Zło nie uchyla kapelusza

0
999

Poprzez grozę również możemy „uczyć i wychowywać”. To, co teraz powiedziałem, zapachniało dydaktyzmem, ale książki pisze się przecież nie tylko dla rozrywki. To uwaga chyba szczególnie trafna w czasach, gdy różnorodnej rozrywki jest nazbyt wiele, a autorytety chcące „uczyć i wychowywać” można napotkać głównie w podręcznikach historii i muzeach – mówi Grzegorz Gortat, autor książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych.

Ewa Skibińska: Kilka lat temu duże wrażenie zrobiła na mnie lektura Pańskiej książki „Szczury i wilki”. To tytuł raczej dla starszej młodzieży i dorosłych czytelników. Napisał Pan mocną książkę o Holocauście i przemocy, o współcześnie odradzającej się ideologii nazizmu i nacjonalizmu. Miałam ciarki. Lubi Pan mocny, wyrazisty przekaz w książkach?

Grzegorz Gortat: Przyjęty styl zależy w dużej mierze od tematyki. W „Szczurach i wilkach” proponuję czytelnikowi zajrzeć za kulisy spokojnej, ustabilizowanej codzienności XXI wieku – a tam toczy się zupełnie inny spektakl. Jeśli nie przerwiemy go w porę, Holocaust przestanie być tylko historią. Ten „mocny przekaz” to właśnie próba zawładnięcia uwagą czytelnika na tyle, by tą historią i opisywanym zagrożeniem się przejął.

Przyznam zresztą, że ze „Szczurami i wilkami” wiąże się szczególne doświadczenie. Wśród czytelników, którzy dzielili się ze mną swoimi odczuciami po lekturze powieści, miałem również byłych więźniów Auschwitz. I jeśli oni przyznawali, że książka w odbiorze jest wstrząsająca, to był to dla mnie sygnał, że nie pozostawi ona letnimi również młodych czytelników. Tym bardziej żałuję, że mimo prób podejmowanych przez wydawcę, jak też moich starań, Ministerstwo Edukacji Narodowej nie wykazało zainteresowania książką.

ES: Wielka szkoda, jestem orędowniczką odświeżenia kanonu lektur szkolnych o dobre, współczesne pozycje. Pomówmy o nowej serii wydawnictwa Ezop „Lepiej w to uwierz!”. Krąży ona wokół historii z życia wziętych, ale są to książki łączące cechy literatury fantasy i horroru. Trzy Pana tytuły traktują o różnych skrajnych sytuacjach, w których znaleźli się mali bohaterowie. Nie za dużo przeżyć zrzucił Pan na ich barki? Skąd wybór tak trudnych tematów?

GG: Poprzez grozę również możemy „uczyć i wychowywać”. To, co teraz powiedziałem, zapachniało dydaktyzmem, ale książki pisze się przecież nie tylko dla rozrywki. To uwaga chyba szczególnie trafna w czasach, gdy różnorodnej rozrywki jest nazbyt wiele, a autorytety chcące „uczyć i wychowywać” można napotkać głównie w podręcznikach historii i muzeach.

Sięgnąłem po elementy fantasy i horroru, bo akurat elementy tych gatunków mogą uatrakcyjnić trudny przekaz i skupić na nim uwagę młodego czytelnika. Bo rzeczywiście stawiam czytelnika w charakterze obserwatora wydarzeń i problemów, z którymi niełatwo się zmierzyć: śmierć i choroba, okrutność świata dorosłych, triumf zła – na szczęście zazwyczaj triumf tylko pozorny. Ale czy świat, w jaki wprowadzam czytelnika, jest naprawdę malowany przesadnie czarnymi barwami? Nie sądzę. Moim zadaniem jest pokazać, że poza światem magii, wyobraźni i gier jest świat prawdziwy, ten ze złem i śmiercią, w którym decyzji nie da się cofnąć przez wciśnięcie klawisza Return. A jednocześnie przypominam, jakie w tym realnym świecie liczą się wartości: lojalność, przyjaźń, gotowość do poświęceń, honor, obrona słabszych, szacunek dla innych.

ES: Najnowsza powieść „Miasteczko Ostatnich Westchnień” wydała mi się momentami trudna, nawet drastyczna. Walki psów, bezwzględny burmistrz i jednocześnie okrutny ojciec, los zwierząt zamęczonych na śmierć przez ludzi. Ale zło jest tu bohaterem nie bez powodu…

GG: Zło nie uchyla kapelusza, żeby pokazać, co ma na głowie, i prawie nigdy nie przedstawia się prawdziwym imieniem. Tak jak nie możemy akceptować okrucieństwa człowieka wobec człowieka, tak nie wolno nam przymykać oczu na okrucieństwo ludzi w stosunku do zwierząt. Nie zamierzam udawać współczesnego krzyżowca, który stworzył sobie idealny świat i świat prawdziwy próbuje do tego ideału przypasować. Chcę raczej przekonać czytelników, że nasza akceptacja zła rodzi się często nie tyle ze strachu przed źródłem zła, ile z czystego wygodnictwa. Przecież nie w każdym przypadku potrzebna jest interwencja Supermana. Nierzadko wystarczy tylko wykonać telefon do właściwej instytucji. Albo nie przejść obojętnie obok ofiary.

ES: Pisząc książkę, wyobraża Pan sobie swojego czytelnika? W podtekście kryje się pytanie: dla kogo są Pańskie ksiażki?

GG: Piszę dla czytelnika, który nie boi się trudnych tematów. A z punktu widzenia literackiego, chciałbym, by mój czytelnik lubił bawić się w tropiciela literackich śladów i zagadek, które wplatam do powieści. Tak też jest w książkach, które tworzą serię „Lepiej w to uwierz!”. Jest tam całkiem sporo tropów odnoszących się do Kafki. Chętnie się dowiem, czy ktoś z czytelników dorosłych tropy te odkrył. (…)

Cały wywiad znajdziecie w najnowszym 23. numerze kwartalnika „Ryms”. Pismo jest dostępne w Empikach, dobrych księgarniach i na naszej stronie.

Fot. archiwum G. Gortata

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj