Gdy zaczynam uczyć się nowego języka obcego, na pewno na starcie nie robię jednej rzeczy. Nie wyciągam słownika i nie uczę się wszystkich słówek na pamięć, zwłaszcza gdy język operuje innym niż łaciński alfabetem. Nie robię tego, gdyż to nie ma sensu. Jest bezproduktywne, nudne, męczące, nużące i nieskuteczne. Zawsze zaczynam od fundamentów. Zadaję sobie pytanie, dlaczego i po co uczę się tego właśnie języka. Oglądam go z oddali. Wsłuchuję się w niego. Czytam o tych, którzy się nim posługują, i o kulturze, którą współtworzy. Poznaję fundamentalne słówka, bazowe operacje gramatyczne, łączę, staram się rozumieć. Nawet gdy dochodzę do poziomu, który w język angielskim nazywany jest proficiency, nie biorę słownika i nie uczę się wszystkich słówek na pamięć.
Niestety mam głęboką obawę, że realia systemu edukacji idą jednak w stronę takiego właśnie uczenia się. Młody człowiek ma znać szczegółowe elementy polskiej historii, nie rozumiejąc mechanizmów wyłaniania się zdarzeń dziejowych. Ma znać budowę okrytonasiennych i układ krwionośny dżdżownicy, nie rozumiejąc, czym jest życie. Ma umieć porównać poetykę renesansu i baroku, nie kosztując z drzewa poznania owocu, jakim jest namysł nad esencją piękna.
Systemu nie zmienimy pstryknięciem palca. Ale nasze indywidualne doświadczenie już możemy. Potrzeba tylko narzędzi, które nam w tym pomogą. Narzędzi, które niczym czarodziejska różdżka dokonają transmutacji nudy w zachwyt. I tak się składa, że pewne wydawnictwo – nomen omen „Hokus -Pokus” – podarowało nam takie narzędzia. Mam na myśli dwie książeczki o Teo, w których nie dość, że się zakochałem, to jeszcze natychmiast zobaczyłem ich potencjał dydaktyczny. Ale taki potencjał dydaktyczny par excellence, niemający nic wspólnego z potocznymi skojarzeniami słowa “dydaktyka”.
Te dwie książeczki, ktoś powie, są dla dzieci, a ja nie mam dzieci. Oczywiście, że są dla dzieci. Ale czy tylko dla nich? Wszyscy tu obecni i wszystkie tu obecne skończyliśmy tę samą pruską szkołę. Jeżeli nie mieliśmy akurat szczęścia z trafieniem na dorosłych, którzy by nam rozcieńczyli słoną wodę nudy, sztywności i zakuwania faktów o świecie słodką wodą zachwytu nad nim i rozumienia go, jestem pewien, że jesteśmy idealnymi odbiorcami i odbiorczyniami tych książek.
Wszystko bierze się bowiem od zdziwienia, zdumienia, zachwytu. Mówili o tym już architekci myślenia całej ludzkości, tacy jak Platon i Arystoteles. Ale mówią o tym także wszyscy eksperci i wszystkie ekspertki, od neuronakowców i neuronaukowczyń po specjalistków i specjalistki od pedagogiki zabawy, że nie ma lepszej drogi poznania świata, rzeczywistości i samych siebie niż to fundamentalne coś, co rodzi się w wyniku szczerego zainteresowania. „Myśli Teo” i „Piękno Teo” właśnie to w nas generują. Ten pradawny impuls, który od wieków pchał ludzi do stawiania pytań i poszukiwania na nie odpowiedzi. I dbają o tę kluczową kolejność. Najpierw, poruszeni, zaczynamy się zastanawiać. Czy można myśleć o myślach? Czy myśleć o dwóch rzeczach naraz? Czy myślimy tak samo jak myślą zwierzęta? Co jest esencją piękna? Czy jest ono czymś subiektywnym czy obiektywnym?
Czy istnieje coś, co jest bezspornie piękne, czy jednak piękne jest to, co się komu podoba? W ten sposób można budować zainteresowanie, a tym samym – edukację. Autorka, Agata Królak, właśnie tak robi. Po podróży przez kluczowe pytania, zawieszone w cudownych, prostych, pastelowych ilustracjach, na samym końcu udziela odpowiedzi, które płyną z tego, co ustaliła nauka. Na samym końcu. Merytorycznie, krótko, tyle, ile trzeba. Po takiej podróży rzeczywiście można sięgać dalej. Można na biologii uczyć się o układzie nerwowym – także dżdżownicy, w końcu zaczęliśmy się zastanawiać, czy takie stworzenia też myślą. Można na języku polskim i historii uczyć się o pięknych wytworach ludzkiej ręki, czy to budowlach, czy literaturze, czy malarstwie, bo sami chcemy odkryć, czy jest w nich jakaś wspólna nić, czy ich kształt wynika z jakichś preferencji epoki. A stąd już blisko do mechanizmów dziejowych i chęci przyjrzenia się, jak one działały w konkretnych wydarzeniach…
Agata Królak wypełnia swoimi książkami lukę, którą zostawia system edukacji. Lukę bazową. Lukę fundamentalną. Jej książki nie usuną negatywnych efektów systemu, ale mogą doskonale je rozcieńczyć. W obecnych realiach, w dzisiejszych czasach, są potrzebne rzeczywiście jak słodka, świeża, życiodajna woda. Dla wcześniej i później urodzonych. Bez wyjątku. Luka do wypełnienia jest bowiem ogromna. Ale na szczęście mamy dobre narzędzia. Dlatego nie mogę się doczekać, aż powstaną kolejne opowieści o Teo. „Dobro Teo”, „Życie Teo”, „Ziemia Teo”, „Język Teo”, „Rodzina Teo”… i wiele, wiele innych.
Przemek Staroń – psycholog, filozof i kulturoznawca. Autor książek „Szkoła bohaterek i bohaterów”. Nauczyciel Szkoły w Chmurze, wykładowca w SWPS, Nauczyciel Roku 2018, Człowiek Roku w kategorii wzorowe zachowanie, finalista nauczycielskiego nobla Global Teacher Prize.