Konkurs imienia Janusza Christy

0
988

Konkurs imienia Janusza Christy to wspaniały ewenement w naszym krajobrazie wydawniczym. Impreza ma za zadanie promować i wspierać młodych twórców chcących zajmować się komiksem przeznaczonym dla najmłodszego czytelnika. Scenarzystom i rysownikom od kilku lat konkurs daje szansę wyeksponowania na naszym rynku nowych bohaterów komiksu dla dzieci. Wsparcie jest długoterminowe i obejmuje nie tylko wydanie pierwszego albumu, ale też następnych tomów serii. Nieprzypadkowo więc patronem tego wydarzenia został nieżyjący już tuz komiksu dla najmłodszych czytelników – Janusz Christa. Trudno bowiem w polskim komiksie szukać większej i bardziej wyrazistej marki niż jego słynna seria „Kajko i Kokosz”. Warto śledzić losy nagrodzonych serii, gdyż kapituła jest kompetentna i wybiera dla czytelników naprawdę wartościowe pozycje. Wśród nagrodzonych próżno szukać topornych, edukacyjnych wydawnictw, których wartość windowana jest samą tematyką. Jurorzy nagradzają twórców nie za szczytne treści, a za umiejętność opowiadania historii za pomocą komiksu i za walory rozrywkowe. To komiksy wolne od wszechobecnej ostatnio polityki, stawiające na rozrywkę na wysokim poziomie. W niniejszym artykule chciałem wyłonić te, które z całej puli są moim zdaniem najlepsze. Selekcjonując je, nie musiałem ich zanadto przesiewać, gdyż w większości są to pozycje bardzo dobre.

W ofercie sygnowanej logo konkursu znajdują się książeczki dla małych dzieci („Malutki Lisek i Wielki Dzik”, „Kubatu”) i odrobinę starszych w wieku do 10 lat (Lil i Put, „Krasnolud Nap”), ale nie obejmuje ona niemal wcale komiksów dla młodzieży – te pojawiają się wszak w innym segmencie rynku. Niemniej muszę przyznać, że ja, dorosły, odczuwałem dużą frajdę, czytając te komiksy, więc granice wiekowe podane przez wydawcę są rzeczą dość umowną i z powodzeniem niektóre z tych pozycji wręczyłbym nawet starszym nastolatkom.

Moją ulubioną z dotychczas wydanych serii jest licząca już trzy tomy opowieść dla bardzo małych dzieci: „Malutki Lisek i Wielki Dzik”, firmowana nazwiskiem Bereniki Kołomyckiej. Na rynku trudno szukać lepszej pozycji dla tej grupy docelowej. Komiks jest namalowany z dużym wyczuciem estetycznym, a przy tym jest bardzo przyjazny graficznie i stroni od jaskrawych kolorów i infantylizmu, więc nie skrzywi wrażliwości dziecka. „Malutki Lisek i Wielki Dzik” jest zdecydowanie dziełem osobnym, niestarającym się wpisywać w standardy współczesnej popkultury – opowiada historie kameralne, związane z naturą, a przy tym porusza bardzo frapujące tematy, jak na przykład przemijanie.

Drugą perełką, którą możemy znaleźć w pokłosiu pierwszej edycji tego konkursu, jest seria „Niezła draka Drapak”. Dzieło duetu Bartosz Sztybor (scenariusz) i Tomasz Kaczkowski (rysunki) to całkowite przeciwieństwo komiksu Kołomyckiej, bo do bólu nasiąknięte jest popkulturą. Łączy je jednak grupa docelowa – małe dzieci. Komiks opowiada o podobnym do Batmana superbohaterze, który broni miasta przed złoczyńcami. Mimo pulpowych konotacji nie jest to jednak typowa dla tego gatunku bitka, lecz sympatyczny, przystępny i uroczo narysowany (prace Kaczkowskiego charakteryzuje niepowtarzalny styl) komiks Co więcej, autorzy szpikują opowieść takimi motywami, które rozpozna rodzic, o ile założymy, że wychował się w latach 90. Może to więc być lektura satysfakcjonująca dla obu pokoleń.

Zupełnie gdzie indziej sytuuje się komiks „Rysiek i Królik”. To radosna twórczość opowiadająca o dwóch zanimorfizowanych uczniach szkoły podstawowej. Całość jest stworzona w cartoonowym stylu i prócz tego, że jest serią humorystyczną, to jest też mocno osadzona w rzeczywistości, którą znają dzieci: bohaterowie tak jak prawdziwe dzieciaki męczą się z zadaniami domowymi, grają w gry komputerowe albo spotykają się na boisku przy piłce. Komiks stylem przypomina dzieła zachodnie (czy to animowane, czy komiksowe) i widać, że autorzy nie mają kompleksów względem zagranicznych produkcji. Mimo iż nie jest to ani fantastyka, ani komiks przygodowy, to chyba najbardziej przebojowa seria z opisywanych w tym artykule.

Natomiast pierwszy tom serii „Oto Tosia” autorstwa Marty Falkowskiej kojarzy mi się z genialną „Hildą” i „Gdzie mieszkają dzikie stwory”. Niestety, jakością nie dorasta do tych dzieł, ale nie znaczy to, że to zła opowieść, bo przecież gatunkowo autorka celuje w dobre rejony, a arcydziełom trudno dorównywać. Komiks opowiada o małej, piegowatej dziewczynce, która mieszka blisko lasu i pewnego dnia natyka się na ślady jakiegoś ogromnego, nieznanego nauce stworzenia. Tosia rusza jego tropem, chcąc opisać nowy gatunek, który nazywa Pietrostworem. To bardzo prościutka historia, więc mniej radochy przyniesie dorosłym, ale przecież nie do nich jest kierowana. Jako komiks dla małych dzieci sprawdzi się znakomicie, acz nie jest to ta artystyczna klasa, co opowieść o „Malutkim Lisku i Wielkim Dziku”. Graficznie jest tylko poprawnie, ale z drugiej strony świetnie Falkowskiej wychodzą dziwaczne stwory, które pojawiają się w tej historii, i właśnie dla nich warto po ten komiks sięgnąć.

Innym tytułem wartym odnotowania jest (już trzytomowa) seria „Kubatu” z rysunkami Przemysława Surmy i scenariuszem Jakuba Sytego. To historia maskotki, która ożywa i zabiera bohatera do magicznej krainy. Tam poznaje zwariowanego inżyniera, który za pomocą specjalnie przygotowanych pluszaków podgląda sny dzieci. Scenariusz pełen jest też przeróżnych machin konstruowanych przez owego naukowca. Graficznie album wypada przyzwoicie i czuć w nim (głównie w kolorystyce i ilustracjach przedstawiających dziwne wynalazki) echa twórczości Tadeusza Baranowskiego, ale kreska Surmy jest na tyle indywidualna, że trudno porównywać ją do konkretnych prac innych autorów. Cały album, zarówno od strony graficznej, jak i scenariuszowej, to rzemieślnicza dobra robota, w którą włożono sporo serca.

Jedyną nagrodzoną pozycją kierowaną do starszych dzieci jest „Wszystko będzie dobrze” Januarego N. Misiaka. To komiks będący metaforyczną podróżą dziesięcioletniej dziewczynki w głąb siebie. Jej rodzice się rozwodzą, dziecko przeżywa trudne chwile, a ta historia ma być ucieleśnieniem zagubienia dziewczynki w świecie i trudnych emocji, z którymi musi się zmierzyć. Scenariusz może wydawać się pretekstowy, ale komiks wyróżnia szata graficzna, która przypomina szkic, przez co rysunek ma w sobie bardzo dużo swobody i dynamiki, i głównie ze względu na znakomity warsztat Misiaka warto po ten album sięgnąć.

Konkurs, prócz trzech wyróżnień głównych, ma również specjalną kategorię, która pozwala wyłowić humorystyczno-przygodowe albumy stworzone „w duchu Janusza Christy”. Jak sama nazwa wskazuje, są w niej nagradzane komiksy stylem sytuujące się niedaleko twórczości mistrza. Wyróżnionym w pierwszej edycji był komiks Lil i Put, humorystyczna opowieść autorstwa rysownika Piotra Bednarczyka i scenarzysty Macieja Kura. Komiks zilustrowany jest dynamiczną, cartoonową kreską, a żarty dotyczą spraw związanych ze światami fantasy – prócz głównych postaci, wzorowanych na hobbitach małoludów, występują tu elfy, krasnoludy, magia i czarownicy. To produkcja na tyle udana, że jej odcinki premierowo publikuje obecnie miesięcznik „Nowa Fantastyka”.

W podobną tonację wpisał się też komiks nagrodzony w następnej edycji konkursu. „Krasnolud Nap” to pełnokrwiste humorystyczne fantasy dla najmłodszych, które wyróżnia się szatą graficzną stworzoną przez Krzysztofa Trystułę. Strona plastyczna tego albumu powala, bo stoi na światowym poziomie i przypomina nieco prace europejskiego tuza opowieści obrazkowych Joanna Sfara, szczerze więc przyznam, że chętnie zobaczyłbym komiks dla dorosłych zilustrowany przez Trystułę. Natomiast scenariusz do tej opowieści stworzył Maciej Jasiński (autor między innymi Misia Zbysia) i choć może nie dorównuje rysunkom, to jest przynajmniej dobry.

Kategorię „w duchu Janusza Christy” szczególnie wziął sobie do serca Mieczysław Fijał, laureat zeszłorocznej nagrody, autor komiksu „Oskar i Fabrycy”. Straszne Smoczysko, opowiadającego o dwóch chłopcach, którzy przenieśli się do średniowiecza. Jego praca na każdym poziomie wydaje się kalką charakterystycznego stylu Christy. Mimo tego epigoństwa – z którym autor się wcale nie kryje i do swoich inspiracji dolicza również pokrewną twórczość Alberta Uderzo – jego zabawny, pełen przygód komiks czyta się bardzo przyjemnie i trudno szukać w nim fałszywej nuty.

Reasumując, dobrze, że istnieje konkurs imienia Janusza Christy, i dobrze, że biorące w nim udział prace są tak zróżnicowane. Inicjatywa ta sprawia, że młodzi twórcy nie muszą tworzyć sobie a muzom, siłować się z prawami rynku. Ktoś dba o to, by znalazło się miejsce dla zdolnych ludzi, chcących opowiadać za pomocą komiksu historie dla najmłodszych.

Pisząc te słowa, patrzę na stertę komiksów wyróżnionych w konkursie i mam poczucie, że są to dzieła może nie wybitne, ale przynajmniej bardzo dobre, i nawet ja, stary drań, bawiłem się bardzo dobrze podczas lektury. Oby po tej recenzji znalazły jeszcze więcej czytelników.

Krzysztof R. Wojeciechowski, artykuł ukazał się w 32. numerze kwartalnika „Ryms”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj