Po co nam sztuka? Ja wiem! Bywa dobra jako zapchajdziura. W domach holenderskich z XVII wieku wieszano na ścianach wszystko, co nie zmieściło się na stole: homary, ryby, mięsa, butle z winem, sery. Holendrzy to chyba nie używali ciast do karmienia gości. Polska pod tym względem lepsza, ma swoje legendarne baby. Nowoczesne muzeum jest za to idealnym miejscem na pozbycie się niechcianych okularów. Możecie je porzucić na wystawie i już, każdy uzna, że eksponat. W kościołach głupio się modlić do gołej ściany, prawda? Coś musi wisieć poza krzyżem, żeby się można było lepiej skupić. Najlepiej duża liczba aniołków, i to pozłacanych, bo z samego gipsu wyglądają jak z zakalca. W ogóle wiadomo, że w niebie wszystko jest co najmniej pozłacane – na złość protestantom. A jak już wybudowałeś dom, to powinien mieć okna bardziej oknowate niż u sąsiadów. Dach bardziej dachowaty, a drzwi drzwiste (jak kogoś nie stać, niech się od razu wyprowadzi na wieś). I po to właśnie jest sztuka. 

Druga rzecz: sztuka jest po to, żeby było ładnej w ogóle. Tapeta na przykład, motyw „las brzozowy”, jest lepsza od ściany w ogóle. Budzisz się rano, patrzysz, a tu aż borowikiem zaciąga. Na talerzach powinny być kwiatki, z czego największy na dnie, żeby szybciej zjeść zupę. Ogólnie, dużo jest do zrobienia. Na przykład samochody powinny być włochate. Wtedy tata wyczesywałby audi w garażu, miast siedzieć i oglądać telewizor, co jest podobno szkodliwe. Pomyślcie sobie o wzorku, jaki ma żyrafa albo lampart. W ogóle wszystko powinno być kolorowsze i niezwyklejsze – żeby nie było nudno. Ale dorosłym to przeważnie zależy na tym, by coś było szybciej albo taniej, a już ładniej – to nie bardzo. I dlatego urządzają takie miejsca, jak różne urzędy, szpitale, a podobno i więzienia. 

Co mi przypomina o muzyce. W sensie, że muzyka jest nie tylko po to, żeby nie było tak cicho, ale też, żeby robić, co każą. Na przykład posłuszeństwo można jak nic wymuszać batem, ale dużo lepszy jest bęben. Od razu wszyscy równo idą i jeszcze dobrze im z tym. 

Trzecia rzecz: sztuka jest, żeby nadokuczać. Król ci się nie podoba, ale mu tego nie powiesz, bo każe ci uciąć głowę. Więc malujesz mu portret i na tym portrecie on będzie oczywiście bardzo, bardzo podobny i całkiem królowaty, ale wiecie (psssst!), tę brodawkę, co ją ma na nosie, będzie miał sporo większą. On tego nie zauważy, ale wszyscy inni zauważą, a ty jeszcze swoje wnuki będziesz prowadził do muzeum, żeby pokazać, jak dowaliłeś królowi. One będą to miały w nosie, ale to inna sprawa. I dalej, można coś na kogoś napisać, najlepiej wierszem, i powiesić tam, gdzie wszyscy zaglądają. Za dwadzieścia lat przeczytasz w czyichś wspomnieniach, jak ten ktoś – nie wiadomo dlaczego – wciąż rzuca się na ziemię i gryzie dywan. A panowie uczeni napiszą o tym grube książki. No chyba że chodzi o kogoś z twojej rodziny. Wtedy warto coś takiego napisać choćby dla wprawy. Jeśli nie wpadną, kto to zmalował, sztuka się udała. Bo to właśnie jest sztuka. 

***

Zajrzałam do słownika. Jak się okazuje, mam rację. Sztuka to przede wszystkim kawał. „Proszę sztukę mięsa” oznacza, że dostaniemy lepszą sztukę. Na przykład kawał szpondra. Poza tym sztuka jest czymś, co się wycina: „wyciął mu sztukę”. Nie wiem dokładnie, skąd się wycina szponder, ale musi to być niezapomniane przeżycie. Oprócz tego sztuki się pokazuje. „Pokażę ci sztukę” może zapowiadać coś ciekawego, ale niekoniecznie dla ciebie. Bo sztukę pokazuje się przeważnie jakiejś publiczności, a ta lubi mieć do śmiechu. Kiedy mówią: „ty mi tu nie pokazuj sztuk, tylko weź się do roboty”, to już jest całkiem niewesoło. Dalej: dawniej, ale niech to nas nie uspokaja, mawiało się podobno „pociąć kogoś na sztuki”. Zdaje się, że to była lepsza sztuka, ale pocięty nie mógł jej docenić. Co prawda istniało też słowo „zesztukować”, które oznacza coś wręcz przeciwnego, ale zdaje się, że po tej operacji nie jest się nigdy tak ślicznym jak przedtem. I tylko sama technika odwrócenia tego pocięcia może zasługiwać na podziw. A skoro o podziwie mowa, jesteśmy na terenie sztuki. Na przykład ktoś został poszatkowany na sztuki, a potem go zesztukowano, więc jest teraz sztuczny. Niby taki sam, a jednak inny. I różnica między tym, co było, a co jest teraz, jest miarą sztuki. Inaczej mówiąc, w sztuce chodzi o sztuczność – im coś sztuczniejsze, tym bliższe sztuki. Sztuki magiczne na przykład albo dosztukowanie czegoś. To oznacza dodanie jakiejś zaskakującej właściwości do czegoś, co się wydawało całkiem kompletne i niewymagające dodatków. A tu masz: do życia codziennego dodano sztuki magiczne, by nam było dziwniej, a do futra dosztukowano wielki kołnierz, by było ozdobniej. 

Jak z tego wynika, wszystko, co się wiąże ze sztuką, polega na tym, by to, co było zwyczajne i normalne, uzupełnić o zmyślony dodatek. Ten dodatek przeważnie jest nic nie wart albo jest nieprawdziwy, albo niepotrzebny, ale przynajmniej robi się mniej nudno. Dlatego powiadam, że kiedy nie można sobie pozwolić, żeby być kim innym albo być gdzie indziej, albo chociaż inaczej wyglądać, albo żeby wokół nas coś wyglądało inaczej – i to na lepsze, niż jest – sięgamy po sztukę. Sztuka jest zamiast – i im bardziej nie można wytrzymać, tym się robi ważniejsza. 

Eliza Kącka, artykuł z 37. nr magazynu „Ryms”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj