Zawsze myślałam, że antysemityzm dotyczy świata dorosłych. Życie wytrąciło mnie z tego przekonania. Ten antysemita miał dziesięć lat, jasne włosy, niebieskie oczy, dziecinne rumieńce na pucołowatych policzkach. Mieliśmy tego dnia mówić o „Królu Maciusiu” Janusza Korczaka. Nic nie wskazywało na to, że temat lekcji będzie zupełnie inny niż przygody dziecka króla, które chce zmienić na lepsze świat, a przede wszystkim myśli o losie dzieci.
Burza rozpętała się, gdy inny chłopiec wspomniał o Januszu Korczaku (słyszał od ojca), że był Żydem, że zginął z dziećmi w obozie.
Mały antysemita zareagował z temperamentem, krewko rzucając książką:
– Żyd! To ja nie będę tego czytał! Nie będę się tego uczył! Nie lubię Żydów!
– Dlaczego?! – zapytałam nieprzygotowana na taki obrót sprawy. – Czy coś wiesz o Żydach? Czy widziałeś kiedyś…?
– Brat mi mówił, że mają o, takie oczy (tu zwinął ręce w piąstki i przyłożył do oczu jak lornetkę) i takie uszy (pokazał ucinanie małżowiny usznej gdzieś w połowie).
Chciałam tymczasem zakończyć ten niespodziewany wątek, przemyśleć, co z tym począć, ale równie krewko odezwały się dwie koleżanki z klasy małego antysemity:
– To już wiem, dlaczego mnie nie lubisz. Bo jestem w jednej czwartej Rosjanką.
– Mówisz jak Hitler, który zamordował Żydów. Czytałam Pamiętnik Anny Frank, to wiem.
Argumentacja racjonalna do małego antysemity jeszcze nie przemawiała. Na to trzeba poczekać. Ale co zrobić, żeby nie wyrósł z niego duży antysemita?
Zbiłam go z pantałyku zapytaniem:
– A co powiesz, jeśli ja jestem Żydówką?
– No, co powiesz? – zawtórowały mi uczennice.
Tego było dla niego za dużo. Zamilkł.
Co zrobić, by z małego nie wyrósł duży antysemita? Istnieje luka w polskim przekazie ustnym historii. Zgładzeni Żydzi z tej części Europy nie mogą zabrać głosu, nie mogą zabrać głosu ich dzieci i wnuki. Tę ciągłość przekazu mogą (powinny) utrzymać dzieci, wnuki, prawnuki świadków życia przed Holokaustem i samej Zagłady. Mój uczeń z czwartej klasy wyniósł z domu prawicowe, endeckie stereotypy. Szkoła musi stanowić przeciwwagę braku domowego wykształcenia. W szkole podstawowej można działać na tym polu niejako kropla po kropli: bajki żydowskie, wspaniałe „Opowiadania dla dzieci” Isaaca Bashevisa Singera (grane znakomicie w warszawskim Teatrze Narodowym), a potem może być już samodzielna lektura „Kotki Brygidy” Joanny Rudniańskiej w klasie czwartej lub piątej.
Na dyskurs intelektualny, na prawdziwą historię przyjdzie czas w liceum, kiedy uczeń ma już ukształtowane poglądy i jest już mniej otwarty na przekaz z zewnątrz. Wobec Jankiela z „Pana Tadeusza”, Racheli z „Wesela” i Mendla z noweli Konopnickiej – stanie zadziwiony.
Brak na rynku książki w Polsce powieści o czasach Holokaustu na poziomie gimnazjum. Choćby powieści Uri Orleva, którego jedyną powieść po polsku pt. „Wyspa na ulicy Ptasiej” wydała Media Rodzina. A ma tenże pisarz na swym koncie wiele ciekawych, trzymających w napięciu, w konwencji prawie przygodowej, choćby pt. „Biegnij, chłopcze, biegnij!”. W Niemczech prawie w każdej księgarni można dostać jedną z jego powieści. Urwany w Polsce przekaz pokoleniowy dotyczący kultury żydowskiej szkoła też podtrzymuje w małym stopniu. Mogą go dopełnić dobre lektury domowe.
Mały antysemita odszedł z mojej szkoły, ale dla mnie problem i temat pozostały.
Maria Borzęcka, art. ukazał się w 11. nr „Rymsa w 2010 roku