Gdybym miał oddać to, jakim byłem uczniem, mógłbym sparafrazować początek wiersza. Są uczniowie i uczniowie. Ja byłem uczniem wybranym. Miałem najlepsze oceny, a w komórkach świetne geny. To, że miałem silne lęki, zaburzenie somatyzacyjne i wielki wewnętrzny konflikt związany z byciem gejem, no cóż, to było niewidoczne. Gdy w klasie ósmej wszystkie te problemy zaczynały ulegać spotęgowaniu, a ja czułem olbrzymią samotność, bo nie wiedziałem, z kim o tym pogadać, mojemu koledze w tragicznych okolicznościach zginęła mama. To nakręciło mnie jeszcze bardziej, zacząłem się bać o swoją mamę, a stwierdzenie, że byłem jednym wielkim kłębkiem nerwów, raczej powinno zostać uznane za eufemizm. Robiłem jednak to, co od zawsze dobrze mi szkło, uczyłem się, zwłaszcza do konkursów przedmiotowych, i wiosną rozpocząłem swój maraton finałów wojewódzkich. Najważniejszy był dla mnie konkurs z języka polskiego. Gdy na etapie pisemnym usiadłem w ławce i okazało się, że trzeba dokonać analizy i interpretacji “Kota w pustym mieszkaniu”, nie wiedziałem wówczas, jak kluczowe okaże się to doświadczenie. Ten wiersz był dla mnie potrójnym kluczem. Po pierwsze, znalazłem w nim to, co jedynie sztuka, a zwłaszcza poezja, robi z naszą egzystencją: wstrząsa i koi jednocześnie. Po drugie, ten wiersz sprawił, że w końcu naprawdę odkryłem Szymborską i ją pokochałem. Po trzecie, napisałem dzięki niemu na konkursie taką pracę, że dostałem się do etapu ustnego, a ten po prostu rozwaliłem, zdobywając II miejsce i zostając laureatem wojewódzkiego konkursu z języka polskiego.

Nie miałem wątpliwości co do pójścia tą drogą w liceum. Wybrałem klasę matematyczno-fizyczną, więc moja chęć wzięcia udziału w Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego była odbierana dość zaskakująco, jednakże brnąłem w to pomimo przeciwności. Marzyłem o tytule laureata tej olimpiady. W międzyczasie nieustannie wygrywałem turnieje mistrza sprawności językowej czy konkursy na opowiadanie, a moje analizy i interpretacje wierszy, a także znajomość gramatyki, poetyki oraz teorii literatury dały mi wysokie miejsce na etapie okręgowym olimpiady w III klasie liceum. Przygotowywałem się do finału wraz z moją polonistką, Magdą Fijarczyk, która sama była laureatką tej olimpiady, i serwowała mi prawdziwie eksperckie tipy. Przed etapem centralnym uczyła mnie analizy i interpretacji porównawczej, pokazywała rolę panoramy literatury i intertekstualności, zachęcała do wgłębiania się w historię filozofii. Pojechałem na finał do ośrodka pallotynów w Konstancinie-Jeziornej. Byłem naprawdę świetnie przygotowany do stworzenia pracy pisemnej. Napisałem analizę i interpretację wierszy Słowackiego i Czechowicza o matce, co było dla mnie symbolicznym echem doświadczeń z ósmej klasy, z “Kotem w pustym mieszkaniu” jako wisienką na egzystencjalnym torcie. I… nie zostałem zakwalifikowany do etapu ustnego. Po kilku miesiącach dotarła do mnie informacja, że recenzent napisał pod moją pracą dwa słowa:

Wszystkoizm stosowany

Czułem się nie dość, że zbity z tropu, to jeszcze miałem wrażenie, że całe moje inter-, multi-, transdyscyplinarne podejście, pasja, życie stały się moim obciążeniem. W czwartej klasie liceum miałem ostatnie podejście do Olimpiady. Ostatnią szansę na zostanie laureatem. Etap okręgowy poszedł mi wyśmienicie – a konkretnie część pisemna. A potem wydarzyło się coś najbardziej zaskakującego, ba, szokującego. Odpadłem na części ustnej, która jawiła mi się jako najłatwiejszy element całej olimpiady. Nie mogłem ani w to uwierzyć, ani się z tym pogodzić. 

Po kilkunastu miesiącach, gdy byłem na II roku studiów, miały miejsce dwa zdarzenia, które zmieniły wszystko. Najpierw wydarzyło się to, co opisałem w „Szkole Bohaterek i Bohaterów” – samobójstwo popełnił mój znajomy, który, jak się później okazało, był laureatem Tej Olimpiady. Niedługo później zobaczyłem ogłoszenie, że niedługo będzie mieć miejsce Międzynarodowa Konferencja Arteterapii. Zapłaciłem za udział i cały weekend chodziłem na wszelkie możliwe warsztaty, a ostatni dotyczył metafory w procesie pracy z drugim człowiekiem. 

I wtedy zrozumiałem i poczułem, po fuzji tych dwóch wydarzeń w mojej świadomości, jak byłem oszukiwany przez całe dotychczasowe życie szkolne. Serwowano nam literaturę, którą mieliśmy natychmiast rozkładać na czynniki pierwsze, by objawić swój warsztat podczas wszelkich sprawdzianów, egzaminów i konkursów. Nauczyli mnie mnóstwa formułek, mówiąc za Tuwimem. Nauczono mnie, że język ma funkcję ekspresywną, fajnie. Ale nie nauczono mnie, że poezja, literatura, sztuka, kultura jako taka ma funkcję terapeutyczną, że jest doświadczeniem egzystencjalnym, zdolnym – cytując Tatarkiewicza – zachwycić, wzruszyć, wstrząsnąć. Nie nauczono mnie w końcu, że to właśnie ma absolutne pierwszeństwo w stosunku do używania poezji, literatury, sztuki, kultury jako narzędzia służącego zdobywaniu wymiernych, pragmatycznych skutków takich jak punkty na sprawdzianach, testach, egzaminach: doświadczenie sztuki i podjęcie nad nią refleksji, zwłaszcza etycznej. 

Przywracanie właściwej kolejności

Powiedziałem wtedy NIE. Rzuciłem się w świat kultury, sztuki i literatury, patrząc na nie już zupełnie inaczej niż w czasach szkolnych. Postanowiłem, że zrobię wszystko, aby przywracać w osobach, z którymi przyjdzie mi pracować, to najważniejsze, pierwotne doświadczenie sztuki, egzystencjalne, które polska szkoła nieustannie z nas wyrugowuje. Założyłem w kole naukowym Sekcję Artetrapii, na psychologii napisałem magisterium z neurobiologii o prowadzeniu dialogów wewnętrznych w oparciu o antropologię opowieści, a na kulturoznawstwie licencjat z jednej z najbardziej egalitarnych i dostępnych każdej osobie form sztuki: sztuki instalacji. Gdy chwilę później zacząłem uczyć w liceum wiedzy o kulturze, etyki, filozofii i historii sztuki, robiłem wszystko, aby każda osoba, która trafia na moje zajęcia, mogła w pierwszej kolejności doświadczać nieopisywalnego peak experience w kontakcie ze słowem, dźwiękiem, obrazem, widowiskiem, dokonać nad tym refleksji, a potem – jeśli zechce – wziąć je na typowo szkolny warsztat analityczno-interpretacyjny. Kiedy moja uczennica zdała maturę z historii sztuki niemal na 100%, a potem, z roku na rok, lawinowo przybywało w naszej międzypokoleniowej ekipie Zakonu Feniksa tytułów olimpijskich z filozofii, czułem, że idę drogą nie tylko dobrą i piękną, która nie wyklucza życia ze szkoły, a wręcz ustawia szkołę we właściwej – wtórnej – kolejności w stosunku do życia, ale że idę też drogą, która jest jednocześnie bardzo skuteczna w rozumieniu szkolnej pragmatyki. 

