KOC: Ponura historia

0
1749

KOC – Klub Osobników Czytających, w którym bardzo różni kulturalni czytelnicy dzielą się z „Rymsem” wspomnieniami ze swoich niepokojących, obrazoburczych, poruszających, wzruszających lektur dzieciństwa i wczesnej młodości. W części szóstej: Marcin Wicha.

W latach siedemdziesiątych ktoś wpadł na pomysł, żeby na okładce „Szwejka” umieścić kadr z kukiełkowego filmu produkcji czechosłowackiej.

Miałem jakieś dziewięć lat, kiedy wypatrzyłem tę książkę na półce. Postaci w austriackich mundurach łudząco przypominały bohaterów dobranocki „Sąsiedzi”. Zdradzały też pewne pokrewieństwo z misiem Colargolem. I to mnie zmyliło.

Zaintrygowany zajrzałem do środka („O rany, tu jest napisane «gówienka»!”). W pierwszych rozdziałach pojawiło się kilka niezrozumiałych szczegółów. Co to jest opodeldok? Gdzie leży Białogród, na który chciał maszerować bohaterski kaleka? Jednego byłem pewien: właśnie trafiłem na coś znacznie zabawniejszego od nudziarza Colargola (a nawet od misia Paddingtona).

Wkrótce książki o gadających zwierzątkach przestały mnie interesować. Porzuciłem posępne powieści o trudach dorastania, narodowe epopeje ku pokrzepieniu serc i niemieckie bajki o rdzennych Amerykanach. Krótko mówiąc, opuściłem świat lektur stosownych dla swojego wieku.

Skutki były fatalne. Stałem się małoletnim cynikiem i odrażającym pacyfistą. Wszystkie powieści Walerego Przyborowskiego nie mogły już tego zmienić. Moralna dewastacja zostawiła nieodwracalne ślady.

Jedno dobre, że nabrałem sympatii do duchownych katolickich. Przez jakiś czas żyłem w przekonaniu, że wszyscy są równie fajni jak feldkurat Otto Katz.

Po 850 stronach odkryłem, że Jaroslav Hašek porzucił swoich bohaterów zanim jeszcze dotarli na front. Najwyraźniej wolał się zapijać w praskich piwiarniach niż dokończyć powieść.

Na pociechę odkryłem u babci tom humoresek Haška z ilustracjami Charliego (wielkiego Karola Ferstera). W jednym z opowiadań Szwejk służył jako pilot.

Zapamiętałem następującą scenę. Gburowaty oficer gramoli się do samolotu i pokrzykuje: „Szwejku, lećże do wszystkich diabłów”. Jakiś czas potem, gdzieś nad oceanem, pyta:

„— Co to się dzieje? (…)

— Melduję posłusznie, że lecimy według rozkazu — z szacunkiem odpowiedział dobry wojak Szwejk — pan porucznik rozkazał: «Lećże do wszystkich diabłów», więc, melduję posłusznie, lecimy”.

Marcin Wicha – grafik, rysownik, pisarz (autor książek m.in. „Klara. Proszę tego nie czytać!”, „Klara. Słowo na «sz»” oraz „Jak przestałem kochać design”).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj