Pora na ilustratora – cz. 5 – Joanna Bartosik

0
1287

„Pora na ilustratora” to seria wywiadów z polskimi ilustratorami, którym Kasia Warpas zajrzała przez ramię podczas pracy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to jest być zawodowym obrazko-twórcą.

Serię rozpoczynamy w Gdańsku, odwiedzinami u Marii Dek – rocznik 89 – która w grudniu 2016 została wyróżniona przez Polską Sekcję IBBY za ilustracje do książki „Czary na Białym” (tekst: Magdalena Mrozińska, Wydawnictwo Warstwy).

Pomysł cyklu i logo: Kasia Warpas.

Kasia Warpas: Zacznijmy od fundamentów – Jak wygląda miejsce, w którym malujesz najczęściej? 

Maria Dek: Tworzenie książki ma to do siebie, że kotłuje się, kwitnie w umyśle niezależnie od miejsca, w którym się znajduję. Moje szkice, zapiski, pomysły powstają w najróżniejszych przestrzeniach. Natomiast praca nad ostatecznymi wersjami ilustracji od lat związana jest z przeogromnym biurkiem, które skonstruował mi tata. Co prawda widok zza biurka regularnie się zmienia, ale to właśnie te 2,5 metra upaćkanego farbą blatu nazywam swoją pracownią.

KW: A teraz gdzie to biurko stoi?

MD: Na gdańskim Niedźwiedniku, na skraju lasu, z widokiem na pasek morza. Co prawda nie słychać fal, ale chrząkanie dzików potrafi być równie monumentalne i przejmujące.

KW: Kiedy najczęściej można cię przy nim spotkać?

MD: Do malowania niezbędne jest światło dzienne, także już od bladego świtu można mnie zastać przy biurku. Muszę przyznać, że uwielbiam swoje zajęcie, ale nauczyłam się stawiać granicę pomiędzy pracą i życiem prywatnym, dlatego ok. 16-17 odkładam farby na bok, a w weekendy staram się w ogóle nie pracować.

KW: Gratuluję! Dla mnie taki podział to nie lada wyzwanie! A kultywujesz rytuały na początek pracy? Temperujesz wszystkie kredki? Przecierasz klawiaturę? Sprzątasz? 

MD: Chciałabym powiedzieć, że owszem – sprzątam, przygotowuję sobie wszystko pięknie, czyszczę pędzelki, a potem – ach! – z przejrzystością nieba w głowie siadam do tworzenia. Ale to nieprawda. Zazwyczaj zaraz po wstaniu wiem, czy dany dzień będzie produktywny czy nie, i ceremoniały nie są w stanie tego zmienić. 

KW: Czujesz to w kościach? A gdy dzień zapowiada się nieproduktywnie, to co robisz? Nadal siadasz do biurka czy odpuszczasz rysowanie na ten dzień?

MD: Nieproduktywność rodzi się w okolicach splotu słonecznego, potem przeskakuje na nos, który się marszczy, a ja wtedy wypowiadam magiczną formułkę “nieee, dziś nie maluję”. Zdarza się, że robię próbę. Siadam do biurka, pokręcę się, pobrudzę kartkę nieoczyszczonym pędzlem, tak, żeby uspokoić sumienie. Po takim małym przedstawieniu ze spokojną duszą wsiadam na rower, wybieram się na wycieczkę, szlajam się, gubię albo wracam do ulubionych miejsc. Poprzedni rok był pełen takich wypadów, bo miałam do odkrycia całkiem nowe miejsce, całe Trójmiasto. To był dobry rok!

KW: Wspaniale! Gratulacje! A wracając jeszcze do biurka, pijesz, jesz przy rysowaniu?

MD: Nie pamiętam, żebym piła, ale jakimś cudem na moim biurku zawsze stoi pełno pustych kubków po herbacie i kawie…

KW: Skądś znam ten fenomen! A wolisz rysować w samotności, czy w pokoju mogą być obecni inni?

MD: Swego czasu pracowałam sama, wynajmowałam też przestrzeń z innymi ludźmi, gdzie panował wesoły harmider, teraz pracuję w domu z mężem i psem. Każda sytuacja ma swoje plusy i swoje minusy, nie mam problemu z obecnością innych, miło jest malować i gawędzić. 

KW: Czy rozmawiasz z kimś o swoich rysunkach podczas ich tworzenia? Pytasz o radę? 

MD: Często rozmawiam z mężem, ma doskonałe oko, robi piękne zdjęcia. Rozmawiam z dziećmi – one w końcu wiedzą, co jest dla nich najciekawsze. Czasem opowiadam przyjaciołom o tym, nad czym pracuję i w rozmowie rodzą się niekiedy nowe wartości, pomysły.

KW: Oprócz rozmów towarzyszą ci inne dźwięki? Muzyka, radio? Czy wolisz pracować w ciszy?

MD: Zazwyczaj towarzyszy mi muzyka. Często wracam do ścieżek dźwiękowych ze starych filmów, swingu, muzyki instrumentalnej. W ciszy pracuję, kiedy obmyślam koncepcję, pomysł na treść książki.

KW: A najłatwiej rysuje Ci się…?

MD: W miękkim świetle, po kilkudniowym leniuchowaniu spędzonym na łazędze po miejscach, których wcześniej nie znałam, po mocnej kawie, po powrocie z podróży, po wdrożeniu się w ciekawy projekt.

KW: Twoja życiówka w jednorazowym siedzeniu nad jedną ilustracja to…?

MD: Cztery dni, ale po dwóch miesiącach ilustracja trafiła do szuflady i jej ostateczna wersja powstała w kilka godzin.

KW: A szkicownik jest?

MD: Paskudnie traktuję szkicownik, po macoszemu, aż wstyd. Leży gdzieś na dnie szuflady, udało mi się zamalować kilkanaście kartek. Często bazgrolę coś na skrawkach papieru, które potem namiętnie się gubią.

KW: Czy można na twoich ilustracjach znaleźć autoportrety? A może umieszczasz zawsze jakiś element lub postać?

MD: Autoportretów brak, ale po czasie odkrywam, że niektóre postaci przypominają jakichś moich znajomych, członków rodziny. To są ciepłe odkrycia, moja podświadomość płata mi figle. Poza tym staram się, aby moje prace były wielowarstwowe. Maluję tak, żeby można było wracać do ilustracji wielokrotnie, dlatego często są w nich poukrywane różnego rodzaju ciekawostki, stworzonka. 

Na deser pytanie, którego dotychczas nikt Marii Dek nie zadał w wywiadach, a na które zawsze chciała odpowiedzieć:

KW: Czy to prawda, że ilustrator to dziecko, które nigdy nie przestało rysować?

MD: Jako dziecko bardzo lubiłam rysować, malować, babrać się w glinie, masie solnej i wyklejać. Pod koniec podstawówki poszłam do szkoły muzycznej, gra pochłaniała moje (pseudo)artystyczne zasoby energii, przez chwilę bawiłam się w teatr, w pisanie (skończyłam dziennikarskie studia). Wszystko po to, żeby z bagażem doświadczeń zatoczyć koło. Codziennie maluję, mam swoje ulubione farbki i pędzelki. Brzmi jak bajka, dużo w tym prawdy, ale po drodze najadam się frustracji, niemocy. Warto jednak dbać o to, żeby to dziecko z pytania zawsze miało coś pod ręką i nie przestało tworzyć. Moim sposobem na to jest wieczne zdziwienie wobec piękna świata, ludzi, to mechanizm, który szeroko otwiera mi oczy. 

Prace Marii Dek można zobaczyć m.in. tutaj:

https://www.behance.net/mariadek

Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. z Magazynem dla Dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Kupuje książki obrazkowe dla samych ilustracji. www.kasiawarpas.com

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj