Wojciech Mikołuszko, Przyroda (nie) dla dzieci, [w:] „Ryms” nr 29, wiosna 2017, s. 18-19.
Przyroda to stały temat książek dla dzieci. I słusznie. Tylko czy da się opowiadać im o niej, nie kryjąc wszechobecnych tam zachowań, które dalece odbiegają od ludzkich norm moralnych?
– Tato, a które to są rodzice tych rybek? – spytał mnie kiedyś mój czteroletni wówczas syn, wpatrując się w akwarium swego starszego brata. Wskazywał przy tym na stadko czerwonoogoniastych gupików, pływających razem i wyglądających na rodzeństwo.
– Nie ma tu ich rodziców – odparłem. – Zostali w sklepie.
– To je im kupimy – Jacek spojrzał na mnie z nadzieją.
– Nie ma potrzeby. Rodzice tych rybek nie zajmują się swoimi dziećmi. One nie tworzą takich rodzin jak my – tłumaczyłem cierpliwie. – Ich dzieci mogą nawet nie rozpoznawać mamy i taty.
– Nie – Jacuś nie dawał za wygraną. – Kupimy im rodziców.
Tym razem w odpowiedzi mruknąłem coś, co czterolatek mógł zinterpretować po swojemu. W ten niezbyt sprytny sposób chwilowo uniknąłem dłuższej dyskusji na skomplikowany temat. Bo choć przyroda jest stałym motywem opowieści dla dzieci, to nie należy do spraw lekkich i łatwych. Myli się ten, kto chce mówić o niej najmłodszym, by uniknąć kwestii kontrowersyjnych i obciążonych trudnymi emocjami. Oczywiście, warto o niej opowiadać i pisać, ale z innych powodów. Wywodzimy się z przyrody i zależymy od niej ściśle. Ona nas ukształtowała takimi, jakimi jesteśmy. Prócz tego daje nam radość, odpoczynek, pobudza ciekawość i kreatywność.
Domyślali się tego pisarze w czasach, gdy jeszcze nie było na to twardych dowodów. „Zieleń jest rzeczą konieczną wszędzie tam, gdzie chcemy wychowywać dziecko” – mawiała Maria Kownacka, autorka klasycznych już książek przyrodniczych dla dzieci: „Rogaś z Doliny Roztoki”, „Razem ze słonkiem”, „Kajtkowe przygody” czy „Na tropie węża Eskulapa”. Jej przekonania potwierdza współczesny amerykański pisarz i dziennikarz Richard Louv. W książce „Witamina N” pisze on: „Przez wiele dekad ludzie bezpośrednio pracujący z dziećmi i rodzinami w otoczeniu natury wyciągali zdroworozsądkowe wnioski na temat korzyści płynących z obcowania z przyrodą. Obecnie mają one wsparcie w nauce oraz w nowym, szybko się rozwijającym ruchu na rzecz przyrody”. I przytacza liczne dowody: „kontakt ze światem przyrody może redukować symptomy ADHD, tłumić depresję i niepokój, zapobiegać otyłości i krótkowzroczności bądź je zmniejszać, wzmacniać układ odpornościowy i przynosić wiele innych korzyści dla zdrowia psychicznego oraz fizycznego. Czas spędzony na łonie natury może również poprawiać więzi społeczne i redukować przemoc w społeczeństwie, stymulować uczenie się i kreatywność, wzmacniać potrzebę ochrony przyrody, a nawet poprawiać wyniki testów standaryzowanych”.
Tyle że przyroda ma w sobie i piękno, i okrucieństwo. Zwierzęta polują bez empatii i rozmnażają się bez wstydu. Sposób ich życia nieraz znacznie odbiega od tego, co ludzie uważają za dobre, miłe i moralne. Takie rodziny jak ludzkie, tradycyjne, w których mama i tata przez lata wspólnie wychowują potomstwo, nie są tam żadną normą. Często młode bywają porzucane. Nierzadko opiekuje się nimi samotna matka, a wyjątkowo – ojciec. Do tego dochodzą przypadki wymuszonego pożycia płciowego, promiskuityzmu, dzieciobójstwa, bratobójstwa czy matkożerstwa. Jak o tym opowiedzieć dzieciom, które nie potrafią zachować dystansu?
Dawniej autorzy książek dla najmłodszych po prostu unikali tych najbardziej „niemoralnych” wątków. Na przykład w opowiadaniach Bohdana Dyakowskiego o płazach „Królowa górskiego źródła” czy „Sąd na żabami” samice żab, traszek oraz salamander po prostu składają jaja i tyle. Ani słowa o tym, po co są im w takim razie potrzebne samce. Większa szczerość pojawia się dopiero w opowieści o dalszych losach potomstwa płazów. „Nie można trzymać dorosłych traszek w jednym akwarium z jajkami lub kijankami – pisze Dyakowski – mają one bowiem obyczaje podobne do żab: potrafią zjeść zarówno swoje jajka, jak i kijanki”.
Również Hanna Zdzitowiecka w „Kosmatku ze starej wierzby” przemilcza temat rozmnażania. Bohater tej opowieści przygląda się przemianom w przyrodzie. Na wiosnę nie dostrzega jednak żadnych godów i toków. Zauważa dopiero gniazda i młode zwierząt. Także w książce „Nad wodą” Zdzitowiecka raczej omija wątki potencjalnie kontrowersyjne. Na przykład remiz, uroczy polski ptaszek, w jej wersji śpiewa na gałęzi obok gniazdka, w którym samiczka wysiaduje jaja. I tyle. Więcej śmiałości w opisie jego obyczajów wykazała Cecylia Lewandowska w zbiorze opowiadań „W różnych gniazdach”. Remiz w tej książce opuszcza samiczkę siedzącą na jajach. Następnie buduje obok drugie gniazdo, do którego zwabia kolejną wybrankę. I ją też zostawia.
Na największą odwagę wśród polskich autorów pozwolił sobie chyba Erazm Majewski. W powieści „Doktor Muchołapski”, wydanej w 1890 r., jeden z rozdziałów poświęca on matkożerstwu u motyli z grupy koszówek. Bohaterowie tej książki rozmawiają ze sobą na ten temat w dość emocjonalny sposób: „Niewinne, tylko co wylęgłe z jajeczek liszki, zaledwie uczują pierwszy głód, rzucają się na zwłoki rodzicielki i tuczą się dopóty jej tłustym, martwym ciałem, dopóki nie zostawią tylko twardej łupinki”.
Wydawało mi się, że podobny plan mają autorzy niedawno wydanej książki dla dzieci „Kim jest ślimak Sam?” Maria Pawłowska i Jakub Szamałek piszą przecież w posłowiu: „chcieliśmy pokazać naszym młodszym i starszym czytelnikom i czytelniczkom, że modele rodziny, związków i tożsamości w świecie przyrody są niezwykle zróżnicowane”. Tyle że, tak jak autorzy sprzed kilkudziesięciu lat dopasowywali zwierzęta do wzorca tradycyjnej, konserwatywnej ludzkiej rodziny, tak Pawłowska i Szamałek wpasowują je do modelu nowoczesnych, liberalnych związków. Skrzętnie więc omijają to, co im nie odpowiada: przykłady wymuszonego pożycia płciowego, porzucania partnera i potomstwa czy też dzieciobójstwa. A pozostałe zagadnienia modyfikują do swych założeń. Bo wbrew temu, co sugerują, tytułowy ślimak nie może podjąć decyzji, czy będzie chłopcem, czy dziewczynką. Jako hermafrodyta zawsze będzie i samczykiem, i samiczką jednocześnie. Taką decyzję mogą za to „podjąć” niektóre obupłciowe wirki. Tyle że one zazwyczaj wolą być samcem i ostro o to walczą ze swym partnerem seksualnym. Chłopcem zostaje zwycięzca, a dziewczynką – przegrany. Ale jak to opowiedzieć dzieciom?
Sam się z tym borykam – zarówno jako autor książek popularnonaukowych dla dzieci i młodzieży, jak i ojciec. Moim nastoletnim dzieciom mogę właściwie opowiadać już o wszystkich zachowaniach zwierząt. W rozmowie z najmłodszym muszę być nieco ostrożniejszy, bo widzę, że trudno mu zachować dystans do świata przyrody. Zawsze jednak staram się nie antropomorfizować zwierząt i roślin. Dzięki temu, jak sądzę, moje dzieci nie będą doszukiwać się w przyrodzie naszych norm moralnych. A jednocześnie nadal będą nią zainteresowane i chętnie pójdą ze mną na spacer do lasu, czerpiąc liczne korzyści z kontaktu z naturą. Zobaczymy, czy te nadzieje się spełnią.
Wojciech Mikołuszko – dziennikarz naukowy, autor książek popularnonaukowych dla dzieci i młodzieży, w tym „Z tatą w przyrodę” i „Dzieci doktora Motyla”.