Wielka frajda za cztery dychy

0
1424

Janusz Pawlak, Wielka frajda za cztery dychy, [w:] „Ryms” nr 23, lato 2014, s. 22.

Bruce Checefsky, autor rekonstrukcji filmów Themersonów, mówi: „Bez wątpienia Themersonowie są jednymi z najważniejszych artystów XX wieku. Ich wkład w malarstwo, rysunek, film i działalność wydawniczą to coś wyjątkowego”. Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki, dodaje: „To rzeczywiście ścisła awangarda światowa lat 30., która powstała tu, w Warszawie”.

Tak rozpoczyna się film dokumentalny „Themersonowie” z 2013 roku. Przytoczone powyżej wypowiedzi nie pozostawiają wątpliwości: Franciszka i Stefan Themersonowie byli artystami wielkiego formatu. Kręcili awangardowe filmy, przez wiele lat prowadzili oficynę wydawniczą Gaberbocchus Press, pisali, rysowali, malowali. Ich dzieła zachwycają nowatorskim podejściem do tematu i znakomicie opanowanym warsztatem. Zajmowali się także – bynajmniej nie marginalnie – twórczością dla dzieci: stworzyli wspólnie kilkanaście książek dla młodych czytelników. Większość z nich wyszła po raz pierwszy w latach 30. XX wieku, wiele miało powojenne przedruki. Ponadto Franciszka Themerson ilustrowała teksty innych autorów, a efekty jej pracy do dziś cieszą oko. „Kaczka Dziwaczka” i „Tańcowała igła z nitką” Jana Brzechwy z jej rysunkami należą do kanonu polskiej artystycznej książki dziecięcej.

Dziś zdjąłem z półki skromną objętościowo książeczkę „O stole, który uciekł do lasu”. Tekst napisał Stefan, zilustrowała Franciszka. Książka ukazała się nakładem „Naszej Księgarni” w 1963 roku w cieszącej się dużą popularnością serii „Poczytaj Mi Mamo”. Charakterystyczne poprzeczne broszury (później format zmieniono na kwadratowy) miały dużo szczęścia do ilustratorów. Długo można by ich wymieniać. Józef Wilkoń, Ignacy Witz, Teresa Wilbik, Bohdan Butenko. A także Kazimierz Mikulski, Janusz Grabiański, Jerzy Flisak. I Mirosław Pokora. I wielu, wielu innych. Ale nas dziś interesować będą Themersonowie.

Opowieść o niesfornym stole zawarto na zaledwie szesnastu stronicach zadrukowanych przemiennie: dwie kolorowe, dwie czarno-białe. Franciszka Themerson zrobiła nam niespodziankę: książka znacznie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła nas artystka. Nie ma tu jej charakterystycznych rysunków złożonych z uproszczonego konturu i płaskiej, barwnej plamy. Są natomiast kolaże, wycinanki i zabawa z tekstem. Okładka wiele obiecuje: wypełniają ją trzy kolorowe obszary i czarno-biały stół zbudowany z fragmentów zdjęć surowych desek. Litery składające się na tytuł robią wszystko, by nie stać w równym, uporządkowanym szeregu. Podobnie potraktowany jest tekst w całej książce. Niektóre fragmenty przypominają staranne pismo dziecięce, inne drukowano ascetyczną, wyraźną czcionką. Na wielu stronach tekst biegnie wężykiem, gdzie indziej po łuku skierowanym w dół lub w górę. Czarny kolor występuje obok czerwonego, niebieskiego i zielonego. Ilustracje skonstruowane są z fragmentów zdjęć, skrawków papierów o różnej fakturze i wzorze, niewielkich rysunków. Każda strona zaskakuje.

Historia opowiedziana przez Stefana Themersona przypomina film wyświetlany od tyłu. Otóż wysłużony stół, przy którym autor zwykł pisać wiersze, wybiegł z domu i chyżo pomknął „przez łąkę, przez pole i w las”. Tam zapuścił korzenie, puścił nowe gałęzie, pokrył się liśćmi. A w szufladzie uwił sobie gniazdo szpak. To dokładne odwrócenie kolejności, którą dobrze znamy choćby z wiersza Tuwima pt. „Stół”: najpierw „wyrosło w lesie drzewo potężne, twarde, wysmukłe i niebosiężne”, a potem stolarz „mierzył, heblował, kleił, sposobił, zbijał, malował, wreszcie stół zrobił”. U Themersonów gotowy mebel zamienia się w żywe drzewo.

Długo czekałem na swój egzemplarz książeczki „O stole, który uciekł do lasu”. Nie udało mi się wypatrzyć jej w antykwariatach, na aukcjach Allegro dwa razy przegrałem licytacje, które kończyły się powyżej 100 złotych. Za trzecim razem się powiodło. Cena zatrzymała się w okolicach 40 złotych. Po kilku dniach cieszyłem się już nową zdobyczą. Obejrzałem dokładnie książeczkę. Zachowała się w pięknym stanie. Nikt jej przez pięćdziesiąt lat nie zniszczył, nie pokreślił, nie popieczętował. Rzuciłem okiem na stopkę wydawniczą. Nakład wynosił 300 000 egzemplarzy. Słownie: trzysta tysięcy! Nie sposób w to dzisiaj uwierzyć. Tym bardziej że tak trudno było zdobyć ładny egzemplarz. Gdzie się podziały te setki tysięcy „Stołów”? Czyżby niemal wszystkie zaczytano? Trafiły do pieca? Na makulaturę? Do kosza?

A może uciekły do lasu?

„O stole, który uciekł do lasu”
Stefan Themerson
ilustr. Franciszka Themerson
Nasza Księgarnia, Warszawa, 1963

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj