Redakcja kwartalnika „Ryms” lubi jeść. Ma napady na smaki słodkie i słone, ostre i łagodne. Czasami eksperymentuje, poszukuje, ale zawsze wraca do sprawdzonych potraw. Lubuje się w makaronach, pierogach, naleśnikach, pastach, ciastach wszelakich, ale nie pogardzi mięsiwem, ogórkiem kiszonym, dobrym serem, pasztetem czy rybą. Wieczorami sączy prosecco i nalewki własnej roboty. My, ludzie już tak mamy, że lubimy dobrze zjeść, ale lubimy też czytać o jedzeniu. Moda na fajne książki z przepisami i takie, w których wątki kulinarne odgrywają niepoślednią rolę ma się dobrze i nie omija też dziecięcych czytelników. I chwała, niech kształci się smak i dobry gust w młodym narodzie!
Nasza damska redakcja bardzo lubi pewną sympatyczną parę przyjaciół z książki Janoscha, „Panama. Wszystkie opowieści o Misiu i Tygrysku”
(wyd. Znak). Może to nasze poprzednie wcielenia? Miś i Tygrysek są
mistrzami w przygotowywaniu prostej potrawy z cebulki i ziemniaków. To
jest baza. Do dań z wyższej półki zaliczają się u nich ryby i grzyby.
Wszystko sami hodują, zbierają, łowią. Gotowanie zupy, wspólna wyprawa
po grzyby czy rybę, to istne rytuały. Ta urokliwa para idealnie wpisuje
się we współczesny trend slow food. Prostota tej kuchni, czułość z jaką
przyjaciele przygotowują potrawy oraz atmosfera, w jakiej je spożywają,
są wzruszające. Czytając te historie dzieciom ma się ochotę zawitać do
ich chaty i pomieszać chochlą w garze.
„Straszna piątka” Wolfa Erlbrucha (wyd. Hokus-Pokus) to kolejna książka z charakternymi zwierzętami i z kuchnią w tle. Mamy tu historię życiowych nieudaczników, którym coś się jednak w życiu udaje. Z tytułowej piątki zwierzaków czwórka jest uzdolniona muzycznie, z wyjątkiem ropuchy, która za to umie smażyć naleśniki. I o te naleśniki chodzi. Marta do niedawna narzekała, że nie umie przyrządzać dobrych naleśników. Niby proste danie, a tymczasem jej naleśniki wychodziły albo za cienkie, albo za grube, albo za kruche, i w dodatku przybierały dziwaczne kształty (tak mówiła). Któregoś dnia postanowiła, że stanie się mistrzynią naleśników, jak ropucha ze „Strasznej piątki”. I udało się! W końcu zaczęły wychodzić jej w sam raz (tak mówi ona oraz dwójka jej synów – fanów naleśników). Ropucha z książki smaży ich całe stosy, a reszta kompanów przygrywa na różnych instrumentach. Tak oto piątka – nie taka znowu straszna – wpada na pomysł otwarcia knajpy z muzyką. Polecamy tę książkę wszystkim tym, którym nie udają się naleśniki oraz tym, którzy marzą o otwarciu własnego lokalu, ale nie wiedzą jak się do tego zabrać.
Pozostając w towarzystwie fauny i flory zachęcamy zajrzeć do „Bardzo głodnej gąsienicy”
(wyd. Tatarak), którą napisał i zilustrował Eric Carle. Tytułowa
gąsienica jest bardzo głodna i zjada wszystko, co napotka na swojej
drodze – jabłko, gruszki, truskawki, śliwki, pomarańcze, lody, a nawet
serdelka! Nienasycone stworzenie wgryza się we wszystko z ogromnym
apetytem, aż w końcu… przemienia się w pięknego motyla. Ta kartonowa
książka od ponad 40 lat pobudza pracę ślinianek u dzieci niemal w każdym
kraju. Już od samych soczystych kolorów chce się jeść. W kartonowych
stronach są otwory, imitujące dziurki wygryzione przez gąsienicę. Jeśli
wasze dzieci nie poznały historii cudownej przemiany ad ovo, to czas
najwyższy, żeby to nadrobiły. Szczególnie te, które nie za bardzo lubią
jeść.
Zastanawialiście
się kiedyś nad tym, jak dziwne rzeczy jedzą ludzie na całym świecie?
Nie to, że jedzą niezdrowo czy kalorycznie, ale że mają czasem bardzo
osobliwe upodobania kulinarne. Biorą się one z kultury i tradycji danego
kraju. Weźmy Eskimosów – zajadają się gulaszem z upolowanych wiewiórek.
A tacy Afrykańczycy chrupią suszone bądź pieczone mrówki niczym chipsy!
My, Polacy też nie jesteśmy lepsi, niektórzy z nas lubią czerninę,
czyli zupę z dodatkiem kaczej krwi albo flaki – potrawę z wołowych
żołądków. O tych i innych egzotycznych potrawach przeczytacie w książce „Co jedzą ludzie?” Pauliny Wierzby, zabawnie zilustrowanej przez Agnieszkę Popek-Banach i Kamila Banacha (wyd. Albus).
Podobno miłość i jedzenie to nieodłączna para. Potwierdza to książka Grzegorza Ksdepke pod znaczącym tytułem „Romans palce lizać”
(wyd. G+J). Opisy miłosnych perypetii bohaterów, czyli trzech
zakochanych panów: małego Felka, taty Felicjana i dziadzia Felusia –
zostały przeplecione przepisami kucharskimi. Sprawdzone receptury na
słono (m.in. zupa dyniowa, papardelle z serem pleśniowym) i słodko
(sernik na zimno, owocowy koktajl i inne) udostępnili autorowi jego
przyjaciele, a młoda zdolna ilustratorka Ola Cieślak zrobiła rysunki
trochę w stylu retro. Zainteresowanym podpowiadamy, że jest kontynuacja,
a jej tytuł skusić może mięsożerców i eksperymentatorów, tudzież „ludzi
o zdrowym apetycie i mocnych nerwach” jak pisze na okładce wydawca. To „Serce i inne podroby”.
A na deser sięgnijcie po „Księcia w cukierni” Marka Bieńczyka, z ilustracjami Joanny Concejo (wyd. Format). Nieśpieszna rozmowa dwójki bohaterów o tym, czym jest szczęście, toczy się – patrząc na ilustracje – w bliżej nieokreślonej, bajkowej cukierni. Ale cukiernicze specjały, którymi zajadają się Duży Książę i Kaktusica, są jak najbardziej nam znane: pączek z lukrem, bajaderka, szarlotka z kremem. Ta książka to prawdziwa przyjemność, cacko edytorskie (pięknie wydana, kartki można rozłożyć w pokaźnych rozmiarów harmonijkę) i uczta literacka, która tylko o krok dzieli nas od tej prawdziwej.
To co, idziemy do cukierni?
Marta Lipczyńska-Gil i Ewa Skibińska
Artykuł z niewielkimi zmianami ukazał się w wydaniu specjalnym magazynu „KUKBUK Ekstra Rodzina”