Pora na ilustratora – cz. 4 – Gosia Herba

0
2296

„Pora na ilustratora” to seria wywiadów z polskimi ilustratorami, którym Kasia Warpas zajrzała przez ramię podczas pracy, w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, jak to jest być zawodowym obrazko-twórcą.

W czwartej części cyklu gościmy we Wrocławiu u Gosi Herby, której ilustracje znaleźć można w „Zwierciadle”, „Chimerze”, „Kukbuku”, „The Washington Post”, Penguin Random House, a ostatnio nawet na WeTransfer i w reaktywowanym „Przekroju”. W 2016, w duecie z Mikołajem Pasińskim, wydała książkę dla dzieci „Słoń na księżycu” (Wydawnictwo Centrala). Na początku tego roku ukazały się, nakładem Wydawnictwa Wolno, wiersze dla dzieci Jerzego Ficowskiego „Lodorosty i Bluszczary” z ilustracjami Gosi i dwoma okładkami do wyboru. Najnowsza zaś jej książka to „Wiersze dla dzieci” autorstwa Stanisława Grochowiaka (Wydawnictwo Warstwy) – wypatrujcie czarnego kota w księgarniach. Trudno nie przyznać, że Herba to tytan pracy, co chwilę zaskakujący nowym graficznym projektem. Zajrzymy więc do warsztatu i sprawdźmy, gdzie rodzą się te pomysły.

Kasia Warpas: Jak wyglądało ostanie miejsce, w którym narysowałaś swoją ostatnią ilustrację?

Gosia Herba: Od dwóch lat rezyduję na wrocławskim osiedlu z lat 60. Są to 4-kondygnacyjne bloczki z okratowanymi dużymi balkonami. Pewnie kiedyś były jednolite, dziś jednak każdy ma inny wzór i kolor krat. Niektóre balkony są zupełnie puste, inne elegancko umeblowane, ukwiecone albo kompletnie zagracone. Codziennie czekam na pojawienie się rudego psa z drugiego piętra, który wciska swoją puchatą głowę w okrągły otwór kraty i tak trwa, mrużąc oczy. Opowiadam o tym, bo często spoglądam za okno mojej małej pracowni. Patrzę w dal, bo tak przykazał okulista i patrzę dla przyjemności, bo te balkony kojarzą mi się z jarmarkiem albo z wędrownymi wozami i poprawiają mi nastrój. Przy oknie ustawiłam dwa duże biurka; jedno do pracy przy komputerze, drugie do pracy tradycyjnej, przy farbach, kredkach. Otoczyłam je kwiatami doniczkowymi, sukulentami, kaktusami, palmami. Największa jest monstera dziurawa. Zajmuje 1/4 pracowni i boję się, że niedługo mnie pożre.

KW: Miałabym obawy, gdyby monstera nie była dziurawa. A tak, odetchnijmy z ulgą i wróćmy do biurka. Masz na nim designerski porządek czy artystyczny nieład?

GH: Śpioch ze mnie i bałaganiara. Biurko sprzątam raz w tygodniu. Kiedy nie mogę znaleźć ołówka, to znak, że pora wyrzucić piętrzące się szkice, kredki od nowa ułożyć w pudełku, z blatu zetrzeć plamy tuszu.

KW: Śpioch? Rysujesz w nocy? Jak wygląda Twój dzień?

GH: Budzę się o 9 i jeszcze leżę godzinę, myśląc jakby to urządzić, by spać 4 godziny na dobę zamiast 8. Ostatnio jest fatalnie, bo zasypiam o 3 nad ranem. Rysować zaczynam często dopiero w południe. Wcześniej robię „wuef”, odpisuję na maile, zajmuję się sprawami nudnymi, lecz koniecznymi. Pracuję do 22. Nocne godziny trwonię czytając i oglądając filmy. Chciałabym wstawać o 7, ale jeszcze nie opracowałam metody.

KW: No proszę! Pierwsza w cyklu sowa! Słyszałam, że robisz rysunki na rozgrzewkę. To prawda?

GH: Rysuję codziennie, więc chyba jestem chronicznie rozgrzana.

KW: Oglądasz Pinterest lub książki obrazkowe celem inspiracji?

GH: Najlepiej obcować z oryginałami, więc staram się jak najczęściej odwiedzać muzea i galerie w różnych zakątkach świata. A kiedy jestem w domu zadowalam się albumami, komiksami, picturebookami. Mam prywatną bazę obrazów z podziałem na rozmaite kategorie. Są tam m.in. katalogi o nazwach „mozaiki”, „rośliny”, „choroby”, „operacje”, „desenie”. Czasem jednak dość mam patrzenia na te cudze syntezy i spoglądam tylko za okno.

KW: A podczas rysowania – coś pijesz? Jesz?

GH: Przy biurku wypijam od 4 do 5 filiżanek kawy i dzbanek zielonej herbaty.

KW: Cisza jest ci w pracy konieczna? Czy może słuchasz czegoś?

GH: Od kilku lat pracę umilają mi słuchowiska nadawane przez BBC Radio Drama. Grają i czytają wyśmienici aktorzy. Są adaptacje szekspirowskie, jest klasyka literatury światowej, współczesne dramaty i seriale. W każdą niedzielę czekam na „The Archers”. To opera mydlana nadawana od lat 50. ubiegłego wieku.

KW: Skoro lubisz słuchać cudzych głosów przy pracy, czy obecność innych ludzi podczas pracy jest akceptowalna?

GH: W pracowni akceptuję jedynie wizyty mojego męża. Pozostali mi przeszkadzają. Kiedy ktoś mnie odwiedza, przerywam pracę.

KW: No dobrze, wróćmy na chwilę do warsztatu. Twoje ulubione narzędzie to…?

GH: Ołówek mechaniczny B, kredki Progresso, pędzel unurzany w gwaszu i mój wysłużony tablet.

KW: Jesteś kolejną osobą, która mówi mi, że używa ołówka mechanicznego do rysowania. Dlaczego mechaniczny, a nie zwyczajny?

GH: Ołówek mechaniczny daje precyzyjną linię o regularnej szerokości. Wymiana grafitu jest mniej kłopotliwa niż struganie tradycyjnego ołówka. Mój ulubiony Rotring jest odporny na upadki, a do tego dość elegancki i dobrze leży w dłoni.

KW: I wszystko jasne! A ile trwał twój najdłuższy ilustratorski maraton?

GH: Pracuję szybko i dotrzymuję terminów. Zdarzają się jednak projekty pracochłonne, nad którymi trzeba dłużej pomyśleć. Blisko dwa tygodnie rysowałam wektorową, wieloelementową ilustrację na londyńskie targi książki. Są też projekty pułapki, których ukończenie utrudniają sami klienci. Jeden z nich ciągnął się pół roku.

KW: Przyznam, że lista Twoich klientów jest imponująca! Powiedz, czy dyskutujesz z kimś o swoich rysunkach przed oddaniem ich do publikacji?

GH: Pierwszym recenzentem jest mój mąż, z którym często pracuję. To on kilka lat temu powiedział mi, że nie potrafię rysować. Nie dało się ukryć trafności tej uwagi. Obmyśliłam więc plan; zaczęłam więcej trenować i skupiłam się na pracy. Mąż pomaga mi w dokonaniu pierwszej selekcji projektów, które później omawiam z klientem. Bardzo doceniam konstruktywną krytykę, profesjonalny brief, jasno wyłożone oczekiwania. Unikam natomiast współpracy z osobami, które nie potrafią zaufać profesjonaliście i próbują narzucać mu swoją kiepską wizję.

KW: Przepraszam, jak to nie potrafisz rysować? Gosia Herba nie potrafiła rysować? Obawiam się, że czytelnicy mogą w to nie uwierzyć. Opowiesz więcej? Jaki plan obmyśliłaś? Jak długo to trwało?

GH: Nie studiowałam na akademii. Po szkole plastycznej podjęłam studia na uniwersytecie, zdobywając magistra z historii sztuki. Jednak już na drugim roku wróciłam do rysowania. Byłam młodą, rozedrganą dziewczyną, której wydawało się, że jej wewnętrzny świat jest na tyle ciekawy, by uczynić go tematem prac. Prac, które były nieudolne, koślawe i często zwyczajnie durne. Całe szczęście czas ucieka i w końcu te histerie razem z nim. Można wtedy przestać się wygłupiać i zgrywać artystę i pójść do jakiejś pracy, albo trzeźwo przemyśleć swoje cele i zabrać się za porządną naukę rysowania. Braki w edukacji artystycznej nadrabiam do dziś – codzienną sumienną pracą.

KW: Ale jak ta nauka rysowania wyglądała?

GH: Po prostu rysowałam. Osiem godzin każdego dnia. Dość szybko opanowałam obsługę niezbędnych programów komputerowych. W międzyczasie realizowałam zlecenia, bo już wtedy utrzymywałam się z prac graficznych. A pracy przybywało. Mogłam więc trenować bez przeszkód.

KW: Osiem godzin każdego dnia. Imponujące. Tytan pracy ma szkicownik?

GH: Całą półkę! Namiętnie je kolekcjonuję. Nie potrafię sobie odmówić kolejnego i z każdej podróży przywożę nowy. Szkicuję farbami, kredkami, sklejam wycinki papieru. Od niedawna, wolne chwile poświęcam szybkim wprawkom linorytnicznym. Taki rysunkowy dziennik nie dość, że bawi, to przydaje się później w pracy. Tych kilkanaście zeszytów zawiera sporą rezerwę pomysłów.

KW: Powiedz, zdarza Ci się ukryć wśród książkowych bohaterów swój autoportret?

GH: Podkradam czasem bujne loki przyjaciółki, zadarty nos kolegi, szare oczy mamy. Znane mi twarze i postury same cisną się na papier. A ja? Pewnie popełniłam kilka krypto-autoportretów. Szukajcie błękitnego jamnika.

Na deser pytanie, którego dotychczas nikt Gosi Herbie nie zadał w wywiadach, a na które zawsze chciała odpowiedzieć:

GH: Jaki jest twój ulubiony smak lodów?

GH: Świetnie, że pytasz. Karmelowe z morską solą.

Prace Gosi Herby można znaleźć tutaj:

www.gosiaherba.pl

www.behance.net/GosiaHerba

Kasia Warpas – graficzka i ilustratorka. Współpracuje m.in. z Magazynem dla Dzieci „Świerszczyk”. Ma tytuł doktora i projektuje wystawy muzealne w Monachium. Kupuje książki obrazkowe dla samych ilustracji. www.kasiawarpas.com

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj