Książka „Ferment w mieście” napisana przeze mnie a zilustrowana przez Martę Ignerską zrobiła trochę fermentu, została nominowana do 17. Literackiej Nagrody m.st Warszawy. To było duże wyróżnienie. Polecam ją nieustająco, nasz duet dał czadu. Można ją teraz kupić z dużym rabatem na stronie wydawnictwa Hokus-Pokus. Przeczytajcie recenzje Romka Kurkiewicza. Sztos (moje słowo roku) Marta Lipczyńska-Gil
Ludwig Wittgenstein, jeden z najwybitniejszych filozofów XX wieku, uważał, że „przedmioty są bezbarwne”. Lektura wybuchowej książki duetu Mart: Lipczyńskiej-Gil (słowa, smoła, sława!) i Ignerskiej (barwy, kreski, plamy!) mogłaby nie być dla niego wciągająca. My jednak Ludwikami nie jesteśmy i z zachwytem pomieszanym z odurzeniem udajemy się w podróż po mieście, które tętni i buzuje fermentem. Nie jest on zepsuciem, a kreacją nowych światów, płaszczyzn widzenia i kroczenia. Poprzez mikropodróże, mikro-her- i his-toryjki owoców i niekiedy mrówek poznajemy własne miasto od nieznanej, podszewkowej strony.
Ferment Mart wibruje absurdem i pogania paradoksem, żadnej logicznej logiki tu nie napotkamy, a jedynie precyzję nieokiełznanej wyobraźni okraszonej fantazmatami uwolnionych od oczywistości kolorów i graficznych tuneli. Wśród bohaterów i bohaterek nadziewamy się na dojrzałe banany, słodkie maliny, kwaśne czereśnie, twarde śliwki czy na osadzonego, jak Róża Luksemburg w kazamatach Cytadeli, osamotnionego grejpfruta. Ale nie ma co zdradzać wątków, przygód i przedstawiać wszystkich bohaterów i bohaterek. Są korki, są wciąż taksówki, a figura ciotki pojawia się nieprzypadkowo więcej niż raz. Grozą wieje z filmu o wampirach, na który wybrały się poziomki… Bajka ta na szczęście jest pozbawiona puent, pół puent i ćwierć puent. Jest jedna. Cała i do pożarcia na raz, a dobrze. No to częstujcie się Czytelniczki, Czytelnicy, patrzyciele i czytaczki, oto duet w pełnym locie, proszę wsiadać, oczy zamykać, barwy pojawią się same. Nie pytajcie, co i dlaczego? Zachwyćcie się tym: JAK! A tak. No bo „Ferment…” Lipczyńskiej-Ignerskiej to feerie fruktów frunących w furiach fraz. Po prostu. I nic mniej. Tylko bardziej.
Roman Kurkiewicz