Pora na ilustratora – cz. 9 – Elżbieta Wasiuczyńska

0
2001

„Pora na ilustratora” to seria wywiadów z polskimi ilustratorami, którym Kasia Warpas zajrzała przez ramię podczas pracy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to jest być zawodowym obrazko-twórcą.

W najnowszym, dziewiątym odcinku „Pory na ilustratora”, wracamy z wakacyjnych wojaży do Polski. Tym razem gościmy na podkrakowskiej wsi u Elżbiety Wasiuczyńskiej, znanej również jako Ultramaryna, Hodowca Smoków i Mistrzyni Nożyczek. Tymi ostatnimi stworzyła ilustracje do książki „Chichotnik” (Wydawnictwo Literackie 2016) otwierając tym samym nowy rozdział w polskiej ilustracji. W Polsce znana najbardziej jako autorka wizerunku Pana Kuleczki (tekst: Wojciech Widłak, Wydawnictwo Media Rodzina). Od czterech lat prowadzi bloga z migawkami ze swojego warsztatu, gdzie często toczą się radosne dyskusje i mają miejsce przezabawne konkursy. Państwo zajrzą i ośmielą się zostawić komentarz!

Kasia Warpas: Jak wyglądało miejsce, w którym narysowałaś swoją ostatnią ilustrację?

Ela Wasiuczyńska: W ciepłe dni pracuję na północnym balkonie przy mojej pracowni. Ptacy śpiewają, psi szczekają, dzieci ekstatycznie piszczą w dmuchanych basenach, sąsiedzi wydają straszliwe dźwięki swoimi kosiarkami, podkaszarkami, piłami, odkurzaczami z kosmicznym napędem, a ja spokojniutko w szczelnych słuchawkach słucham sobie przy pracy audiobooków. Pięknie jest. Jak wieje, przyklejam papiery taśmą albo przygważdżam jakimś albumem, bo już zdarzało mi się zrywać porwane wiatrem ilustracje z tui u sąsiada.

KW: Skoro tak lubisz pracować na balkonie, to pewnie jesteś rannym ptaszkiem? Które pory dnia preferujesz do rysowania?

EW: Sóweczka ze mnie.

KW: Naprawdę?!

EW: Zdecydowanie lepiej pracuje mi się nocą, ale dla dziennego światła jestem skłonna do poświęceń. Teraz jestem farbowanym skowronkiem.

KW: Czyli wstajesz przed południem?

EW: Można tak powiedzieć. Ostatnio o 6 przed południem.

KW: Ale co takiego jest w nocy, że ją preferujesz? Potrafisz przepracować całą noc i odsypiać w ciągu dnia?

EW: Całą to nie, bo pracuję w trzy i czterogodzinnych ciągach. Nie lubię rutyny, pracuję o różnych porach.

KW: Jeśli nie lubisz rutyny, są jakieś rytuały, które pomagają Ci w rysowaniu?

EW: Mam jakieś ulubione ołóweczki albo notesy, ale żeby zaraz R Y T U A Ł Y, to nie.

KW: O notesy zapytam za chwilę, ale wróćmy jeszcze do rysowania. Pijesz coś podczas rysowania? A może jesz?

EW: Na drugie mam Kofeina. Jadę na kawie i coca-coli zero.

KW: Piękne imię! A przerwy na jedzenie robisz? Czy jesz dopiero po pracy?

EW: Jakoś tak pomiędzy.

KW: A w ogóle lubisz gotować?

EW: Lubię, pod warunkiem, że nie codziennie i nie na czas. Muszę wyznać bez fałszywej skromności – świetnie jem. Jestem w tym naprawdę dobra.

KW: Niewątpliwie cenna umiejętność! A cisza? Jest ci w pracy konieczna?

EW: Potrzebuję ciszy, kiedy czytam tekst albo pracuję nad makietą. W trakcie machania pędzlem czy nożyczkami namiętnie słucham książek w wydaniu dźwiękowym. To mi odłącza rozsądek i pozwala rozhulać się intuicji. Ręka sama wie, co ma robić.

KW: O! Jakiego audiobooka słuchałaś ostatnio? Nie gubisz wątków przy pracy?

EW: Bywa, że się zawieszam i muszę cofnąć nagranie, ale nie na tyle często, żeby było to męczące. Słucham teraz Terry’ego Pratchetta w brawurowym wykonaniu Krzysztofa Tyńca.

KW: W takim razie podejrzewam, że obecność innych ludzi podczas niektórych etapów pracy nie rozprasza Cię?

EW: Są takie czasochłonne techniki, jak np. wyszywanie – bo haftem tych moich szmatek nie śmiem nazwać – przy których rozkosznie siedzi się w większym gronie. Takie artystyczne darcie pierza. Przydarzyło mi się parę razy na plenerach ilustratorów w Krasnobrodzie, organizowanych przez Grażynę Szpyrę.

KW: Jeździsz na plenery? Siedzicie razem przy jednym stole i każdy dzierga swoje od rana do wieczora?

EW: To bardziej wydarzenie towarzyskie niż pole szałów twórczych. Bywa, że przy złej pogodzie albo wieczorami dziubiemy sobie coś, ot tak dla przyjemności. Bajdurzymy, śmiejemy się, przekomarzamy, opisujemy scenki heroiczne z naszego zawodowego żywota i powstają mniej lub bardziej skomplikowane rysunki konferencyjne. Niektóre dużej urody. Ale siąść tak na serio w towarzystwie do jakiegoś zawodowego zadania nie umiałabym, to zbyt wiele rozpraszających bodźców.

KW: Dobrze, porozmawiajmy jeszcze o warsztacie. Twoje ulubione narzędzie to…?

EW: Precyzyjny, giętki pędzel. Niestety, potrafię zużyć taką zeróweczkę w krótkim czasie. Po dwóch dniach intensywnej pracy przypominają rozcapierzoną mietłę. Wokół mnie stoją pędzle w kubkach, dzbankach, całych snopkach. Przybliżają się niczym Las Birnamski…

KW: Ile trwał twój najdłuższy ilustratorski maraton?

EW: Tak cięgiem nie potrafię pracować dłużej niż 3-4 godziny. Bywają dni z dwiema albo i trzema takimi szychtami. Ale jakby spojrzeć tak bardziej całościowo, to na serio maluję od 5 roku życia.

KW: Gdy miałaś pięć lat, postanowiłaś na poważnie zajmować się malarstwem? 

EW: Tak. A jak umiałam już przeczytać podpisy w albumach, które stały w oszklonej biblioteczce w domu Dziadków zdecydowałam, że pójdę na Akademię Sztuk Pięknych w KRAKOWIE, bo wszystkie te chłopaki, których prace mi się podobały (Wyspiański, Stanisławski, Weiss, Fałat, Krzyżanowski) skończyli tę właśnie szkołę, więc musi być bardzo dobra. O dziecięca naiwności! Osmoza nie wystarczy.

KW: Śmiem twierdzić, że ci się jednak udzieliło. Powiedz, dyskusja z innymi o rysunkach przed ich oddaniem do publikacji wchodzi w grę?

EW: A i owszem, mądry redaktor to skarb. Ale jak jestem pewna swego, wiem, że coś się na bank udało – tylko jest może trochę nietypowe – piłuję, tłumaczę, walczę, jestem uparta jak osioł, a niezłomna niczym Roman Bratny.

KW: Zdradzisz nad czym Ci się ostatnio tak wyśmienicie pracowało?

EW: O tym, co teraz mam na warsztacie, nie chcę mówić, bo z doświadczenia wiem, że energia potrzebna na pracę idzie w gadane. Dużo frajdy sprawiła mi wycinankowa, papierowa książka do wierszy Agnieszki Frączek „Za płotem z ostów”. Strzygłam te ilustracje z prędkością niszczarki do papieru.

KW: No to wróćmy jeszcze do wspomnianych już notesów. Czy są to szkicowniki?

EW: Mam cały stosik zarysowanych zeszytów. Takich zwykłych szkolnych, o gładkich kartkach. Ale to właściwie nie szkice, tylko jakieś rysunkowe notatki. Nie są ciekawe ani ładne same w sobie. Mam też grubaśny niedomykający się notes z wklejonymi fragmentami papierowych palet. W plamach czyhają jakieś indywidua, najdraczniejsze wycinam i wklejam. Stanowią bazę, spiżarnię pomysłów na postacie. Bywa, że czekają kilka lat zanim wejdą do książki. O! – na przykład te dwie damy. Ta o oczach jak niezabudki trafiła do „Zaczarowanych Historii” Marii Ewy Letki jako Zbyt Dobra Wróżka, a druga wjechała na skuterku do wierszowanego „Chichotnika”.

KW: To jest swoista galeria typów i charakterów. A te „rysunkowe notatki” prowadzisz codziennie? Co one zawierają? Nosisz taki zeszyt zawsze przy sobie?

EW: No nieeee….. życie jest za krótkie, żeby samemu na siebie takie biczyki samodyscypliny kręcić. Tak, jak nie postanawiam sobie, że będę codziennie oddychać, ani nie składam sobie przyrzeczeń odnośnie funkcjonowania krwiobiegu, tak nie myślę o tym, kiedy i ile powinnam rysować. A można to robić i na niepotrzebnych kopertach, wydrukach, od biedy można bazgrać na paragonach sklepowych, długopisem kupionym na poczcie. Codziennie albo tylko w niedzielę. Jedyne, co jest naprawdę niezbędne w tej dyscyplinie, to autentyczna potrzeba.

KW: Zdaje się, że potrzebę rysowania musisz odczuwać nader często, sądząc po Twojej produktywności.

EW: Tak, ale równie stymulująca jest szara rzeczywistość. No wiesz – ta, co to nic, tylko skrzeczy.

KW: Przyznaj się, zdarza Ci się ukryć wśród książkowych bohaterów swój autoportret? A może powtarza się jakiś element lub postać?

EW: I owszem, świadomie i bezwiednie maluję swoje autoportrety, choć nie zawsze pod postacią ekstatycznej brunecicy. Czasem jest to z lekka szalona staruszeczka, czasem bardzo z siebie zadowolony kot, czasem pies – pierdoła.

A na koniec pytanie, którego nikt Eli nie zadał w wywiadach, a jako ilustratorka miała ochotę na nie odpowiedzieć:

EW: Oj! Nie ma takiego pytania. Wszystko co miałam ochotę powiedzieć napisałam już pewnie ze trzy razy na blogu www.wasiuczynska.blogspot.com

Prace Eli Wasiuczyńskiej znaleźć można tutaj: http://www.wasiuczynska.blogspot.com/

Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. z Magazynem dla Dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Kupuje książki obrazkowe dla samych ilustracji. www.kasiawarpas.com

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj