Opowieść o szczęśliwym człowieku

0
1919

Trudno mi podać przykład kogoś znanego, kto spełniłby się tak jak ona w każdej dziedzinie życia, również pod względem towarzyskim. Żyła pełnią życia. Kochała swoją pracę, to była jej wielka pasja – o Tove Jansson rozmawiamy z tłumaczką, literaturoznawczynią, autorką Justyną Czechowską. Wywiad ukazał się w 24. numerze kwartalnika „Ryms”.

Ewa Skibińska: Chciałabym, żebyśmy porozmawiały nie tyle o Muminkach, ile o Tove Jansson. Robiła mnóstwo ciekawych rzeczy, chociaż to Muminki dały jej nazwisko. Czy Tove istniałaby bez Muminków?

Justyna Czechowska: Z pewnością. Urodziła się w 1914 roku, a pierwsza książka o Muminkach ukazała się w 1945. Jako rysowniczka, ilustratorka Tove zaistniała jeszcze przed II wojną. Zaczęła rysować bardzo wcześnie. Jako kilkulatka stworzyła swoją pierwszą gazetkę, pisała i ilustrowała książki, które rozprowadzała wśród członków rodziny.

ES: Był z niej mały geniusz.

JCz: Tak. Jej ojciec, który był na froncie, gdy się urodziła, napisał do żony, wyrażając nadzieję, że z Tove wyrośnie wielki talent. Tego talentu nie szlifowano pod przymusem, rodzice specjalnie nie organizowali jej czasu. Tove Jansson dorastała w artystycznym domu, w atelier. Ojciec był znanym rzeźbiarzem, matka była rysowniczką, malarką, ilustratorką. Należeli do środowiska mniejszości szwedzkiej w Helsinkach, skupiającego lokalną bohemę i inteligencję. Rodzice prowadzili dom otwarty, gdzie zawsze było pełno gości, rozmów, ale też dużo śmiechu, dymu papierosowego i muzyki, którą podobnie jak taniec Tove uwielbiała. Publicznie zadebiutowała, mając kilkanaście lat. Początkowo pomagała mamie ilustrować okładki, z czasem również przygotowywać rysunki do pisma „Garm”. Dokładała się do domowego budżetu, zarabiała już jako dziecko. Wracając do pytania: przed pojawieniem się historii o Muminkach istniała i spełniała się jako malarka. Jako jedna z nielicznych studentek w tamtych dość konserwatywnych czasach pojechała, dzięki rodzinnym koneksjom, w podróż po Europie. Miała możliwość zakosztowania artystycznego życia i zobaczenia, jak się tworzy sztukę we Francji, Włoszech i w Niemczech..

ES: Była człowiekiem wielu talentów, choć w świadomości społecznej jest przede wszystkim „mamą Muminków”.

JCz: Dobiegające końca jubileuszowe obchody setnych urodzin Tove miały właśnie pokazać inne dziedziny jej aktywności. W Finlandii, w Galerii Sztuki Ateneum, przez pół roku trwała wielka wystawa twórczości malarskiej Tove Jansson. W bardzo małym stopniu pokazana tam została autorka Muminków. Przede wszystkim dzięki jej malarstwu zobaczyliśmy Tove jako naprawdę wielką artystkę. Artystkę światowej miary.

ES: Mówi się o niej, że była tytanem pracy. Ale czy przypadkiem nie rozmieniała swojego talentu na drobne, zamiast skupić się albo na pisarstwie, albo na malarstwie?

JCz: Trudno mi podać przykład kogoś znanego, kto spełniłby się tak jak ona w każdej dziedzinie życia, również pod względem towarzyskim. Żyła pełnią życia. Kochała swoją pracę, to była jej wielka pasja. Nie można powiedzieć, że pracowała kosztem życia. Na swoje atelier wynajęła pomieszczenie w wieży kamienicy. Tam pracowała, tam również przyjmowała gości, przyjaciół. Razem ze swoją partnerką życiową, również artystką, Tuulikki Pietilä, dużo podróżowały. Podróżowanie często łączyły z pracą. Ale nigdy nie pędziły. Zwykle zatrzymywały się na dłużej w jakimś miejscu. „Zadomawiały” je, na przykład kupując kwiaty do wazonu. Dowodem na to, że Tove żyła pełnią życia, był wybudowany przez nią dom na wyspie. Była doskonałą rzemieślniczką. Umiała szyć, cerować sieci. Wiele przedmiotów codziennego użytku potrafiła zrobić bądź naprawić sama. Ona – drobna, malutka kobieta – uwielbiała rąbać drewno.

ES: Niezwykle energetyczna osoba, trzeba przyznać.

JCz: Tak, była wulkanem energii. Fascynujące jest też to, że znajdowała czas na dokumentowanie swojego życia. Pisała dzienniki, ozdabiała je rysunkami. Pisała mnóstwo listów. Mówi się, że odpowiadała na wszystkie listy, które pisali do niej czytelnicy. Listy do bliskich osób liczyły po kilka stron. To były opowieści, refleksje, zwierzenia, można nawet powiedzieć: korespondencyjne dyskusje. Niedawno w Finlandii i Szwecji ukazał się wybór listów Tove Jansson, przygotowany przez Boel Westin i Helen Svensson, będący tylko niewielkim wyimkiem korespondencji. Ten wybór ukaże się w przyszłym roku również w Polsce.

ES: Skoro mówimy o pisaniu – ubolewam, że słabo kojarzymy Tove jako pisarkę dla dorosłych. Przeczytałam „Uczciwą oszustkę”, wydaną w 2013 roku przez Naszą Księgarnię. To dobra literatura. Żal, że nie ukazują się wznowienia jej prozy. Ale jest światełko – w przyszłym roku w wydawnictwie Marginesy ukażą się opowiadania Tove Jansson, przetłumaczone przez panią…

JCz: W tym zbiorze będzie także pięć opowiadań, które przetłumaczyła Teresa Chłapowska, ukazały się już kiedyś w wyborze Podróż z małym bagażem. To świetna literatura. Tom zawiera w dużej mierze autobiograficzne opowieści o ciekawej, znanej postaci, ale pomijając figurę autorki, trzeba przyznać, że to majstersztyk gatunku.

ES: Sławne na całym świecie dwie wielkie autorki skandynawskie: Tove Jansson i Astrid Lindgren – znały się. Ale czy się lubiły, spotykały, wzajemnie inspirowały?

JCz: One debiutowały w tym samym roku. W 1945 roku ukazały się Pippi… oraz Małe trolle i wielka powódź. Te dwie książki to słupy milowe, jeśli chodzi o nowoczesną, modernistyczną literaturę dla dzieci. Ich autorki znały się, ale były bardzo zapracowane. Astrid była matką kilkorga dzieci, Tove też miała życie wypełnione, więc nie było między nimi zażyłej przyjaźni. Ale bardzo się nawzajem ceniły. Dzięki rekomendacji Astrid Lindgren Tove Jansson dostała zlecenie na zilustrowanie „Alicji w Krainie Czarów” i „Hobbita”…

ES: Ciekawi mnie, jak twórczość Jansson i jak ona sama jest dziś odbierana w Finlandii. Jej fińska biografka Tuula Karjalainen mówiła w wywiadzie dla portalu Dwutygodnik, że o ile dzieci znają Muminki, o tyle nazwiska autorki raczej nie kojarzą.

JCz: To wydaje mi się znamienne, podobnie jest w wypadku wielu autorów literatury dziecięcej. Dzieci kojarzą postaci z bajek, ale nie wykazują wielkiego zainteresowania autorami. Zresztą w Polsce był czas, kiedy niewiele osób kojarzyło nazwisko Tove Jansson. Nawet w jej macierzystym kraju z racji dość nietypowego dla kobiety imienia ludziom wydawało się, że to jest mężczyzna. Od lat Tove Jansson jest promowana jako brand fiński. Wszyscy wiedzą, że Finlandia ma Nokię i Muminki. Ale dopiero tegoroczna wystawa malarstwa w Helsinkach oraz liczne jubileuszowe wydarzenia w całym kraju, także na wyspie, gdzie spędzała każde lato, bardzo wpłynęły na świadomość jej rodaków i wzbogaciły wiedzę na temat innych dziedzin twórczości Tove. Dzieła pisane dla dorosłych nie były wcześniej tak często wznawiane. W tym roku pojawiły się w księgarniach wznowienia, w ładnej, ujednoliconej szacie graficznej.

ES: Niech nasi wydawcy pójdą za tym przykładem, miałabym takie życzenie. I na koniec, patrząc z punktu widzenia biografa: czy czegoś o Tove nie wiemy? Czy nie chciała o czymś mówić, czegoś upubliczniać?

JCz: Jej życie było bardzo dokładnie udokumentowane, zarówno w listach, jak i w dziennikach, które co prawda nie są ogólnie dostępne, ale nie są też okryte tajemnicą. Boel Westin, która znała Tove Jansson osobiście, zdobyła jej absolutne zaufanie, miała dostęp do wszystkich archiwów – napisała rzetelną, wyczerpującą biografię. Pisze w niej również o związku Tove i Tuulikki; w latach 50. związek dwóch kobiet był absolutnie tematem tabu, w Finlandii do 1971 roku homoseksualizm był karalny.

ES: Jest szansa, że dzienniki Tove Jansson się ukażą?

JCz: Myślę, że z czasem się ukażą. Boel Westin jest nimi zafascynowana. Na razie ciągle bywa na spotkaniach promujących biografię Tove, w Finlandii i za granicą. Zapytałam ją, gdy była w sierpniu na Literackim Sopocie, czy będzie się teraz zajmować czymś innym. Odpowiedziała, że tak, są momenty, że chciałaby się zająć czymkolwiek, co nie jest związane z Muminkami. Ale z drugiej strony postać Tove Jansson wciąż jest dla niej wyzwaniem. I nie tylko dla niej. Będąc na targach książki w Goeteborgu, kupiłam album ze zdjęciami, między innymi autorstwa jej młodszego brata, który był fotografikiem, bardzo wcześnie zaczął dokumentować jej twórcze życie. Tove razem z Tuulikki rejestrowały 8-milimetrową kamerą wydarzenia, podróże, ale też ich codzienność. Cenny dla badaczy jest fakt, że żyje jeszcze sporo osób, które ją bardzo dobrze znały. Między innymi jej brat fotografik, leciwy już, bo 94-letni pan. Albo znajomi z dzieciństwa, którzy na spotkaniach jubileuszowych opowiadali doskonałe anegdoty z tamtych czasów. Myślę więc, że jeszcze trochę materiałów o Tove powstanie. Prowadziła fascynujące życie i była w nim po uszy zakochana. Przez całe życie posługiwała się ekslibrisem, w którym niezmiennie widniało motto jej życia: labora et amare. Była naprawdę szczęśliwym, spełnionym człowiekiem.

Justyna Czechowska – literaturoznawczyni, animatorka kultury, tłumaczka ze szwedzkiego, autorka artykułów, antologii i wywiadów. Współzałożycielka Fundacji na rzecz Badań Literacich i Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. Pracowała między innymi jako nauczycielka kreatywnego pisania i  agentka literacka. Swoje przekłady publikowała w  czasopismach w Polsce i w Skandynawii. Przełożona przez nią książka Kristin Berget „Der ganze Weg” była nominowana w drugiej edycji konkursu Europejski Poeta Wolności. Wraz z  Piotrem Kieżunem prowadzi debaty na Poddaszu Kultury Liberalnej zatytułowane „Piątek: literatura!”. Od  2009 roku związana z  Duńskim Instytutem Kultury, a od 2014 także z wydawnictwem Marginesy. Obecnie pracuje nad przekładem zbioru opowiadań Tove Jansson pt. „Wiadmości”.

Fot. archiwum prywatne J. Czechowskiej

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj