Malachity i zwierciadełka

0
968

Agnieszka Wolny-Hamkało, Malachity i zwierciadełka, [w:] „Ryms” nr 25, s. 21, wiosna 2015 

Może obrazy z przeszłości nie są najbardziej jaskrawe, najpełniejsze, ale wdrukowane najgłębiej. Ujawniają się same, niezależnie od naszej woli. Wystarczy impuls, żeby po prostu wpompowały w naszą pamięć i wyobraźnię masę kolorów, zapachów – emocje z najwcześniejszych lat. Te spektakle, które widzieliśmy w uzdrowiskowych teatrzykach, a które zapamiętaliśmy jako zdarzenia na granicy snu i jawy. Seanse filmowe na zimowiskach: „Dirty dancing”, „Duch” – byliśmy dziećmi i właśnie przeżywaliśmy swoje pierwsze doświadczenia każdego rodzaju sztuki. W niedzielę radiowe słuchowiska z zabawnymi efektami dźwiękowymi: skrzypieniem drzwi, chrzęszczeniem żwirowej ścieżki, udawanym wrzaskiem przestraszonej kobiety. Pierwszy raz przed nami odgrywana groza, wzruszenie, śmiech. I pierwsze książki, które wpisywały się w nas tak silnie, bo nie mieliśmy jeszcze żadnych mechanizmów obronnych: ironii, blazy, nie znaliśmy kontekstów, nie byliśmy nastawieni na znalezienie błędu, na szukanie odniesień. Nie „ustawialiśmy się” wobec książki w żaden sposób. Po prostu braliśmy ją jak pierwszą miłość: z absolutną niewinnością i wiarą.

Był PRL, ale i w PRL-u zdarzały się cuda. Moim cudem była książka Anatola France’a – „Zazulka”. To przedziwna baśń – niejednoznaczna, zaskakująca, pełna mrocznych symboli, „niedorzeczna”, jak mówił o niej sam autor, noblista. Pierwszy obraz to zalany przez morze ląd: „Z miasta i zamku nie pozostało ani śladu”. Smutne, prawda? Melancholijny początek. „Nic nie trwa wiecznie” – pisze autor i dodaje: ale pozostają wspomnienia. I tylko w pogodne dni, milę od brzegu, widać pnie drzew stojące nieruchomo w głębi wody. Zazulka zaczyna się od śmierci matki, śmierć obwieszcza biała róża na klęczniku. A potem jest przyjaźń, wspólne poznawanie świata, oniryczne, bagienne i leśne przygody: diabliki, wodne boginki, karzełki, które nagle „otaczają kręgiem śpiącą Zazulkę”. Wszystko to, za co kochany baśnie: szkatułki i zwierciadła, podwodne królestwa, królowe o zielonych włosach ozdobione muszlami. 

Zapamiętałam tę książkę jako trójwymiarową, jako zestaw hologramów: ilustracje Bożeny Truchanowskiej unosiły się w powietrzu jak cyfrowy obraz księżniczki Lei w „Gwiezdnych wojnach”. Opisane tak sugestywnie przez Anatola France’a wysadzane perłami czarne czepki, błękitne materiały tak cienkie, że niemal lżejsze od powietrza, zdobione drogimi kamieniami opaski – roiły mi się i zapadały w pamięć jak tkaniny z obrazów Velázqueza czy Vermeera, jak pastelowe, sennie rozmyte spódniczki tancerek z obrazów Degasa. Na jednej z ilustracji Truchanowska pokazuje półszlachetne kamienie: agaty, malachity, bursztyny, które po prostu świecą w ciemnościach jak kocie oczy.

Mam tę książkę do tej pory. Nic nie straciła ze swojego uroku. Skończył się PRL, skończyła się moja młodość. A „Zazulka” przeprowadziła się ze mną wiele razy. Ale nawet teraz, kiedy ją otwieram – świeci tak samo mocno, a ja na chwilę znów staję się małą dziewczynką.

Agnieszka Wolny-Hamkało – autorka powieści „Zaćmienie” i książek poetyckich: „Mocno poszukiwana”, „Lonty”, „Gospel”,” Ani mi się śni”, „Spamy miłosne”, „Nikon i Leica”, „Borderline”, „Występy gościnne”, a także szkiców poetyckich „Inicjał z offu”, dramatu „Dzień dobry, wszyscy umrzemy”, książek dla dzieci „Rzecz o tym, jak paw wpadł w staw” i „Nochal czarodziej” oraz antologii opowiadań.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj