Wielkie książki dla małego człowieka (o twórczości Wolfa Erlbrucha)

0
1496

W 2017 r. Wolf Erlbruch (ur. 1948), niemiecki ilustrator i autor książek dla dzieci, został laureatem Nagrody im. Astrid Lindgren (ALMA). To nagroda międzynarodowej literatury dziecięcej, ustanowiona przez szwedzki rząd w 2002 na cześć szwedzkiej pisarki dla dzieci Astrid Lindgren. Nagroda przyznawana jest corocznie do wysokości pięciu milionów szwedzkich koron. Nagrody mogą być przyznawane pisarzom, ilustratorom, narratorom lub promotorom czytania, których praca jest zgodna z duchem twórczości Astrid Lindgren.

Małgorzata Cackowska, Wielkie książki dla małego człowieka { o twórczości Wolfa Erlbrucha dla dzieci }, [w:] „Ryms” nr 1, maj 2007, s. 1-2

Co czyni książkę dla dzieci znaczącym komunikatem kultury? Treść – ważna lub poważna, ale odpowiadająca zarówno dzieciom, jak i dorosłym? Grafika lub malarstwo – sięgające do najlepszych tradycji i szczycące się doskonałym warsztatem? Słowo – dobra, wartościowa literatura? Stworzenie dziecięcego świata?

Wolf Erlbruch tworzy książki ważne, często podejmuje w nich tematy egzystencjalno-filozoficzne. Mówi o nieprzystawalności świata dziecięcego i świata dorosłych, o śmierci, o stworzeniu, o sensie życia. Książki te mają za zadanie, bardziej niż jakiekolwiek inne, prowokować rodziców i dzieci do rozmów. Jednak szczególną ważność kulturową zawdzięczają treści i formie, tworzącym spójne, nieinfantylne dzieła sztuki. Warto więc przyjrzeć się cechom tych dzieł, próbując zagłębić się w tajemnice warsztatu ich twórcy.

Po pierwsze: kogo i co artysta przedstawia?

Oprócz mistrzostwa w doborze tematów własnych lub też ilustrowanych przez siebie książek, Wolf Erlbruch genialnie wprost przedstawia postacie. Są one zróżnicowane, jednak ogólnie można podzielić je na ludzkie i zwierzęce, choć te ostatnie są najczęściej doskonałymi antropomorfizacjami, podkreślającymi oczywiście cechy ludzkie, ale także i zwierzęce. I tak kret słabo widzi, ma więc okulary. Zwierzątka często są ubrane, niektóre skąpo, a te przedstawione w zimowych miesiącach corocznie tworzonego Kinder ZimmerKalender w bardzo cieplutkie odzienie – swetry i szaliki. Przez deformacje, zwiększenie rozmiarów głowy lub tułowia, artysta często nadaje swym postaciom groteskowy charakter. Robi to jednak nie po to, by śmiać się z takiego bohatera, lecz by pokazać jego sytuację (głównie społeczną) i jej konsekwencje – np. postacie ze „Strasznej piątki” (wyd. Hokus-Pokus, 2007) – wykluczeni, odrzuceni, głównie przez swój wygląd.

Bohaterowie ludzcy, a szczególnie dziecięcy, pokazani są zawsze z ogromną sympatią, ale przede wszystkim ze zrozumieniem i szacunkiem dla małego, niedorosłego człowieka. Dorośli natomiast, choć również przedstawieni z sympatią, często są surowiej oceniani, przez wyeksponowanie ich nieprzyjemnych (delikatnie to nazywając) cech. Wydaje mi się, że to swoiste credo pedagogiki Wolfa Erlbrucha albo wprost – jego antypedagogika (świetnie zresztą na niemieckim gruncie uprawiana w przeciwwadze do rozprzestrzenionej tam również tzw. „czarnej pedagogiki”).

Widać, że twórca wyraźnie trzyma stronę mniejszego, słabszego, nierozwiniętego jeszcze tak, jakby sobie tego świat dorosłych życzył. Na przykład w kalendarzu z 2006 roku psinka-uczennica wspina się na paluszki, by spełnić wymagania pomiaru, którego linijka przykładana do jej głowy i ściany, dokonuje ślepy, duży pies-nauczyciel. Fortel ten jest co prawda oszustwem, ale czy to dopuszczalne, by mierzyć dzieci jedną linijką, oceniać według jednej miary (np. egzaminy po wszystkich poziomach edukacji), gdy te, w swej indywidualności, pomiarowi się wymykają? Dlatego, tak sądzę, tenże psi nauczyciel przedstawiony został jako ślepy. Ślepy na to, co niemierzalne, a najbardziej w rozwoju człowieka znaczące.

Podobnie jest w „Nocą” („Nachts”), tyle tylko, że tam dystans między dorosłym a dzieckiem jest jeszcze bardziej nie do pokonania. Dzieckiem rządzi logika potężnej wyobraźni, ożywająca podczas nocnej wyprawy, wobec której dorosły (tu ojciec) jest ślepy. Wprawdzie towarzyszy dziecku, ale nie widzi nic. Nocą to bowiem metaforyczna podróż w noc małego Fonsa (który nie może zasnąć) i jego ojca (niechętnego tej podróży). Książka ta ma wiele warstw odczytań: jedną z nich (może najprostszą) jest nocny spacer, w trakcie którego jednocześnie (jakby w wyobraźni bohatera – małego Fonsa) dzieją się rzeczy niezwykłe, fantastyczne, zaskakujące i tajemnicze (co jest dostrzegalne na ilustracjach) i ,,nic się nie dzieje” – w przekonaniu śpiącego ojca (o czym informuje tekst). Ukazuje się w ten sposób kontrast pomiędzy dwoma światami – dziecięcym i dorosłym; przygody i schematu; fantazji i zimnego rozsądku; otwartości i domknięcia.

Wolf Erlbruch nie jest jednak całkowicie bezwzględnym sędzią dorosłych. Dla przykładu Pani Meier, bohaterka książki „Frau Meier, die Amsel” (Peter Hammer Verlag), przedstawiona jako starsza już gospodyni domowa, potrafi realizować swoje pragnienia – marzenia o lataniu, tj. o oderwaniu się od codzienności…. W tym przypadku artysta jakby „trzymał” z tymi już dorosłymi, którzy potrafili zachować w sobie, pomimo starszego wieku, najważniejsze atrybuty dzieciństwa – wyobraźnię, a w niej marzenia.

Przedstawienie Boga… To jest dopiero wyzwanie dla Wolfa Erlbrucha! W kalki i stereotypy rządzące przedstawieniem takiej postaci jesteśmy wpychani od wczesnego dzieciństwa. Jaki jest ten schemat, nie trzeba nawet pisać. Artysta jednak nie poddaje się mu. „Jego” Bóg, cały monochromatyczny (zrobiony z zielonkawo-morskiego papieru pakowego – podobnie zresztą jak człowiek w „Stworzeniu” (Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2005), ale też i wiele innych postaci w różnych książkach), jest wielki, grubaśny, łysy i z długą brodą, a to, co robi, jest niekonwencjonalne: kręci banany na czubku nosa, pluszcze nogami w wodzie, a dzieło jego stwarzania wygląda niczym czary…

„Wielkie pytanie” (Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2006) to z kolei kalejdoskop wszystkich niemal stworzeń – znajdziemy tu

te ważne i mniej ważne, ożywione i nieożywione, których cechy twórca uchwycił genialnie, każdemu poświęcając godnie całą rozkładówkę.

Po drugie: jaki jest jego projekt graficzny?

W pracach Erlbrucha można wyróżnić dwa style graficzne: rysunek i asamblaż. Wypracowane rysunki postaci znajdziemy w książkach „O małym krecie…” (Wydawnictwo Hokus-Pokus, 2005), „Straszna piątka”. W tej formie plastycznej ekspresji objawia się geniusz artysty, doskonałe wyczucie „rzeczywistości pozailustracyjnej (pozaekreanowej)”. Dla przykładu, w „O małym krecie…”, krowa nie jest przedstawiona w całości, ale widać wystarczająco dużo, by nie pomylić jej z żadnym innym zwierzęciem. Takie przedstawianie jest o tyle ważne, że uczy proporcji, pozwala na apercepcję tematyczną, dostarcza właściwych wzorców wyobrażeniowych. Doskonałość palców Wolfa Erlbrucha przejawia się także w rysowaniu (czasem tylko konturach) wszelakich kończyn u wszelakiego rodzaju istnień, np. świńskich raciczek, pazurków kreta, łap psa i zająca (w „O małym krecie…”), dłoni i stóp Boga („Stworzenie”), dłoni ślepca czy ogrodnika oraz Babci, trzymającej uniesiony w górę cukierek („Wielkie pytanie”) – takie przykłady można by mnożyć bez końca. Na nosie licznych bohaterów znajdziemy też okulary (u konia i kreta w „O małym krecie…”, u męża pani Meier, we „Frau Meier, die Amsel”). Okulary i kryjące się za nimi maleńkie oczęta zdają się być świadomie ukrytym (ale dającym się rozpoznać) elementem autoportretu artysty.

Kolaż/wycinanka/asamblaż to najczęstsza forma wypowiedzi artysty. Znajdziemy ją w najnowszych autorskich i ilustrowanych przez niego książkach: „Wielkie pytanie”, „Nocą”, „Stworzenie”, „Das Hexen – Einmal – Eins”, „Ein Kimmel für den kleinen Bären” i innych.

W tych pracach rozpoznamy pewne stałe i zarazem bardzo znaczące dla autora i jego twórczości elementy warsztatu. Są to: papier z zeszytu w kratkę (jak do ćwiczeń z matematyki); nieco pożółkły, czasem wyblakły papier pakowy, również w wyrazie nie najnowszy, zielonkawo-morski, o szorstkiej powierzchni (może nie dzieciom, ale dorosłym przywołujący wspomnienia dzieciństwa); kwiat irysa czy liście filodendronu – sentyment autora do zapełnionych tymi hodowanymi z wielką miłością przez matkę kwiatami okien rodzinnego domu; stare mapy topograficzne z widocznymi poziomami wzniesień, dolin i dołków, nawet z naniesionymi nań słupami. Znajdziemy także i wycinanki z tablic logarytmicznych czy rysunków technicznych, które nie tylko zdobią zbudowanego zeń bohatera, konstruują go z układów linii, z liczbowych słupków, ale też ilustrują jego charakter (w „Das Hexen – Einmal – Eins” do tekstu J.W. Goethe’go); tu i ówdzie (niczym wlepki) pojawiają się znakujące stemple chińskie (w „Werkstatt der Schmetterlinge”); statek lub okręt, który od wczesnego dzieciństwa autor kojarzy z „legendą” wraku Titanica; bokser – symbol siły; księżyc i wiele innych drobnych, acz znaczących elementów budujących dziecięce uniwersum.

Erlbruch pozostaje przy tradycyjnym warsztacie grafików, jakże odległym od współczesnego, komputerowego niemal przymusu. Jego graficzne referencje są bliskie surrealizmowi i niemieckiemu ekspresjonizmowi. Są to jednak, jak się zdaje, wolne skojarzenia na temat tamtej sztuki. Jest w nich coś więcej niż tylko (tak modne u wielu artystów) bezpośrednie cytowanie. Sam artysta twierdzi zaś, iż jego inspiracje sięgają groty w Lascaux, a największy wpływu na jego sztukę ma otaczająca go codzienność, nawet witryna zakładu optycznego…

Można powiedzieć, że jest to ponowoczesna tradycja używania, korzystania i łączenia wieloznaczących przykładów mitycznych elementów, takich jak księżyc czy ryba (w „Nocą”) i rzeczy całkiem zwyczajnych. Artyści tworzący dla dzieci mają tę wolność nawiązywania do mitycznych czy też onirycznych treści i tematów. Ale Wolf Erlbruch nie nurza tych elementów ot tak sobie w rzece; on raczej korzysta z nich świadomie, by w pewnym określonym ładzie i porządku zaistniały jako budulec wyobraźni dziecięcej.

Po trzecie: artysty stosunek do słowa.

Wolf Erlbruch jest nie tylko grafikiem, kongenialnie doprawiającym teksty, które ilustruje. Od kilku lat jest też twórcą tzw. książek autorskich, gdzie sam decyduje o projekcie książki. I widać różnicę w obu tych rodzajach pracy – w swoich dziełach jest bardzo oszczędnym autorem tekstu, ale też zaczyna „czyścić” grafikę. Zostawia wiele pustego miejsca (jakby tła), w którym jest oddech dla odbiorcy.

Artysta ma szczególny stosunek do relacji słowa i obrazu. Można powiedzieć, że obie te wielkie sprawy są dla niego tak samo ważne, a w zespoleniu zyskują znaczenie kulturowe (dają spójny tekst kulturowy). Dla przykładu „Nocą” to książka autorska z dominacją obrazu, któremu podległe jest słowo (jeśli już słowo występuje, to często tylko jako pretekst lub zabieg scalający narrację wizualną). W tym dziele odczuwamy wyraźnie, że autor akcentuje bardziej treść obrazu, że stoi za tym bohaterem, którego wyobraźnię przedstawia ilustracja. W innym przykładzie tekst (choć krótki i prosty) zdaje się być ważniejszy, na co wskazują słowa autora, twierdzącego, iż: W „Wielkim pytaniu” zbyt dużo narracji w ilustracjach rozwodniłoby treść. Dlatego też dzieło to jest tak znakomicie zbalansowane.

Oryginalność autorskich utworów Erlbrucha zawiera się w sposobie przedstawiania świata oraz braku standardowej spójności tekstu i obrazu. Spójność ta jednak istnieje i jest celowym zabiegiem artysty, wymagającym od odbiorcy uruchomienia wielu operacji myślowych. To kwintesencja dzieła otwartego (wg Umberto Eco).

Po czwarte: artysta musi być dojrzały!

Nie będzie przesadą twierdzenie, że przed Wolfem Erlbruchem nikt nie robił takich książek (zwłaszcza dla dzieci!). I to pewnie jest przyczyna, dla której artysta ma tak wielu naśladowców, zbyt wielu. Dał swego rodzaju początek nowoczesnemu designowi graficznemu w sztuce dla dzieci i trudno jest młodym grafikom epoki „po rewolucji” wymyślać coś zupełnie nowego, nieodkrytego. Słowa Erlbrucha, iż (…) potrzeba dużo czasu i wiele doświadczenia poza ilustrowaniem książek dla dzieci, zanim się zacznie dla dzieci coś rysować i opowiadać, powinni poważnie traktować zarówno adepci sztuki ilustratorskiej, jak i wydawcy książek dla dzieci.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj