„Pora na ilustratora” to seria wywiadów z polskimi ilustratorami, którym Kasia Warpas zajrzała przez ramię podczas pracy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to jest być zawodowym obrazko-twórcą.
W dziesiątym odcinku „Pora na Ilustratora” odwiedziła Roberta Romanowicza w jego wrocławskiej pracowni. Twórczość Roberta to festiwal technik: od ołówka, poprzez malarstwo akrylowe, aż do miniatur 3D sfotografowanych i opracowanych na komputerze. Jest ojcem takich osobistości jak: Potioszki, Pan Drabinka, Spider-Bear, El Potworro czy HunterDuck. Na papierze bardziej znany z ilustracji do książek Wydawnictwa Tashka, m.in nagradzanych serii o Zuzi (do tekstów Maliny Prześlugli) oraz autorskiej serii czterojęzycznych Minisłowników dla najmłodszych (+2). To ostatnie doceniam szczególnie, jako matka trójjęzycznego potomka. Roberta zastałam przy biurku, gdy kończył właśnie rysowanie dwóch najnowszych książek: kolejnej części przygód Miszy i Griszy (do nabycia niebawem) oraz „A niech to gęś kopnie” (tekst: M. Guśniowska), którą – kiedy to czytacie – można już nabyć w księgarniach (obie pozycje: Wydawnictwo Tashka).
Kasia Warpas: Na początek dla rozgrzewki powiedz proszę gdzie najczęściej rysujesz?
Robert Romanowicz: Jeśli pracuję w domu – a najczęściej pracuję w domu – to po prostu przy moim stole roboczym. W tym roku miałem sporo wyjazdów. Jeżdżąc pociągami, ma się sporo czasu na nowe szkice czy nawet akwarelki.
KW: A gdzie ten Twój stół roboczy stoi? Masz w domu pracownię?
RR: Właściwie to kilka lat temu, oddając moją pracownię dzieciom, zamieniłem ją na kącik w większym pokoju. Dlatego słowo „pracownia” w moim przypadku brzmi szumnie. Stół, kredens, niewielka witrynka oraz skrawek pokoju to moje królestwo. Wszystko to sprawia, że nie mogę pozwolić sobie na artystyczny nieład, a chciałbym trochę poszaleć od czasu do czasu. Mimo wszystko daję radę, głównie dzięki wyrozumiałości Pani Domu.
KW: O! To dokładnie jak u mnie. Masz w takim razie ulubioną porę dnia do rysowania?
RR: Chyba nie ma to dla mnie aż tak dużego znaczenia. Natomiast po długim dniu, późno w nocy, gdy już przychodzi chwila rozluźnienia robię sporo szkiców. To ten moment, kiedy powstają nowe postaci, które następnego dnia przenoszę na płótno.
KW: Sporo to znaczy ile? I czy to się dzieje podczas na przykład oglądania telewizji czy zamiast?
RR: Kilkanaście, czasem więcej. Lubię robić sobie kilkuminutowe przerwy na telewizję, ale to sporadycznie. No chyba, że akurat leci „Miś” Barei. Z doświadczenia wiem, że nawet te najbardziej proste szkice zawsze się przydają. Często do nich wracam.
KW: To jak już omawiamy sprawy czasu i rutyny: Od czego zaczynasz dzień pracy? Temperujesz wszystkie ołówki? Przecierasz ekran monitora?
RR: Fajnie byłoby zaczynać dzień od ostrzenia ołówków. Jednak najczęściej po prostu odpisuję na maile i oczywiście kilkanaście minut – tzn. tak powinno być, ale raczej trwa to dłużej – przeznaczam na przeglądanie internetu.
KW: A co tam dokładnie przeglądasz?
RR: A na przykład: co nowego zmalowali inni obserwowani przeze mnie artyści. Czasem odpisuję na komentarze lub komentuję prace innych ilustratorów. Zamieszczam posty z nowymi pracami na portalach społecznościowych. Ogólnie staram się nad tym wszystkim panować.
KW: A gdy rysujesz, czy podczas pracy są jakieś napoje? A może przekąski?
RR: Zazwyczaj dwie małe kawki.
KW: I poza tym nic? To kiedy jesz?
RR: W międzyczasie. Nawet zdarza się, że w ramach relaksu pozwalam sobie na upichcenie czegoś nieskomplikowanego. A po powrocie do domu, domownicy muszą zmierzyć się z tym czymś.
KW: À propos domowników, czy mogą przy rysowaniu towarzyszyć Ci inni? Czy wolisz jednak absolutną samotność?
RR: Nie przeszkadza mi w rysowaniu obecność innych. Zresztą jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś ciągle ode mnie coś chce. Przez ostatnie trzy lata byłem nianią na pełny etat dla mojej córki Leny. Dopiero od niedawna mam szansę poczuć, jak to jest pracować w ciszy.
KW: Rysowałeś, kiedy córka była w domu? Malowaliście razem?
RR: Oczywiście. Chociaż ostatnio Lena ma bzika na punkcie wycinania i klejenia wszystkiego do wszystkiego. Ale lubi rysować, tak samo zresztą jak Filip, który ma 7 lat. Bardzo lubię jego rysunki.
KW: Skoro praca w ciszy, to nowość, czy muzyka czasem ci towarzyszy?
RR: Raczej słuchanie tego, co wydobywa się ze szklanego ekranu. Lubię co jakiś czas odejść od biurka i popatrzeć sobie na przykład na to, co ciekawego gotuje się na świecie.
KW: Powiedz, co ci się najłatwiej rysuje?
RR: Potworki, dziwolągi i śmieszne zwierzęta.
KW: Zawsze tak było? Przecież jesteś architektem z zawodu.
RR: No tak. Prawie dziesięć lat pracowałem w zawodzie. Myślę, że dużo mi dała praca w architekturze, jednak to, czym teraz się zajmuję, jest dla mnie najważniejsze.
KW: A ile godzin dziennie potrafisz poświęcić na rysowanie? Jaki jest Twój życiowy rekord?
RR: Pracę zaczynam przed południem, a kończę około drugiej w nocy. Jeśli nawet mam w tym czasie sporo rysowania, to i tak staram się zrobić przerwę, na przykład na malowanie czy klejenie miniatur. Ostatnio pracowałem przy książce, gdzie ilustracje wykonywałem w ołówku. Sporo rysowania, prawie 40 ilustracji. Tak, to był maraton.
KW: Tytanie pracy! Czy przed wysłaniem, pokazujesz komuś swoje prace?
RR: Tak. Żona, syn Filip oraz trzyletnia teraz Lena są pierwszymi recenzentami.
KW: Są surowi czy wyrozumiali?
RR: Szczerzy. Bardzo liczę się z ich zdaniem, ale czasem robię po swojemu.
KW: Teraz jeszcze pytanie fundamentalne. Wspomniałeś już o szkicowaniu wieczorami, ale czy to znaczy, że prowadzisz szkicownik?
RR: W pracowni rysuję na luźnych kartkach. Oczywiście wszystkie szkice – nawet te najzwyklejsze – archiwizuję. Lubię do nich wracać, co jakiś czas. Poza tym łatwo się je skanuje do późniejszej obróbki. Ale oczywiście poza pracownią rysuję w szkicownikach. Mam ich kilka, choć nie udaje mi się prowadzić systematycznych wpisów, jak to mają w zwyczaju robić inni ilustratorzy – strasznie im tego zazdroszczę.
KW: Masz ulubiony szkicownik?
RR: Moim ulubionym jest ten zrobiony przeze mnie ze zbieraniny starych kartek. Zszyłem sobie to wszystko w całość. Uwielbiam stare, pożółkłe, poplamione, czasem podarte kartki – im mocniej tym lepiej.
KW: Tą miłość widać bardzo w Twoich pracach! Przyznaj się, proszę, ukrywasz w swoich ilustracjach autoportrety albo powtarzalne elementy?
RR: Autoportrety raczej nie – może raz mi się to zdarzyło. Ale są elementy, które czasem przemycam w ilustracjach. Czasami rysując jakieś pomieszczenia, na ścianach „wieszam” moje obrazy, które kiedyś namalowałem, i które w oryginale wiszą w galerii, czy na przykład u kogoś w domu gdzieś na świecie.
A na koniec pytanie, którego nikt Robertowi nie zadał w wywiadach, a jako ilustrator, miał ochotę na nie odpowiedzieć:
RR: Oj, to trudne pytanie. Może: Czy trudno rysuje się kółko stojąc na głowie?
RR: Nic prostszego!
Prace Roberta Romanowicza znaleźć można tutaj:
https://www.behance.net/robertromanowicz
https://www.instagram.com/robertromanowicz/
https://www.flickr.com/photos/pantone2008
https://www.youtube.com/user/rrpantone
https://pl.pinterest.com/romanowicz/
https://www.etsy.com/shop/artrobertromanowicz
Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. Z magazynem dla dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Kupuje książki obrazkowe dla samych ilustracji. www.kasiawarpas.com