Jeżeli ktoś mówi kojarzy sobie mnie z Nauczycielem Roku czy nominacją do “Nauczycielskiego Nobla”, to de facto widzi daleki skutek uboczny tego, co opisałem wyżej. To tylko i aż skutek uboczny. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu

A to najważniejsze wiąże się nie ze skutkami ubocznymi (choćby bardzo przyjemnymi) działania wychowawczo-edukacyjnego, ale z działaniem samym w sobie, z codziennym zapalaniem światła inspiracji. Dlatego też chciałbym podzielić się tym, jak – po tych wszystkich doświadczeniach – nieustannie pracuję z tekstami kultury. Chciałbym to uczynić widocznym. Walka z “niewidocznością dla oczu” to jedna z moich kluczowych dróg i misji. A jako że niewidoczność dotyczy większości żywych istnień na tej planecie, w sposób szczególny zwierząt, wiersz Szymborskiej “Monolog psa zaplątanego w dzieje” uznałem za szczególnie cenny materiał.  

Kolejna część tego tekstu zawiera w sobie strukturę będącą narracyjnym rozwinięciem scenariusza zajęć. Oczywiście wybór należy do Was. Ta struktura to propozycja. Ostateczny dobór zadań, metod i form pracy zależy tylko od Was, potrzeb, oczekiwań, poziomu i wieku Waszych odbiorców i odbiorczyń. Zajęcia w oparciu o “Monolog…” można przeprowadzić zarówno z dziećmi i młodzieżą, jak i z dorosłymi oraz osobami starszymi. W żadnym wypadku nie muszą to być lekcje języka polskiego. Mogą to być jakiekolwiek zajęcia (spotkanie klubu osiedlowego), gdziekolwiek (na trawniku), kiedykolwiek (w nocy o północy). Nie ukrywam jednak, że istnieje lepsze określenie od “zajęcia”. Jest nim “spotkanie”. Szczególnie że kilka lat temu znalazłem się w okolicznościach, które są dla mnie świetnym wzorcem tego typu działań: było to spotkanie przy kolacji, które odbyło się w domu rodziny Kaczkowskich w Sopocie, i zostało zrealizowane w ramach pomysłu “Porozmawiajmy o śmierci przy kolacji”. Udział w nim czworga moich uczniów i uczennic oraz m.in. Nergala był niezapomnianym doświadczeniem.

My też porozmawiajmy. Może być przy pizzy. Najlepiej w wersji wege! Idealnie będzie, jeśli każda uczestnicząca w spotkaniu osoba będzie miała wiersz przed sobą, a ktoś na głos go przeczyta. 

Najpierw reaguje ciało

Niezależnie od tego, jaki tekst kultury biorę na warsztat – wiersz, obraz, instalację, serial, happening, grę komputerową czy cokolwiek innego – zawsze zaczynam od spytania o wrażenia. Nie o przemyślenia, nawet nie o odczucia, tylko o wrażenia. Wrażenie jest najpojemniejszą kategorią, i to taką, którą można wyłapać w sobie, nie używając żadnych elementów werbalnych. Podpowiadam, że wrażeniem może być jakieś doznanie zmysłowe, i zadaję pytania pomocnicze, takie jak: jaki obraz masz przed oczyma po usłyszeniu tego tekstu? Może ten tekst przywołuje w Tobie jakiś dźwięk, zapach, smak? Jeśli tak, jaki? Co czujesz w ciele po usłyszeniu tego tekstu?


Spytanie w pierwszej kolejności o wrażenia jest zgodne z porządkiem naszego poznania. Poznajemy świat w pierwszej kolejności poprzez percepcję, a ta jest możliwa dzięki naszej cielesności. Gdy pytamy o wrażenia, przywracamy zaufanie do naszej cielesności, czyli coś, czego tak bardzo brakuje współczesnemu człowiekowi. W kontekście wiersza “Monolog psa zaplątanego w dzieje” dodatkowo tworzymy płaszczyznę pod dalsze części zajęć, podczas których dostrzegamy, że sfera werbalna nie jest żadnym warunkiem niczyjej podmiotowości. Pies – ani żadne zwierzę – nie musi mówić, by się komunikować. Nie musi mówić, by być podmiotem.

Jednocześnie pytając o wrażenia, bardzo jasno podkreślam, że najważniejsze jest, aby te wrażenia odnaleźć w sobie samych. Nie trzeba o nich mówić. Jeżeli ktoś czuje się na to gotowy, może podzielić się nimi na forum. Zmuszanie w jakiejkolwiek formie kogoś do mówienia w sytuacji, gdy łączy nas relacja formalna (a taka łączy osoby uczące się w szkole z osobami nauczającymi), jest formą przemocy. Ponadto jest to najzwyczajniej w świecie przeciwskuteczne. Zbyt często mam bowiem wrażenie, że pytania tego typu wywołują presję: “trzeba się odezwać”. Ta presja zarówno utrudnia odczucie oraz zidentyfikowanie własnych wrażeń, jak i paradoksalnie niekoniecznie zachęca do udzielenia odpowiedzi. Dlatego robię, co mogę, by osoba uczestnicząca w moich zajęciach jej nie odczuwała. Nie oznacza to, że nie będzie odczuwać napięcia związanego z publicznym podzieleniem się samą sobą. Może odczuwać je jak najbardziej! Napięcie tego typu jest stanem naturalnie nam w życiu towarzyszącym, niezależnie od tego, czy wypowiadamy się w klasie czy na spotkaniu towarzyskim. Nie jest jednak tożsame z żadną presją, którą w szkole wiąże się wręcz z ocenianiem za aktywność.

Zawsze staram się także podkreślać, że ekspresja swojego wrażenia może przybierać różne formy. Podzielenie się wrażeniem na forum jest jedynie jedną z nich. Jeżeli ktoś ma ochotę, może zapisać je na kartce, w telefonie, wyryć na glinianej tabliczce, narysować, odtworzyć za pomocą klocków LEGO, cokolwiek. 

Nie muszę  chyba dodawać, że jeżeli ktoś dzieli się swoim wrażeniem na forum, to bierzemy w nawias wszelkie choćby słowne oceny. To nie jest nawet czas na żadne chwalenie (mówienie np. “rewelacyjne skojarzenie”). Na podziękowanie za podzielenie się – jak najbardziej. Każde wrażenie, które pojawia się w osobie uczestniczącej w zajęciach, jest dobre – bo jest jej własnym, powstałym dzięki interakcji treści tekstu kultury (tu: tego konkretnego utworu Szymborskiej) z jej osobowością i absolutnie wyjątkową historią jej życia. 

Kolejnym krokiem, który warto wykonać po spytaniu o wrażenia, jest prośba o wzięcie dowolnego przedmiotu z sali (pokoju), który kojarzy się z usłyszanym wierszem. Jeżeli przedmiotu nie da się wziąć (bo jest nim np. okno czy ściana), można po prostu przy nim usiąść. I tu pojawia się już coś, czego nie ma w pytaniu o wrażenie. Jest to prośba o uzasadnienie: dlaczego z wierszem skojarzył mi się akurat ten przedmiot? Co ważne, zasada dotycząca ekspresji pozostaje taka sama: kluczowe jest to, aby uzasadnić to sobie samemu. Jeżeli ktoś ma ochotę podzielić się tym na forum, to wspaniale, serdecznie do tego zapraszam. W kontekście wiersza “Monolog psa zaplątanego w dzieje” ma to również szczególne znaczenie: życie toczące się w nas samych nie jest wcale mniej istotne, jeżeli nie jest wypowiedziane za pomocą słów przed innymi. Nie muszę mówić o tym, co się zadziało we mnie samym, aby stało się to prawdziwe. Owszem, wypowiedziane może być łatwiejsze, spójniejsze, jaśniejsze etc, ale nie oznacza to, że dopiero wtedy staje się prawdziwe. Pies nie musi mówić „nie rób mi krzywdy”, aby pragnienie nierobienia mu krzywdy drgało w nim od pyszczka do ogona. 

I wtedy w końcu warto poprosić o to, aby każda osoba podkreśliła w tekście wiersza jedno słowo, jedną frazę, jeden wers, jedno zdanie; nie ma to znaczenia, która z tych form zostanie podkreślona, ważne jest tylko to, aby to, co podkreślone, było dla danej osoby w tym utworze najważniejsze. I znów warto poprosić o uzasadnienie. Dlaczego akurat to? Zaproszenie – tylko i aż zaproszenie – do podzielenia się na forum warto jak najbardziej powtórzyć, podkreślając jednakże wtórność tego aktu w stosunku do tego, co powiemy sobie sami_e sobie w sobie. 

Kto i co (czuje)

W kolejnej części spotkania zaczynamy już wspólne dociekania. Zastanawiamy się nad tym, kim jest osoba, która mówi do nas poprzez ten wiersz. W jakiej sytuacji się znajduje? O jakich osobach mówi? W przypadku „Monologu…” nie jest problemem ustalenie, że mówi do nas pies. Na pytanie, kto był jego właścicielem / opiekunem, odpowiedź może paść dość szybko, i może pochodzić z różnych pięter szczegółowości. Możemy usłyszeć, że był to pies jakiegoś władcy / króla. Może paść odpowiedź, że był to pies jakiegoś  dyktatora / tyrana. I w końcu możemy usłyszeć imię i nazwisko: właścicielem / opiekunem psa był Adolf Hitler. Warto wtedy podejść do tego jak do rozwiązywania zagadki detektywistycznej: jakie tropy wskazują na to, że to pies władcy / króla / dyktatora / tyrana? Jakie tropy wskazują, że to pies Hitlera? 

Nadchodzi moment, w którym możemy stworzyć coś w rodzaju portretu psychologicznego psa. Jaki jest? Co przeżywa? Tę część można jak najbardziej przeprowadzić w grupach (choćby w parach). W zależności od tego, z kim pracujemy, możemy wesprzeć grupy różnymi narzędziami, np. na zajęciach z dziećmi fantastyczny jest Uczuciometr Inspektora Krokodyla, który zwraca uwagę nie tylko na różne zjawiska emocjonalne, ale także na ich intensywność. Technika wykonania naturalnie jest dowolna, wedle preferencji prowadzących oraz osób uczestniczących w zajęciach, a także formy zajęć (spotkanie przy stole, zajęcia zdalne, etc). Po wykonanym ćwiczeniu prosimy grupy o przedstawienie stworzonych portretów psychologicznych.

W ramach przedstawiania portretów psychologicznych psa będzie się pojawiał obraz zmiany jego stanu emocjonalnego. Będzie to doskonała trampolina do postawienia kolejnych hipotez psychologicznych, ale już niedotyczących psa, tylko postaci pojawiających się w jego opowieści. Szczególnie warto tu zwrócić uwagę na osobę/osoby pojawiające się w końcowych częściach wiersza. Dlaczego i przez kogo zaczął być inaczej (jak?) traktowany? Dlaczego i kto oddał strzał? Co spowodowało, że osoba, która to zrobiła, nie zainteresowała się tym, że pies wciąż żyje, a tym samym skazała go na powolną i bolesną śmierć?

Namysł etyczny

Bardzo lubię w rozmowie o jakimkolwiek zjawisku oddzielać dwa etapy. Pierwszy z nich to etap, w którym nie oceniamy, tylko opisujemy i wyjaśniamy. To jest istota etyki opisowej: bierze na warsztat przeróżne zjawiska o charakterze moralnym, ale próbuje je rozgryźć bez oceniania. Przedstawiona powyżej część, uwzględniająca psychologiczne powody strzelenia do psa, ma właśnie taki charakter. Jest to bardzo ważne, gdyż tymczasowe wzięcie w nawias oceny nie tylko nie zaciemnia obrazu, co wręcz go rozjaśnia. Opisujemy i poszukujemy przyczyn. Nie używamy kategorii dobra i zła. 

Dopiero teraz przed nami drugi etap, który wiąże się z tzw. etyką normatywną. Etap, w którym wyostrzamy nasz zmysł moralny. 

W pierwszej kolejności wspólnie dociekamy, czy możemy uznać, że ten wiersz niesie jakiś przekaz. Na co chce zwrócić naszą uwagę autorka wiersza? Jak to się ma do tego, że autorką jest Wisława Szymborska? Czy ten wiersz może przypominać inne jej wiersze i to, o czym nam w nich mówi? 

Trudno sobie wyobrazić namysł etyczny, którym ten wiersz nas zaraża, bez postawienia pytania fundamentalnego: czy jeśli opiekunem psa jest zbrodniarz, to czy czyni to tego psa złym? Gorszym? Czy pies zbrodniarza w jakiś sposób jest współwinny zbrodniom? W ten sposób warto przejść do oceny zachowania ludzi z ostatnich akapitów wiersza. Czym zawinił pies, że zaczął być tak a nie inaczej traktowany? Że strzelono do niego? Że nie zainteresowano się jego cierpieniem?

Spójrzmy z lotu ptaka

W końcu następuje moment, w którym możemy spojrzeć szeroko i porozmawiać o tym, jak traktowane są przez człowieka zwierzęta. W przypadku “Monologu…” przychodzi nam z pomocą nawet sam tytuł i warto wziąć na warsztat przede wszystkim dwa jego elementy.

„Monolog”. Jak można to rozumieć? W tym momencie warto przywołać kontekst, w którym najczęściej używamy słowa “monolog”. Jednym z nich jest sytuacja, w której ktoś mówi, ale nie jest słuchany, jako przeciwieństwo dialogu. Czy w przypadku istoty, która nie posługuje się mową – psa – te pojęcia mają zastosowanie? Czy trzeba posługiwać się mową, aby doszło do dialogu? Może dialog zachodzi w przypadku każdej komunikacji nastawionej na porozumienie, nie tylko z użyciem mowy? Zwłaszcza że communicare oznacza “uczynić coś wspólnym”. Dobrze by było, abyśmy przywołali sytuacje z własnego życia, gdy budujemy komunikację bez użycia słów. I w końcu można spytać: dlaczego pies w wierszu monologuje? Czy to on jest odpowiedzialny za to, że jest to monolog, a nie dialog? Czy zwierzęta w ogóle są odpowiedzialne za to, że człowiek nie wchodzi z nimi w dialog? Że nie jest gotów do wsłuchania się w ich potrzeby i emocje? Że ich podmiotowość jest niewidoczna, dlatego traktuje się je jak przedmioty?

Dobrze podsumować to np. cytatem Izabeli Obierzyńskiej: “Żyjące, czujące istoty, które niewątpliwie posiadają wszelkie predyspozycje do bycia podmiotami, są na co dzień traktowane jak rzeczy”. Warto przytoczyć koncepcję patocentryzmu, według którego kluczowym kryterium działania w stosunku do jakiejś istoty jest to, czy odczuwa ona ból.

I to ostatecznie prowadzi nas do frazy “zaplątany w dzieje”. Jeśli pies jest zaplątany w dzieje, to czy nastąpiło to z jego winy? Czy to on ponosi za to odpowiedzialność? Czy dotyczy to tylko tego jednego konkretnego psa? A może dotyczy to wielu innych zwierząt? Możemy zauważyć, że dzieje to przecież nic innego jak historia. I postawić kluczowe pytanie: czy to jest w porządku, że opowiadamy ją wyłącznie z ludzkiej perspektywy? Na koniec warto zapoznać osoby uczestniczące w spotkaniu z postacią Érica Barataya, eksperta z zakresu badań nad historią zwierząt i ich relacji z człowiekiem, który w książkach “Zwierzęcy punkt widzenia. Inna wersja historii” oraz “Zwierzęta w okopach” pokazał nieetyczność tego podejścia w sposób, który wiele osób podczas lektury po prostu obezwładnia.

Wędrówka po panoramie literatury

Jeżeli odbędzie się kolejne spotkanie z tymi osobami, możemy podzielić je na grupy i zaprosić każdą z nich do zgłębienia tematów, które wypływają z naszego kończącego się właśnie spotkania. W końcu, jak powiedziała w odczycie noblowskim Szymborska, “z każdego rozwiązanego zagadnienia wyfruwa im rój nowych pytań”. Ten rój pytań jest doskonałą formą na wędrówkę po panoramie literatury, a tu konkretnie “Monologu psa zaplątanego w dzieje” i naszego spotkania. Mogą to być na przykład takie ścieżki jak:

  1. Zwierzęta w twórczości Szymborskiej
  2. Przekaz etyczny dotyczący zwierząt w twórczości Szymborskiej (np. na podstawie wiersza: “Łańcuchy”)
  3. Prawa zwierząt (np. w kontekście tekstów adwokatki Karoliny Kuszlewicz, która doprowadziła do wydania przez Sąd Najwyższy przełomowego wyroku, w którym uznano sprzedaż żywych karpi w torebkach bez wody za znęcanie się na zwierzętami)
  4. Skąd w cZŁOwieku zło (np. na podstawie rozdziałów i źródeł kulturowych ze „Szkoły bohaterek i bohaterów 2”)
  5. Zwierzęta w twórczości wybitnego współczesnego autora, nagrodzonego Oscarem Shauna Tana (zwłaszcza w „Opowieściach z głębi miasta” oraz „Opowieściach z najdalszych przedmieść”)

Na kolejnym spotkaniu grupy dzielą się odkryciami ze swoich wspólnych dociekań i wędrówek, przedstawiając te odkrycia nam wszystkim. Jeżeli nasze spotkanie miało charakter jednorazowy, można te tematy polecić po prostu do własnych wędrówek po panoramie omawianego wiersza. Na koniec warto podziękować za czas, za uważność, za zaangażowanie oraz spytać, co każda osoba bierze z tego spotkania. W tym przypadku warto zrobić tradycyjną rundkę i zaznaczyć, że odpowiedź może być także dowolnym skojarzeniem, jednym słowem, etc. W przypadku zakończenia zajęć taka rundka jest przydatna, gdyż po spotkaniu, w którym budzą się emocje, wypowiedzenie werbalnie na głos tego, co się ze spotkania bierze, pozwala na naturalny proces uporządkowania wrażeń oraz domknięcia procesu zarówno każdej osobie, jak i całej grupie.

A Ty? Co bierzesz ze sobą po przeczytaniu tego tekstu? Napisz do mnie, podziel się – jeśli tylko masz ochotę. Jeżeli zorganizujesz spotkanie wokół “Monologu psa zaplątanego w dzieje”, czy w ogóle w ramach spontanicznie powstałego w tym tekście cyklu “Porozmawiajmy o twórczości Szymborskiej przy pizzy (wersji wege)”, z przyjemnością o tym poczytam i obejrzę Twoją relację! 

Przemek Staroń – nauczyciel i wykładowca, z wykształcenia psycholog i kulturoznawca. W 2018 uhonorowany tytułem Nauczyciel Roku. Autor książek „Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem”. Artykuł ukazał się w 36. nr magazynu „Ryms”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj