Film w szkole? To chyba oczywiste!

0
1068

Film w szkole? To strata czasu – mówią często nauczyciele, licytując się, jak bardzo nie starcza im lekcji na omówienie wszystkich „czytanych lektur”. A gdzie miejsce na film? Co prawda w podstawie programowej widnieje dumny zapis: „Uczeń rozumie, czym jest adaptacja utworu literackiego (np. filmowa, sceniczna, radiowa), oraz wskazuje różnice między tekstem literackim a jego adaptacją”. Kończy się to jednak zwykle na obejrzeniu filmowej wersji Pana Tadeusza czy Krzyżaków. A ja namawiam: wpuśćmy filmy na lekcje! Nie tylko polskiego zresztą, ale też na historię (nic lepiej nie odda realiów epoki wikto-riańskiej niż Duma i uprzedzenie), przyrodę, muzykę (zobaczcie Amadeusza, a Mozart już nigdy nie będzie dla was nudny!), do edukacji wczesnoszkolnej. W mojej szkole w niemal każdej klasie wisi telewizor, korzystamy z serwisów streamingowych, mamy dużą filmotekę na DVD.

Kiedy uczyłam klasy I-III, bardzo często sięgałam do klasyki, takiej jak Było sobie życie czy Magiczny autobus, które przenosiły nas w świat przyrody, medycyny, fizyki czy chemii. Gdy rozmawialiśmy o różnych stronach świata, pokazywałam filmy BBC czy National Geographic.

Teraz, kiedy uczę polskiego, nie wyobrażam sobie pracy bez filmu. Dokumenty są dla mnie często kontekstami do omawiania zagadnień kulturowych. Życiorysy pisarzy, filmy wprowadzające w realia epoki – to standard. Bardzo często pokazuję też adaptacje filmowe lektur. Dzieci się ekscytują – porównują to, co czytały, z obrazem. Czasem cieszą się, że wyobrażenia pokrywają się z obrazem, czasem są rozczarowane. Denerwują się, że pominięto czy zmieniono jakieś wątki. To świetny temat do rozmów. A zapis podstawy programowej o tym, że uczeń rozumie, czym jest filmowa adaptacja utworu, przestaje być pustym zapisem.

Adaptacja to także znakomity punkt wyjścia do rozmowy o interpretacji – przecież przeniesienie książki na ekran zawsze jest próbą innego jej opowiedzenia. Świetnie, kiedy można obejrzeć te same tematy sfilmowane przez różnych reżyserów, w różnych epokach, pokazać, jak funkcjonują motywy literackie w różnych kontekstach – w ten sposób z VI klasą rozmawialiśmy np. o Frankensteinie. Obejrzeliśmy klasyczny film z lat 30., jak i ten w reżyserii Kennetha Branagha z 1994 r. Zobaczyliśmy też, jak fraza „It’s alive!” wędruje przez popkulturę. Tu zresztą zdecydowałam się tylko obejrzeć z dziećmi film – do książki zaglądaliśmy po fragmenty – uznałam bowiem, że czytanie jej w całości byłoby trudnym i żmudnym wyczynem dla nastolatków, które musiałyby się mierzyć z ponadstuletniem językiem.

Po filmy sięgam też czasem przed podejściem do lektury. Tak robię na przykład z Romeem i Julią. Mogłabym po prostu wpisać termin tej lektury. Ale czy sami uczniowie nie mogliby zdecydować, czy chcą to przeczytać? Dlatego najpierw oglądamy film Anonimus Rolanda Emmericha jako wprowadzenie w problemy biografii i epoki Szekspira. Uczniowie poznają fenomen Szekspira – pisarza bardzo enigmatycznego, ale od czterystu lat wciąż obecnego w kulturze. Po filmie wciąż jeszcze nie czytamy samego dramatu, tylko Opowieści szekspirowskie Garfielda. Tym razem o Romeo i Julii autor opowiada prozą, co potem pozwoli uczniom lepiej zrozumieć treść dramatu. Sięgamy też po współczesne interpretacje, na przykład Romeo i Julia z Leonardo DiCaprio, w którym historia słynnych kochanków rozrywa się w całkiem bliskiej nam kulturowo scenerii. Czytanie dramatu wydaje mi się trudne, dlatego uważam, że korzystne jest poznanie i zrozumienie najpierw fabuły. Zaręczam, że po takim wprowadzeniu dzieci same sięgną po Szekspira!

Uwielbiam też pokazywać dzieciom filmy kontekstowo. Kiedy omawialiśmy Alicję w Krainie Czarów, obejrzeliśmy oczywiście film Tima Burtona. Ale całkiem „obok” sięgnęłam po Matrix czy Incepcję. W tym pierwszym sporo nawiązań i aluzji do Alicji, oba zaś są świetną ilustracją motywu „życie jest snem”, który cudownie opowiada książka Lewisa Carrolla. Fakt, przy Incepcji trzeba było robić przystanki, by objaśniać, na jakim poziomie snu się właściwie znajdujemy.

Przykłady można mnożyć – każda w zasadzie lektura otwiera nowe pole do analizy filmowej, często samej adaptacji, jak i filmów powiązanych, aluzyj-nych. Pozwala to także prześledzić z dzieciakami klasykę kinematografii, do której same nie miałyby okazji sięgnąć. Dzięki temu 13-latkowie zachwycili się Forrestem Gumpem, Billym Elliotem czy Cast Away. Dodatkowo zachęcam ich zawsze, by popatrzyli na filmy trochę głębiej: jak zostały nakręcone, jak uzyskano dany efekt. Fantastycznym narzędziem do takich rozważań są youtube’owe kanały fanów filmu, z których szczególnie polecam vlog „Na gałęzi”. Z króciutkich filmików dowiecie się, jak oddziaływują na nas kolory w filmie, co zmienia odpowiednie prowadzenie kamery, jak filmowani są superbohaterowie, by być jeszcze bardziej super. Nie znam dzieciaka, który by się w to nie wkręcił.

I tak, wiem, w prywatnej szkole mam na to pewnie więcej czasu. Wszystko jednak zależy od chęci. A współczesne nastolatki to zdecydowanie kultura obrazkowa. Dlatego do zilustrowania wielu tematów szukam dla nich filmików: na YouTubie, na Netfliksie, na HBOGo, ale też na platformie TEDEd. Do tego od czasu do czasu urządzamy sobie wieczór filmowy extra – przychodzimy do szkoły w piątek wieczorem ze śpiworami i karimatami, robimy popcorn i mamy nocny maraton filmowy.

Kiedy omawialiśmy mitologię, wprowadziłam dla porównania wątki z mitologii skandynawskiej – oglądaliśmy potem wszystkie trzy Thory Marvela, pa-trząc, jak adaptowano tam wątki mitologiczne. Przy okazji opowiedzieliśmy o tym, jak buduje się historie superbohaterskie, korzystając z idei monomitu Josepha Campbella. Jaka była radość dzieciaków, kiedy okrywały podobieństwa między Odyseją czy Argonautami a Gwiezdnymi wojnami czy Avengersami! Omawiamy Hobbita – przed nami więc szkolna „nocowanka” z Władcą Pierścieni. Zabawa przednia, świetna integracja klasy i wór tematów do obgadywania.

Czy więc film w szkole? Dla mnie to pozycja obowiązkowa.

Olga Woźniak, artykuł ukazał się w nr. 34 kwartalnika „Ryms”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj