„Babcocha”
Justyna Bednarek
ilust. Daniel de Latour
Poradnia K, marzec 2018
Jestem zawsze pełna podziwu dla twórców, którzy w starej, wydawałoby się, ogranej już konwencji potrafią znaleźć miejsce dla siebie. Justynie Bednarek udało się uchwycić charakter klasycznej bajki, jednocześnie przemycając elementy dzisiejszego świata i puszczając przy tym oko do dorosłego czytelnika.
Jeśliby chcieć szukać pierwowzoru książki, należałoby sięgnąć do ludowych baśni i podań. W bardzo typową i zwyczajną przestrzeń małej mieściny wkracza Babcocha ze swoimi ponadnaturalnymi zdolnościami. Od razu powołuje do życia ciekawskie Orzechowe Licho, które sprytnie wyciąga z połówki orzecha, i zaczyna urządzać świat po swojemu. Pojawienie się czarownicy nie wywołuje specjalnego poruszenia wśród autochtonów. Można odnieść wrażenie, że Grajdołek od dawna był gotowy na przyjęcie Babcochy, podobnie jak ulica Czereśniowa na przybycie Mary Poppins. Nie dziwi więc, że nawet chata czeka na swoją lokatorkę.
Świat przedstawiony sprawia wrażenie przestrzeni dobrze zagospodarowanej. Jej bohaterowie, mimo że dość schematyczni, mają swoje problemy, słabości i marzenia. Sklepowa Renata walczy z samotnością, mała Bernadetta marzy, żeby tata poświęcał jej więcej czasu, stolarz Ryba topi smutki w soku malinowym, a sprzedawca pała żądzą wzbogacenia się. Babcocha staje się orędownikiem dobrej sprawy. Bez pardonu zaczyna rozstrzygać w wielu kwestiach i mimo że jej działania niejednokrotnie mogą budzić moralne kontrowersje, ostatecznie zawsze dobro zwycięża, a zło zostaje ukarane. Podobnie jak w klasycznej baśni czytelnik ma dostęp do najbardziej ludzkich, przyziemnych spraw, gdzie być i mieć ograniczone są ściśle przestrzenią najbliższego otoczenia i środowiska życia.
W Babcosze tradycyjne cechy baśni, takie jak silna dialogizacja tekstu, wprowadzenie kolokwializmów, odwołanie do sił natury i magicznych umiejętności oraz różnorodne zabiegi semantyczne i składniowe, zgrabnie łączą się z zaproponowanymi przez Justynę Bednarek nawiązaniami do współczesnych problemów, marzeń i przywar. Uśmiech budzi mityczny telewizor na całą ścianę czy wygrana w Lotto. Siłą rzeczy baśń, w bardzo dyskretny i subtelny sposób, przenosi nas na polską prowincję.
Zanim przeczytałam Babcochę, zatrzymałam się na dłużej nad samym tytułem. Przyznam, że moje pierwsze skojarzenie miało związek z macochą. Babcocha – macocha brzmi prawdopodobnie. Po lekturze książki nadal tkwię jednak w niewiedzy, i o ile biorę pod uwagę, że Babcocha jest jak macocha dla małej Bernadetty, to jednocześnie zastanawiam się, czy formant –cha nie pełni tu po prostu funkcji zgrubienia.
Przyzwyczaiłam się już, że opowieściom Justyny Bednarek towarzyszą ilustracje Daniela de Latoura. Gorąco oręduję, żeby ta współpraca trwała nadal, zwłaszcza że miło jest spotkać, jak to się stało na kartach Babcochy, znanego i lubianego bohatera innej książki tego duetu. Książka zwraca uwagę staranną typografią, jak również pierwszorzędnym doborem papieru i oprawy. Przyjemnie Babcochę wziąć do ręki, równie dobrze przeczytać.
Zosia Gwardyś
Informacja wydawcy:
BABCOCHA, CZYLI LICHO WIE KTO (oczywiście, Orzechowe Licho)
Na 14 marca wydawnictwo Poradnia K zaplanowało premierę najnowszej książki Justyny Bednarek z ilustracjami Daniela de Latoura – „Babcochy”. W pięćdziesięciu czterech rozdziałach (i na ponad sześćdziesięciu obrazkach) czarownica z brodawką na nosie odmieni los mieszkańców Grajdołka. Niektórych, rzecz jasna.
A wszystko zaczyna się tak:
Niby mówi się, że wiatr wieje tam, gdzie chce, ale tak naprawdę to od wyżu do niżu. A że w wiosce Grajdołek, między Krzywym, Końskim i Dydnią, jest niż jak się patrzy, to i któregoś dnia przywiał tam Babcochę.
Babcocha była czarownicą — z wielkim nosem, małym koczkiem i walizką pełną czarodziejskich mazideł. Nie została jednak przywiana do Grajdołka ani na miotle, ani na parasolu — jak to zwykle bywa. Babcocha przyleciała uczepiona wielkiej gradowej chmury, która niosła ją najpierw nad morzami, górami, lasami i miastami, żeby wreszcie zatrzymać się nad starym orzechem rosnącym obok opuszczonej grajdołkowej chaty.
Babcocha oceniła z góry miejsce, doszła do wniosku, że jej się podoba, a potem pociągnęła krańce chmury jak lejce i powiedziała:
Prrr, lądujemy!”
Babcocha potrafi wszystko: cofnąć czas, zamienić żołędzie w złote dukaty, a siebie – w muchę. Dzięki niej Bernadetta – dziewczynka z warkoczami – podróżuje na chmurze, dostaje królika z czekolady, wyje jak wilk i znajduje kogoś, kogo chciała znaleźć. Zmieniają się też inni mieszkańcy Grajdołka – sołtys, młynarz czy sprzedawca, w czym udział ma łobuzowate Orzechowe Licho (wyciągnięte przez Babcochę za ucho z orzecha). Najwięcej zyskuje jednak Bernadetta, bo to ona najbardziej potrzebuje czarów Babcochy.
Jeśli polubiliście „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek” oraz „Pięć sprytnych kun”, na pewno powinniście poznać „Babcochę” – choć nie jest podobna do swoich poprzedniczek. Każdemu, niezależnie od tego czy ma 6 czy 106 lat, przyda się porcja jej czarów. Choćby taka, jaka mieści się w zielonym szkiełku. Przez to małe szkiełko można czasem zobaczyć wielkie szczęście.
Od czasów „Jasia i Małgosi” nic nie było tak smakowite.
Baba Jaga
Z Babcochą byłbym gotów wypić bruderszaft!
Kot Behemot
Lustereczko powiedziało mi dziś, że Babcocha jest piękniejsza. I ja się z tym zgadzam!
Zła Królowa (macocha Śnieżki)
Patronujemy!