KOC – Klub Osobników Czytających, w którym bardzo różni kulturalni czytelnicy dzielą się z „Rymsem” wspomnieniami ze swoich niepokojących, obrazoburczych, poruszających, wzruszających lektur dzieciństwa i wczesnej młodości. W części piątej: Zofia Stanecka.
Gdy myślę o ukochanej lekturze z dzieciństwa, widzę nie jedną, ale całe stosy książek. Jak spośród nich wybrać tę najważniejszą? Jeśli wspomnę „O czym szumią wierzby”, będę musiała pominąć „Wiatr z księżyca”, „Puchatka” i „Pierścień i różę”. A przecież to tylko część spośród tych najulubieńszych. Chociaż jednak większość z nich jest angielska, gdy muszę wybrać tylko jeden tytuł, będą to dalekowschodnie i polskie zarazem „Klechdy sezamowe” Bolesława Leśmiana. Nie wiem, czy zostałabym pisarką, gdyby nie ta książka. „Klechdy sezamowe” otworzyły mi oczy, uszy i serce na język.
Wszystkie baśnie mają to do siebie, że można je opowiedzieć na różne sposoby. To, co Leśmian zrobił z „Baśniami z 1001 nocy” w swoich „Klechdach” to dzieło natchnionego geniusza. Gdy czytałam „Klechdy” po raz pierwszy, czułam niemal fizyczną przyjemność. Opis lasu, a potem skarbów zgromadzonych w Sezamie w baśni o Aladynie sprawia zresztą, że i dziś serce zaczyna mi mocniej bić z zachwytu. Jak on to zrobił? – pytam samą siebie. Jak sprawił, że opisane przedmioty ożywają w mojej głowie? To właśnie Leśmian swoimi baśniami uświadomił mi, że książka to słowa, ale też cały świat. Umiał sprawić, że w czasie lektury czuję swąd spalonej ryby, dotyk falujących traw i… współczucie. Potrafił zatrzeć granice między poezją i prozą, stworzyć tekst, który jest prozatorski, a zarazem poetycki.
„Klechdy sezamowe” są w moim przekonaniu książką bez skazy, idealną. To czyste piękno, zaklęte w słowach. Pamiętam rozczarowanie, jakie towarzyszyło mi, gdy po latach sięgnęłam po „Baśnie z 1001 nocy” w jakimś dobrym, ale dosłownym tłumaczeniu. Historie były mi znane, ale emocji w czasie lektury nie przeżyłam niemal żadnych. Bohaterowie wydawali mi się nieciekawi, irytujący, a ich problemy niewarte poświęcenia na nie mojego czasu. Gdy czytam Leśmiana, za każdym razem przeżywam to, czy król z wysp Hebanowych odzyska władzę w nogach, a piękna Parysada zdobędzie ptaka Bulbulezara. Dzięki Leśmianowi poczułam, jak ważne w pisaniu są emocje, wiarygodni bohaterowie, humor, empatia wobec wszystkich opisywanych stworzeń i liryka. Podobnie napisane są też „Przygody Sindbada Żeglarza”, ale miało być o jednej książce, więc nie dodam nic więcej. Może poza jednym: czytajcie baśnie Leśmiana. Otworzy się przed Wami cały świat!
Zofia Stanecka – Pisarka. Czyta, odkąd pamięta. Wszystko. Opakowania po czekoladzie, ogłoszenia na słupach i, rzecz jasna, książki. Jako dziecko czytała niemal non stop, wieczorami zakopana z latarką pod kołdrą. Dziś, kiedy sama pisze, czasem jednak wychodzi z łóżka. Jest autorką cyklu książek o Basi, baśni, opowiadań i powieści.