5 pytań do… czyli goście Rabka Festival 2019 mówią o książkach (cz. 10)

0
1147

5 pytań do… Wojciecha Widłaka

Ostatni dzień festiwalu, ostatni odpytywany gość. Ale towarzysząca rozmowie atmosfera nie ma nic z ostateczności. Pan Wojciech, mistrz krótkich form, ze swobodą opowiadacza dokonuje wolty na kilku pytaniach i z każdym pytaniem jesteśmy niemal wyczuwalnie o krok od narodzin nowej historii.

1. Książka mojego dzieciństwa to…

To „Kubuś Puchatek”. Już wiele razy o tym mówiłem, ale nie mogę bujać, no bo tak było. Na „Kubusiu Puchatku” nauczyłem się czytać i myślę sobie teraz, już z perspektywy wielu, wielu lat, że nauczyłem się też chyba czegoś więcej. Uważam, że to ważna książka dla czytelnika w każdym wieku. Bardzo lubię jej bohaterów, ale też pełen ciepła i życzliwości sposób, w jaki są przedstawieni, choć przecież – patrząc na zimno – niektórzy z nich mają trudny charakter. Myślę sobie, że chciałbym też mieć takie podejście do… do moich bohaterów to może mam, ale – do ludzi w życiu.

2. Wakacje chciałbym spędzić w krainie z książki…

Oj, może inaczej, wręcz odwrotnie. Chciałbym napisać książkę o miejscu, w którym spędzam wakacje z prawdziwą przyjemnością, a jest to Beskid Niski, kraina piękna i tajemnicza (w tej chwili, jako człowiekowi rodem spod Krosna, urodzonemu w Dukli, serce mi rozmiękło jak piernik zanurzony w ciepłym mleku, Ł.Ł.) Choć nie wiem, czy by mi się udało. Miałem kiedyś pokusę, żeby napisać książkę, której akcja rozgrywałaby się na południowo-wschodnich terenach Polski. Z tego nic nie wyszło i chyba już nie wyjdzie, chociaż może ta książka gdzieś tam sobie jest napisana, w jakiejś innej rzeczywistości. Tam, w tym ukochanym Beskidzie Niskim, jest piękna przyroda, ale jest też pewna tajemnica, a nawet smutek. Bo jeżeli się znajduje w lesie coś, co się okazuje podmurówką domu, to wiadomo, że ten dom tu stał. A teraz rosną tu buki albo świerki, a wśród nich zdziczałe drzewa owocowe. Za tym się kryje pewna historia… znamy tę historię. Ona jest z pewnością tematem wielu rodzinnych opowieści, ale mogłaby się stać tematem książki, raczej dla starszych czytelników niż dla dzieci. Choć może, gdyby zamieszkali w niej nie tylko ludzie, ale na przykład skrzaty, byłaby łatwiejsza do przekazania dzieciom?

3. Książka, którą chciałbym zobaczyć zaadaptowaną na język filmu/teatru, to…

Moim narzędziem jest język, słowo pisane, i jakoś dobrze się czuję w tych czarnych znaczkach. Filmy oglądać lubię, natomiast to jest dla mnie język obcy. Jaką książkę chciałbym zobaczyć przetłumaczoną na język filmu? Chodzi o moje książki, czy w ogóle? Proszę mi dać chwilę do namysłu… Może odpowiem tak: każdy z nas w trakcie lektury tworzy sobie prywatną ekranizację książki, którą czyta. I później, gdy dochodzi do faktycznej, a nie wyimaginowanej ekranizacji, okazuje się, że bardzo rzadko to jest TO. Wniosek z tego moim zdaniem taki, że wyobraźnia czytelnika jest z pewnością inna – a może nawet bogatsza – niż wyobraźnia tego, kto tworzy adaptację i kogo poza tym ograniczają możliwości techniczne. Widać to bardzo, kiedy się ogląda starsze filmy, gdzie są efekty specjalne – nietrudno dostrzec miejsca, w których nastąpiła ingerencja komputera, a więc sztuczność. Choć oczywiście dobrze, że powstają adaptacje. Adaptacją wyjątkową i moim zdaniem genialną, ale nie tekstu dla dzieci, jest „Wesele” Wajdy i Wyspiańskiego. Od pierwszego wejrzenia zachwyciłem się tym, jak można przenieść poezję i epokę i też głębsze przesłania… A da się to zrobić, ale potrzeba przy tym czegoś, co trudno nazwać i czego trudno oczekiwać: to jest ta iskra boża – coś, czego nie sposób sobie wypracować albo kupić, co albo jest, albo nie ma. Ale tak myślę… No jest przecież cała klasyka, jest „Czarnoksiężnik z Krainy Oz”, stary film, tak po amerykańsku zrobiony, ale trudno, żeby było inaczej. To jest coś, co pamiętam. Pamiętam z dzieciństwa „Śpiącą królewnę” Disneya. Oglądałem ten film jako sześciolatek i to było wstrząsające – scena walki ze smokiem; to zostaje przez już ponad pół wieku, więc musiało tam być coś, co przemawiało do takiego dziecka. Ale i ze współczesnych książek powstają, na szczęście, adaptacje filmowe. Choćby serial o ryjówce Florce, o żubrze Pompiku… Bardzo się z tego cieszę. Może i „Pan Kuleczka” też zostanie kiedyś przeniesiony na ekran? Ciekaw jestem, jak by to mogło wyglądać. „Wesoły Ryjek” też mógłby się tam pojawić, prawda?

4. Książka, którą chciałbym, aby ktoś mi poczytał, to…

Może znowu inaczej. Mam to szczęście, że różni ludzie już czytają mi książki – po prostu korzystam z audiobooków. To jest coś pięknego, zwłaszcza przy dłuższej jeździe samochodem – podróż staje się krótsza i można odbierać świat dodatkowym zmysłem, bo nie tylko wzrok działa i widzę piękne pejzaże, ale i słuch chłonie różne historie, które są mi opowiadane. To nie są książki dla dzieci, słucham zwykle kryminałów albo literatury faktu. A czytają świetni aktorzy! Jako twórcy też mi się szczęści, bo moje książki również są czytane przez znakomitych aktorów. Pani Anna Seniuk, Pan Krzysztof Globisz, Pan Piotr Fronczewski – słuchać takich głosów to czysta przyjemność! Co bym chciał, żeby mi poczytali? (Uwaga! Zamówienie specjalne! Ł.Ł.) Ostatnio zachwycałem się przeczytanym po raz pierwszy dziennikiem Andrzeja Bobkowskiego „Szkice piórkiem”. To jest cegła – barwna fascynująca i wielowymiarowa (bywają takie cegły!), ale też nie dla dzieci, no właśnie… A jeśli chodzi o literaturę dla dzieci… Muminków bym chętnie posłuchał! Bardzo lubię ten świat i tę rodzinę, i te obserwacje. Są na audiobooku, ale nie miałem okazji słuchać, czyta chyba Pani Jungowska? (przytakuję, choć też nie słuchałem, bo coś mi się tak kojarzy, ale potem okazuje się, że i owszem, Pani Edyta wyczytała brawurowo, ale całą Astrid Lindgren, za to historie Tove Jansson związały się z głosem Pana Krzysztofa Kowalewskiego; „tyz piyknie”, jak rzekłby Kwiczoł z Janosika, Ł.Ł.)? Muszę sięgnąć.

5. Książka dla dzieci i młodzieży, którą odkryłem jako dorosły, to…

To właśnie „Muminki”. Czytałem „Muminki” dopiero w liceum, czyli jako młody dorosły. Za to odkrycie jestem wdzięczny koledze z klasy, czyli też już dużemu facetowi, który potem zresztą został reżyserem teatralnym. On mi tę książkę polecił. Mam tam dwa ulubione opowiadania. Jedno – o niewidzialnej dziewczynce, które pokazuje, jak możemy stać się niewidzialni, aby się bronić przed światem. I to, co jest potrzebne, to ciepło Mamy Muminka, które sprawia, że dziewczynka stopniowo staje się widzialna. Bardzo piękna metafora, bardzo prosta, ale piękno jest właśnie w prostocie. I drugie opowiadanie – o ostatnim smoku na świecie, a w gruncie rzeczy o przyjaźni, gdzie jest pokazane, na czym polega prawdziwa przyjaźń, zdolna do wyrzeczenia się tego, co cenne, ale nigdy tak cenne jak ona sama.

fot. Wikipedia

oprac. Łukasz Łęcki

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj