Janusz Pawlak, „Bergamuty z Zamecznikiem”, [w:] „Ryms” nr 27, wiosna 2016, s. 18.
Trudno mi było wybrać temat do bieżącego numeru „Rymsa”. Zdjąłem z półki kilka książek, położyłem przed sobą i zacząłem przewracać stronice. Oko cieszyły znakomite ilustracje, piękne kompozycje, zaskakujące pomysły. Ale też graficy, którzy zajęli się stroną plastyczną tych książek byli wybitnymi artystami. Tomaszewski, Lipiński, Młodożeniec, Zamecznik, Treutler… Szczęśliwy przypadek sprawił, że sięgnąłem po wydawnictwa ilustrowane przez najznakomitszych twórców polskiej szkoły plakatu. A skoro o plakacie mowa – mam tutaj swojego faworyta. Stawiam na Zamecznika.
Na stole pozostała jedna książka. „Na wyspach Bergamutach” Jana Brzechwy z ilustracjami Wojciecha Zamecznika.
Zameczników było dwóch. Wojciech i Stanisław. Bracia stryjeczni. Obaj ukończyli architekturę, obaj zajmowali się grafiką użytkową (głównie plakatem i ilustracją książkową) i obaj odnosili znaczące sukcesy w tych dziedzinach. Często ich mylono: „Nowy słownik literatury dla dzieci i młodzieży” z 1984 roku i „Leksykon literatury dla dzieci i młodzieży” wydany w 1999 r. wymienia tylko Stanisława, przypisując mu książki ilustrowane przez Wojciecha. Nas interesować będzie właśnie Wojciech, młodszy z Zameczników. Zaprojektował ok. 200 plakatów, wśród nich takie perły, jak: Mondo cane, Pociąg, Kłamstwo Judyty, Milcząca gwiazda czy Titanic. Był autorem znaku firmowego dawnego telewizyjnego „Pegaza”, logotypu Biennale Plakatu w Warszawie i wydawnictwa „Arkady”. I zilustrował książkę „Na wyspach Bergamutach”.
Ukazała się w 1960 roku, i choć było to trzecie wydanie „Wysp Bergamutów”, to tu po raz pierwszy pojawiły się ilustracje Zamecznika. Ci, którzy znają twórczość tego artysty mogą mieć uzasadnione obawy: jego ascetyczny i poważny styl niezbyt dobrze koresponduje z lekkimi, żartobliwymi wierszykami Jana Brzechwy. Ale już okładka rozwiewa te wątpliwości: do starannego rysunku wielkiej orkiestrowej tuby dorysowano – jakby szkolną kredą – kilka linii, i oto z okładki patrzy na nas słoń z dziwnie poskręcaną trąbą. Tytuł wydrukowano na kolorowych polach przypominających skrawki kolorowego papieru. Mało tu ascezy, jeszcze mniej powagi.
Tak ośmieleni możemy odważnie zajrzeć do środka. Książka zawiera czternaście wierszy, a każdy posiada co najmniej jedną własną ilustrację. Wiele z nich to całostronicowe kompozycje przypominające nieco plakaty (choćby obrazek „Androny” czy rycina do „Ciotki Danuty”). Kilka mniejszych ilustracji umieszczono bezpośrednio przed lub po tekście, do którego się odnoszą. Wśród nich uwagę zwraca graficzny komentarz do wiersza „Leń”. Tytułowy bohater, zmęczony trudami dnia, zasnął, a my spoglądamy na niego w dużym skrócie perspektywicznym, niejako od spodu: widzimy jedynie podeszwy butów, sterczące łokcie i nos. Zamecznik kłania się tu Mantegni. Mimo takich ilustratorskich perełek, czuję w tej książce pewien niedosyt. Co prawda rysunki zaprojektował Zamecznik po mistrzowsku, ale brak mi jakiegoś niepokoju, napięcia, dynamiki, graficznej interakcji z tekstem. Ach, czemu ilustrator nie przeskoczył na sąsiednią stronę, czemu nie zburzył monotonnej kolumny druku, czemu nie rozsypał grzecznych czcionek? Dlaczego tylko raz wkroczył na teren zarezerwowany dla zecera: w wierszu „Babulej i Babulejka” ilustracja została wykorzystana jako tło dla klasycznie złożonego tekstu. Widać plakacista wygrał z ilustratorem.
Nie trzeba jednak narzekać. „Na wyspach Bergamutach” z 1960 roku to piękna książka i bezsprzecznie należy do kanonu polskiej książki dziecięcej XX w. Klasyka! Odcisnęła swe piętno na późniejszych realizacjach ilustratorskich, nikt nie wstydzi się przyznać do Zamecznikowych inspiracji.
Odstawię za chwilę „Bergamuty” na swoje miejsce na półce. Dołączy do innych, sercu bliskich książek. Zamecznik stanie znów obok Tomaszewskiego, a ten za sąsiada będzie miał Młodożeńca… A ja będę zastanawiał się nad słowami, które przeczytałem w ostatnim ubiegłorocznym numerze czasopisma „Art & Business”. Jan Straus, znawca i kolekcjoner książki artystycznej, omawiając kolejne rekordy cenowe osiągane przez awangardowe książki dwudziestolecia międzywojennego, prognozuje: „Myślę, że za kilka lat rekordy będzie biła nie awangarda, lecz książki z przełomu lat 50. i 60.”. Kto wie, może i moje książki dziecięce zyskają na wartości? I będą nie tylko piękne, ale i drogocenne?
Janusz Pawlak – antykwariusz w Krakowie, z wykształcenia matematyk, miłośnik dawnej i współczesnej książki dziecięcej, kolekcjoner komiksów.
„Na wyspach Bergamutach”
Jan Brzechwa
ilustr. Wojciech Zamecznik
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, 1960