Klasycy przedwojennej ilustracji

0
4266

Niektórzy rozpoczynali karierę już przed wojną, jak Themersonowie, Szancer czy Sopoćko. Ale inni, zapomniani i dziś rzadko lub prawie wcale nie wznawiani, również zasługują na naszą pamięć, a przynajmniej na krótkie przypomnienie – o klasykach przedwojennej ilustracji w 25. „Rymsie” pisze Beata Fingas-Śniegoń.

„Dzisiejszą formę książki podbudowały doświadczenia sprzed pół wieku, przeprowadzone głównie w wydawnictwach dla dzieci przez Edwarda Manteuffla, Franciszkę Themerson oraz spółkę graficzną Levitt-Him” (D. Wróblewska, „Polska grafika współczesna”, s. 19).

Wśród książek dla najmłodszych pojawiły się ostatnio wznowienia książek dla dzieci autorstwa Franciszki i Stefana Themersonów. Pewnie jednak mało kto z czytelników zdaje sobie sprawę, że historia ich pracy nad ilustracją dla najmłodszych zaczęła się jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym (pierwsze wydanie popularnego „Pana Toma…” miało miejsce w 1939 roku i ukazało się 6 części jego przygód).

Przeglądając te wydania, uświadomiłam sobie, jak duża jest luka w naszej wiedzy, jeśli chodzi i o polskie książki przedwojenne, i o rozpoznawalność dawnych ilustratorów. Przyczyn tego zjawiska jest wiele, ale nie o przyczynach chcę pisać. Wydaje się, że dla większości miłośników klasyka ilustracji dla dzieci to takie nazwiska, jak Szancer, Butenko, Kilian, Strumiłło, Majchrzak, Siemaszko. To oni stworzyli charakterystyczny, rozpoznawalny styl. Nadali książeczce dla najmłodszych, często banalnej, jeśli chodzi o treść, rangę swoistego dzieła artystycznego (jedyną rysą była zazwyczaj kiepska jakość papieru i druku w PRL-u). Niektórzy z nich rozpoczynali karierę już przed wojną, jak wspomniani Themersonowie, Szancer czy Sopoćko. Ale inni, zapomniani i dziś rzadko lub prawie wcale nie wznawiani, również zasługują na naszą pamięć, a przynajmniej na krótkie przypomnienie.

Symbolicznym rokiem zmian w podejściu do ilustracji w książkach dziecięcych był 1908, gdy „Towarzystwo Zachęty zorganizowało w Warszawie wystawę »Sztuka w życiu dziecka«, na której prezentowano zabawki, zdobnictwo pokoi dziecięcych, grafiki, a także aż 214 nowoczesnych książek ilustrowanych, sprowadzonych przez księgarnię Centnerszwera z 7 krajów Europy i z Japonii; w tym tylko 22 książki polskie uznane za godne prezentacji. T. Jaroszyński w przedmowie do katalogu wystawy pisał, że celem ekspozycji było nie tylko zainspirowanie artystów, ale przede wszystkim pozyskanie publiczności, która może »wydawcom naszym narzuci wyższe wymagania i znikną te, często w najwyższym stopniu niepedagogiczne, nieestetyczne, niemoralne i nielogiczne książki obrazkowe dla dzieci, gdzie polski poeta układa sentymentalne swojskie wierszyki do ordynarnych, brzydkich i najgorzej wybranych, sprowadzanych stosami, malowanek niemieckich«” (J. Dunin, „Książeczki dla grzecznych i niegrzecznych dzieci”, s. 111–112).

To, jak szybko rynek księgarski zareagował na te propozycje, wydaje się, nawet z dzisiejszej perspektywy, wprost niewiarygodne. Polska ilustracja dla najmłodszych przeszła radykalną zmianę, uwzględniano nowe kierunki i tendencje artystyczne. Nawiązywano do secesji i symbolizmu, by potem porzucić zbytnią ornamentykę na rzecz prostej, zgeometryzowanej kreski w stylu art déco, chętnie sięgano po technikę drzeworytu. Nie bano się eksperymentów, świadomych uproszczeń czy wręcz deformacji kreski, humoru, mimo że nie wszystkie nowości odbiorcy przyjmowali z entuzjazmem (pierwszy polski komiks dla dzieci, czyli „120 przygód Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza, spotkał się początkowo z ostrą krytyką).

Jednym z najbardziej popularnych ilustratorów przedwojennych był Kamil Mackiewicz. Jego życie ukształtował w dużej mierze los żołnierza, który przypadł w udziale tamtemu pokoleniu. Służył w armii, dostał się do niemieckiej niewoli. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości jeszcze raz stanął do walki, w wojnie polsko-bolszewickiej. Ale mimo tych ciężkich przeżyć nigdy nie stracił swego słynnego poczucia humoru. Nic więc dziwnego, że to właśnie on uznawany jest za prekursora polskiego komiksu. Razem z pisarzem Stanisławem Wasylewskim stworzył w 1919 roku pierwszy polski komiks – „Ogniem i mieczem, czyli Przygody szalonego Grzesia” (skierowany do dorosłych odbiorców). Dzisiejsi czytelnicy mogli poznać jego ilustracje do jednej z nielicznych wznowionych przedwojennych książek dla dzieci – do książki „Bohaterski miś” pióra Bronisławy Ostrowskiej. Piękny tekst, przybliżający małym czytelnikom w prosty sposób zawiłości I wojny i walki Polaków o odzyskanie niepodległości, został wydany z licznymi ilustracjami właśnie Mackiewicza. Zwiększają one dynamikę wydarzeń i są świetnym dopełnieniem tekstu. Nawet jeśli po dłuższym czasie zobaczymy odpowiednią ilustrację, jednoznacznie skojarzymy ją z jedną z wielu przygód bohaterskiego misia. Podobny charakter mają ilustracje Mackiewicza do książki „Życie i przygody małpki. Pamiętnik szympansiczki Kaśki” innego popularnego przed wojną pisarza, Ferdynanda Antoniego Ossendowskiego.

O Kamilu Mackiewiczu można wręcz pisać jako o przedwojennym klasyku, bo w swoim dorobku ilustratorskim miał tak znane dzieła jak „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Był też ilustratorem pierwszych przedwojennych wydań Lewisa Carrolla i jego słynnej „Ali w krainie czarów” (na zdjęciu), bo taki tytuł nosiła książka przed wojną.

Ważnymi książkami i bardzo popularnymi były też, dziś już raczej zapomniane, utwory Heleny Zakrzewskiej, nawiązujące do odzyskania przez Polskę niepodległości i wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku: „Białe róże”, „Dzieci Lwowa” i „Płomień na śniegu”, do których również przygotował Mackiewicz oprawę graficzną.

Jeśli myślicie, że wróżki, skrzaty i elfy to dzieło Disneya, to jesteście w błędzie. W polskich książeczkach dla dzieci pojawiły się przed wojną u malarza Antoniego Gawińskiego. To kolejny bardzo ceniony i popularny ilustrator. Jego styl jest tak sugestywny, że łatwo go rozpoznać nawet po projektowanych przez niego okładkach. Był w dziedzinie ilustracji głównym przedstawicielem secesji, stąd charakterystyczne płynne linie i bogactwo ornamentyki. Zilustrował około 45 książek, na przykład Marii Konopnickiej, ale też takich klasyków jak Mickiewicz czy Kraszewski.

Sam był również autorem kilku książek dla dzieci. Najsłynniejszy jego utwór to „Lolek grenadier”, który miał przed wojną aż 6 wydań. To baśniowa opowieść o chłopcu, który przenosi się w czasy napoleońskie. Baśniowe wróżki i elfy zapełniały natomiast strony czarodziejskich historii, czyli „Dziesięciu rycerzy” (na zdjęciu) czy „Przygód Okruszka”.

Zilustrował Gawiński wiele książek Marii Konopnickiej, na przykład teksty „Wiosna i dzieci”, „W domu i świecie”, „O Janku Wędrowniczku”, „Szczęśliwy światek”. Ale najpiękniej swój secesyjny talent wyraził w religijnych, pełnych rozmachu ilustracjach do „Psałterza dziecka”.

Maria Buyno-Arctowa była drugą pisarką, dla której chętnie tworzył. Z jego pracami możemy się spotkać w trakcie lektury przedwojennych „Brylantów”, „Pereł księżniczki Mai” czy „Wigilii w śniegu”.

Dla mnie jednak najciekawsza zilustrowana przez niego książka dla dzieci to „Przygody mikroba”, których autorem jest dr Erasmo Crottolina. Książeczka przybliżająca dzieciom w ciekawej formie (i nowoczesnej naówczas) zasady higieny i rozprzestrzeniania się chorób. Gawiński porzucił tu swą charakterystyczną secesyjną kreskę (jedynie na ilustracjach dotyczących domu zachował stary, konwencjonalny styl): aby ukazać życie małych „mikrobów”, sięgnął – dla podkreślenia kontrastu – po nowoczesną stylizację.

Bardziej nowatorskie podejście do ilustracji w książkach dla dzieci zaprezentowali graficy zespołu podpisującego swoje prace: Lewitt-Him. Była to spółka graficzna dwóch artystów, Jana Lewitta i Jerzego Hima. Nie stworzyli zbyt wielu ilustracji do książek dla dzieci, a mimo to ich wpływ widać wyraźnie w pokoleniu, które po wojnie stworzyło słynną „szkołę polskiej ilustracji dziecięcej”. Ich najważniejszą pracą było zilustrowanie „Lokomotywy” Juliana Tuwima w 1938 roku (na zdjęciu). Wraz z tym wierszem zostały wówczas opublikowane „Rzepka” i „Ptasie radio”. Te przedwojenne wydania są u nas trudno dostępne. Szukając ich, natrafiłam na angielską stronę Jerzego Hima (www.georgehim.co.uk), gdzie możemy podziwiać ilustracje i przeczytać przedwojenną recenzję: „Kolorowy wiersz w kolorowej książce, wspaniale kolorowej! Tego jeszcze nie było, żeby dym lokomotywy zostawił swój ślad na kartce książki, żeby na nią przeszło białe pasmo pary, które się oderwało na dworcu, gdy »ruszyła maszyna po szynach ospale«. A potem pociąg leci po moście, przez tunel, wśród lasu – to wszystko zrobili malarze, Levitt i Him, nieprawdopodobnie barwnie i tak prawdziwie, jak prawdziwy jest obraz świata tylko w wyobraźni dziecka”. A następnie możemy ich pracę porównać ze znaczniej lepiej znanym nam wszystkim wydaniem „Lokomotywy” z 1953 roku w opracowaniu graficznym Jana Marcina Szancera. Wcześniejszą ich wspólną pracą było opracowanie okładki i rysunków do książki „Heroje czyli Klechdy greckie o bohaterach” Charlesa Kingsleya.

Obaj artyści już przed wojną wyjechali do Londynu i do Polski nigdy nie wrócili. Współpracowali jeszcze z polskim rządem emigracyjnym (wydali na przykład „Informator dla Polaków w Anglii”, którego okładka jest też rozpoznawalnym symbolem, później wielokrotnie powielanym przez innych grafików w Polsce). Po wojnie, mimo szybko rozwijającej się kariery w Londynie, nie pracowali już więcej (z małymi wyjątkami) nad ilustracjami dla najmłodszych.

Ilustracje do książek tworzyły również licznie kobiety. Poza wspomnianą Franciszką Themerson były i inne ilustratorki, nie mniej utalentowane.

Jedną z najbardziej rozpoznawalnych artystek dwudziestolecia międzywojennego jest Zofia Stryjeńska. Aby się kształcić w Monachium, przez rok studiowała tam w męskim przebraniu. Zdemaskowana przez kolegów – wróciła do Krakowa i tu rozpoczęła intensywną pracę. W jej twórczości widać wyraźnie jeszcze młodopolskie akcenty i przede wszystkim fascynację polskim folklorem. Jej inspiracja folklorystyczna daleka jest jednak od zwykłej, banalnej powtarzalności i ckliwości. Nadała ludowej inspiracji swój charakterystyczny styl, podkreślając dynamizm przez zgeometryzowane formy i mocne, wyraziste kolory.

Dla mnie najpiękniejsze są poetyckie ilustracje do „Trenów” Jana Kochanowskiego (na zdjęciu), ale z naszego kanonu literackiego Stryjeńska zilustrowała również „Kolędy” i „Monachomachię” Ignacego Krasickiego. Dla najmłodszych natomiast ilustrowała głównie wierszyki inspirowane folklorem: Zofii Rogoszówny i Józefiny Rogosz-Walewskiej „Przez kolorowe okienko”, Rogoszówny „Sroczka kaszkę warzyła”, Janiny Porazińskiej „Jaś i Kasia”, Kazimiery Iłłakowiczówny „Rymy dziecięce” oraz „Bajki” Wacława Sieroszewskiego.

Podobną drogą ilustratorską poszła inna malarka – Anna Gramatyka-Ostrowska. U niej również widać silną fascynację motywami ludowymi, stąd nawet ilustracje do tekstów tych samych autorek, m.in. Zofii Rogoszówny, i charakterystyczne tytuły: „Koszałki opałki”, „Klituś Bajduś”, „Wesoły ludek”. Stworzyła też rysunki do kilku utworów Marii Dynowskiej, na przykład do „Dylu, dylu na badylu”, „O bogince i liliach”, „W betlejemskiej szopce”, oraz dla Ewy Szelburg-Zarembiny i jej „Lulajże, Jezuniu”.

Duże uznanie zdobyła też Wanda Romeykówna, która opracowała szatę graficzną do książeczek Marii Buyno-Arctowej: do „Fifinki”, „Słoneczka”, „Kociej mamy…”, ale również do „Światka dziecięcego” Or-Ota czy książeczek do samodzielnego czytania Marii Weryho „I ja już czytam”. Jej charakterystyczne dziecięce postacie mogą być w pewnym sensie graficznym symbolem czasów przedwojennych, które minęły bezpowrotnie.

A jeszcze koniecznie trzeba wspomnieć o książce „Baśń o żelaznym wilku” z pięknymi ilustracjami Jana Rembowskiego oraz o jedynej okładce książki dla dzieci zaprojektowanej przez Witkacego – do baśni Kazimiery Iłłakowiczówny pt. „Bajeczna historia o królewiczu La-fi-Czaniu, o żołnierzu Soju i o dziewczynce Kio” wydanej przez E. Wendego w 1918 roku (o której tyle czytałam, ale nigdzie jej nie znalazłam).

Zupełnie natomiast nie przekonywał mnie Marian Walentynowicz z jego słynnym „Koziołkiem Matołkiem”, dopóki nie zobaczyłam przepięknych ilustracji do „Baśni z 1001 nocy” (na zdjęciu). A takich zaskoczeń jest więcej.

Jedno z większych wiązało się z zakupieniem „Bajek” Stefanii Wandyczowej z ciekawymi ilustracjami, których autorem okazał się 12-letni syn autorki Witold Mars „Maciek”. Późniejszy student akademii w Krakowie i Warszawie. Po wojnie, w której walczył we Francji, nie powrócił już do Polski, kontynuował pracę za granicą (początkowo w Londynie, a następnie w Nowym Jorku). Podobny los emigranta spotkał innego ciekawego artystę, Stefana Norblina, który zaprojektował w Polsce wiele okładek w charakterystycznym stylu art déco.

Do tej pobieżnej listy, sporządzonej głównie na podstawie moich antykwarycznych, a więc siłą rzeczy przypadkowych spotkań, należałoby dodać wiele nazwisk: wspomnianego już Edwarda Manteuffla, Stanisława Bobińskiego, Edmunda Bartłomiejczyka, a z pań Molly Bukowską, Halinę Krüger czy Marię Jaroszyńską.

Tekst ten nie odda całego bogactwa przedwojennych malarzy i grafików, którzy tworzyli dla dzieci. Trudno o same książki, które zaginęły przez „wichry wojny i historii”, trafiły na makulaturę w PRL-u jako „niesłuszne ideologicznie” bądź zostały po prostu zaczytane przez dzieci.

W tym wypadku lepiej niż słowa przemawiają same obrazy, a w zasadzie, przepraszam – „obrazki” z tych starych, przedwojennych, często strasznie zniszczonych książeczek. Zresztą przekonajcie się sami.

Zapraszam w podróż w poszukiwaniu utraconych bezpowrotnie czasów.

Beata Fingas-Śniegoń – absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, redagowała portal dla singli. Zarażona miłością do historii i literatury dziecięcej (szczególnie zapomnianej, tej z XX-lecia międzywojennego ). Prowadzi bloga o wychowywaniu i lekturach dla chłopców http://mamik.blox.pl/htm

Bibliografia

D. Wróblewska, „Polska grafika współczesna”, Interpress, Warszawa 1988

J. Wiercińska, „Sztuka i książka”, PWN, Warszawa 1986

J. Dunin, „Książeczki dla grzecznych i niegrzecznych dzieci. Z dziejów polskich publikacji dla najmłodszych”, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1991

J. Z. Białek, „Literatura dla dzieci i młodzieży w latach 1918–1939”, WSiP, Warszawa 1979

Ilustracje

A. Eker, „Ojców dzieje”, Księgarnia „Ewer”, Lwów 1927, ilustracje Fryca Kleinmanna

W. Sieroszewski, „Wilk żelazny”, Wydawnictwo Polskie we Lwowie, wyd. II, okładka i ryciny Jana Rembowskiego

E. Crottolina, „Przygody mikroba”, Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1923, ilustracje Antoniego Gawińskiego

A. Gawiński, „Dziesięciu rycerzy”, Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1928, ilustracje autora

F. A. Ossendowski, „Zwierzyniec”, Wydawnictwo Polskie R. Wegnera, Poznań 1931, ilustracje Tadeusza Rojana

M. Weryho, „I ja już czytam”, Gebethner i Wolff, Warszawa, okładka i ilustracje Wandy Romeykówny

H. G. Wells, „Pierwsi ludzie na księżycu”, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1921, ilustracje Michaliny Janoszanki

L. Carroll, „Ala w krainie czarów”, Gebethner i Wolff, Warszawa 1947, ilustracje Kamila Mackiewicza

H. Ch. Andersen, „Bajki”, nakładem księgarni J. Przeworskiego, Warszawa 1932, ilustracje Haliny Krüger

R. Kwiatkowski, Wróbel – Mikado, „Biblioteka Książek Różowych”, nr 8, Warszawa 1927, ilustracje Molly Bukowskiej

M. Dynowska, „Mała ogrodniczka”, Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1929, rysunki A. GR. Ostrowskiej

E. Szelburg-Zarembina, „Boży roczek”, Tow. Wyd. „Bluszcz”, Warszawa, ilustracje Stanisława Bobińskiego

J. Korczak, „Sława”, Towarzystwo Wydawnicze, Warszawa 1925, okładka i ilustracje Józefa Toma

S. Wandyczowa, „Bajki”, „Ignis”, Warszawa 1921, ilustracje Witolda „Maćka” Marsa

T. Karyłowski, „Miecio Chwalibóg”, Gebethner i Spółka, Kraków 1918, ilustracje Zofii Stryjeńskiej

oraz Internet (np. www.georgehim.co.uk)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj