Dobre książki obrazkowe są jak ogry i cebule – mają warstwy

0
1063

Kasia Warpas, Dobre książki obrazkowe są jak ogry i cebule – mają warstwy, [w:] „Ryms” nr 28, s. 2-3, jesień/zima 2016.

Nie kupujemy książek obrazkowych dla dziecka, kupujemy dla całej rodziny. Dlatego tak ważne jest dla nas, by się przy czytaniu z Potomką nie nudzić – estetycznie i tekstowo. Nie boimy się pokazywać córce książek na pozór „nieodpowiednich”, wyprzedzających grupę wiekową. Uważamy, że książki można czytać na wiele sposobów, że są one jak cebule, które można obierać z kolejnych warstw. Dajemy Potomce i sobie czas, by dotrzeć do sedna.

Nasza córka Greta ma półtora roku. Mieszkamy w Niemczech, a Greta wychowywana jest trójjęzycznie: po angielsku (tata), polsku (mama) i niemiecku (otoczenie). Dlatego w biblioteczce Grety nie brakuje książek w różnych językach. Tu skupimy się głównie na książkach jeszcze w Polsce niewydanych.

Tata Grety jest rodowitym Irlandczykiem, więc przy wyborze książek zwracamy uwagę na konstrukcję historii i możliwości interpretacji, jakie dają ilustracje. Irlandczycy kochają opowiadać! Dlatego tata Grety tak bardzo lubi czytać z córką książki swojego rodaka Olivera Jeffersa. Jedną z nich jest „Up and Down” (HarperCollins Children’s Books). Fabułą przypomina nieco „Sztukę latania” Jana Bajtlika (Wydawnictwo Hokus-Pokus). Jest zdeterminowany pingwin, który nie waha się użyć wszelkich środków, by nauczyć się latać. U Jeffersa nielotowi towarzyszy przyjaciel, mały chłopiec, który wspiera go w poszukiwaniach. Nie zdradzę, co się dzieje dalej i jak się kończy, ale jest wybuchowo, a nawet z chwilą grozy oraz naprawdę różowym happy endem. Czasem używamy tej książki jako Wimmelbuch (bogatej w szczegóły książki-znajdywanki, jak np. „Miasteczko Mamoko” Aleksandry i Daniela Mizielińskich (Wydawnictwo Dwie Siostry) „Potomko, a gdzie jest pingwin?” Mimo malarskiego, niedosłownego stylu ilustracji, nasza córka odnajduje głównego bohatera bez trudu na każdej rozkładówce. Czasem opowiadamy jej skrótową wersję zdarzeń. Na odczytywanie tekstu koncentracji jej jeszcze nie starcza. Zupełnie nie szkodzi, a nawet tym lepiej. Cieszymy się, że ta książka ma potencjał, by towarzyszyć nam jeszcze przez kilka następnych lat. Czekam też, aż Greta podrośnie, by móc z nią czytać wielowątkową mistrzowską książkę Jeffersa o literach „Once upon an Alphabet” (Philomel Books).

Matka – ilustratorka, zwraca głównie uwagę na stronę estetyczną książki. Bez fajnych obrazków nie przejdzie! Musi być w nich choćby odrobina humoru, nietypowa kreska lub rozwiązania techniczne. Z ogromną ciekawością śledziłam przed laty proces powstawania debiutanckiej książki Chrisa Haughtona „A bit lost”. Musiałam więc ją też kupić, u nas akurat w niemieckiej wersji językowej „Kleine Eule ganz allein” (Sauerländer). To dość prosta historia w zwięzłej, ale przyjemnie słodkiej estetyce, okraszona soczystą paletą kolorystyczną. Mała sowa wypada podczas snu z gniazda i szuka mamy. Czytelnicy razem z nią, bo sylwetka mamy ukryta jest na niemal każdej rozkładówce. Greta skupia się na razie na klasyfikacji zwierząt i ich cechach. To niedźwiedź Haughtona był pierwszym zwierzęciem w postaci 2D, któremu Greta przypisała odpowiednie słowo: „miś”. Młodego rodzica ogarnia w takich chwilach wzruszenie.

Matka – ilustratorka nie mogła też nie nabyć wykładu z anatomii dla najmłodszych odnalezionego w amerykańskiej serii BabyLit, czyli kartonówek opartych na literaturze klasycznej. Każdy tom to premiera nowego świata pojęć. I tak „Romeo i Julia” przedstawiają liczby, „Przeminęło z wiatrem” – pogodę, „Czarnoksiężnik z Krainy Oz” – kolory, „Sherlock Holmes” – tajemnicze dźwięki. Nie wszystkie książki uważamy za udane, ale „Frankenstein” (tekst: Jennifer Adams, ilustracje: Alison Oliver) to tekstowy i estetyczny majstersztyk. Oto Mała Miss Shelley buduje potwora i na podstawie schematu człowieka pokazuje, jakie kolejne części ciała są jej potrzebne. To na rozkładówkach lewych. A na prawych – każda z części ciała przedstawiona jest w użyciu, tym samym opowiadając historię Frankensteina. Uwielbiamy! Podpatrując schematy w książce, Greta coraz lepiej radzi sobie z nazywaniem własnej anatomii. Choć na razie najważniejszym bohaterem książki okazuje się ptak, drugoplanowy bohater jednej z rozkładówek, którego mała ornitolożka klasyfikuje, jak wszystkie inne zwierzęta latające, jako „kaczkę”. (…)

Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. z Magazynem dla Dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Na sceny z życia rodziny wielojęzycznej zaprasza na swojego bloga www.blog.kasiawarpas.com

Cały tekst do przeczytania w 28. numerze „Rymsa”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj