyś piękne suknie. Oczywiście, pokazuję też wszystkie prace do zatwierdzenia mojemu chłopakowi, z którym teraz dzielę pracownię. Co prawda, on się zajmuje filmem, ale też ma wyborne oko i zawsze dobrze doradzi.
KW: Teraz jeszcze sakramentalne pytanie: prowadzisz szkicownik?
ZM: Zawsze chciałam mieć taki super szkicownik, od pierwszej do ostatniej kartki wypełniony pięknymi rysunkami, żeby sobie go wsadzić na półkę i potem oglądać… ale nigdy mi się to nie udało. Zakładałam, próbowałam i zazdrościłam pięknych szkicowników.
KW: W takim razie jak zaczynasz? Jak zbierasz pomysły?
ZM: Funkcjonuję w systemie małych i nieuporządkowanych bazgrołków na karteczce, na serwetce, w jednym notesiku, w drugim notesiku, na ulotce. Poza tym, moje szkice to straszne pomazańce i brzydale albo trzy kreski na krzyż, które tylko ja rozumiem. Jednym słowem nic, czym bym się chciała chwalić.
Ale mogę pokazać rysunek w nowym (kolejnym rozpoczętym…) notesie, który niedawno narysowałam na plaży i mi się podoba.
KW: Ukrywasz w swoich ilustracjach autoportrety albo powtarzalne elementy?
ZM: Myślę, że w moich ilustracjach trudno jest coś ukryć. Są one dość proste w swojej formie i ograniczone w kształtach. Nie jest łatwo coś tam zakamuflować. No dobra, czasami przemycam jakiegoś bąka….
Jeśli chodzi o autoportrety, nie raz usłyszałam, że moje prace są do mnie podobne… ale ja tego wcale nie widzę.
A na koniec pytanie, którego nikt Zuzi nie zadał w wywiadach, a jako ilustratorka miała ochotę na nie odpowiedzieć:
ZM: Lubisz rysować?
ZM: Bardzo lubię!
Prace Zuzi Młotek znaleźć można tutaj: https://www.susiehammer.com/, https://www.instagram.com/susie_hammer
Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. z Magazynem dla Dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Kupuje książki obrazkowe dla samych ilustracji. www.kasiawarpas.com