Przedstawiamy pierwsze recenzje Georginy Gryboś prowadzącej bloga Literacka Kavka. „ryms z kavką” to nasz nowy cykl. Dobrej lektury 🙂
„Odwrócone”
Hayley Chewins
przekł. Patrycja Zarawska
IUVI, 2019
Nie wymarzyłabym sobie lepszej książki dla dziewczynki wchodzącej w czas nastoletni. Nie jest otoczona konikami Pony, jej głowy nie zaprzątają pierwsze miłości, a priorytetem nie jest nowy smartfon – bohaterka „Odwróconych” poszukuje wewnętrznej siły, aby stawić czoło własnym lękom, wyjść poza historie i schematy, którymi była karmiona przez lata, zamknięta w klasztorze. Zapraszam w mroczny świat, który – jakby wszystkiego było mało – ma być spowity przez ciszę…
Wieczorna lektura dla nastoletniego czytelnika okazała się być ożywcza literacko, ale przede wszystkim rozkochała mnie w sobie konsekwencją w przedstawieniu świata oraz bohaterów. Proste zdania budują tu piękny świat i nie zubażają emocjonalności książki. To liryczna powieść, pełna skupiania się na pięknie, na wartościach, na próbie zaufania i na walce z samym sobą. Wreszcie to opowieść o zwycięstwie – bo gdy prawda wychodzi na jaw, gdy dziecko spotyka matkę, gdy muzyka zaczyna wypełniać serca, okazuje się, że świat może zbudzić się z letargu.
Delphernia jest niezwykłą dziewczynką. Znajduje się w klasztorze, w którym kształcone są tzw. odwrócone dziewczęta, takie, które potrafią zamienić muzykę w złoto. Delphernia nie potrafi przetwarzać muzyki w migot, ma jednak inny talent – potrafi śpiewać. Na jej nieszczęście w tym świecie już się nie śpiewa – za karę można zostać pochłoniętym przez morze. Nie można zadawać pytań, nie można mieć własnego zdania, nie można wybrać sobie Mistrza – to dziewczynka jest przez niego wybierana, dla niego będzie tworzyć migot, tak jak przez lata robiła to dla wyspy…
Postacią, na którą chciałabym zwrócić Waszą uwagę, jest Matka Dziewięć. Porażająca, silna, wydawałoby się tyranka z krwi i kości. Jej każdorazowe pojawienie się na kartach powieści sprawia, że wzdrygamy się zupełnie jak główna bohaterka.
„Złapała mnie pewnym chwytem za prawą rękę. Krzyknęłam, próbując się wyrwać, lecz ona jeszcze mocniej zacisnęła palce. Z fałdów spódnicy wydobyła wygięte drewniane kleszcze, zakrzywione niczym złamany ptasi dziób.
I oderwała mi z kciuka paznokieć.
Czując mdłości, opadłam na kolana. Bolała mnie nie tylko ręka – ból przenikał całe moje ciało, od cebulek włosowych po podkulone palce u nóg, wszystko mnie rwało, darło, paliło”.
Jednak w smutnym totalitaryzmie wyspy są też momenty piękne. Jest Bly, który żyje w osamotnieniu, otaczając się rzeźbami, który okazuje się chłopcem o wrażliwym i dobrym sercu; jest Mistrzyni, która założyła sukienkę i chciała, aby wszyscy ludzie mogli wytwarzać migot; jest udręczona Królowa, która w sercu nosi nadzieję.
Motywem przewodnim tej książki jest walka o wolność w różnych jej postaciach. Wolność dziewczynek zamkniętych w klasztorze, poddawanych karom cielesnym, ograniczonych do roli wytwórczyń złota. Wolność drogi życiowej, która nie jest rozdzielona na płcie czy pochodzenie, ale talent i marzenia. Wolność wypowiedzi, wolność zadawania pytań, wolność muzyki, wolność życia, wolność poruszania się, wolność wyboru. Jestem wzruszona tym, że mimo iż silne postacie są tu wyłącznie kobiece, to wyraźnie zaznacza się walka o wolność dla wszystkich, dla wszystkich – bez wyjątku. Jak ogromnie cenię sobie przekazywanie uniwersalnej prawdy o wolności i równości ludzi – bez wskazywania jakiejkolwiek płci, koloru skóry, miejsca urodzenia. To więcej niż mogłabym sobie wymarzyć, przekazując tę książkę mojej ośmioletniej Julii. I motyw ptaków – być może jest to ograny i powielany symbol, ale zupełnie nie przeszkadza. Poza tym – dajmy wiatr w skrzydła naszym małym czytelnikom.
Niech też poczują wolność!
Mądra, ze złożonymi charakterologicznie postaciami, z mocnym i dobrym przesłaniem, z uwrażliwieniem na losy tych, którzy z różnych powodów nie mają głosu, którym głos odebrano.
Autorka dedykuje książkę: „Wszystkim dziewczętom, które śpiewają – lub mówią – gdy ktoś każe im milczeć.”
„Co ma kura z jaszczura? Wielka księga ewolucji”
Cristina M. Banfi, Cristina Peraboni, Rita Mabel Schivo
ilustr. Roman Garcia Mora
przekł. Agnieszka Liszka-Drążkiewicz
Adamada, 2017
„Co ma kura z jaszczura? Wielka księga ewolucji” to wciagająca opowieść o tym, co było, czym jest paleontologia i co się dzieje z gatunkami zwierząt.
Mimo że tekst jest encyklopedyczny i przywodzi na myśl ilustrowane wydania, które kojarzę z lat 90., czyli mojego okresu dzieciństwa – książkę czyta się zaskakująco lekko i przyjemnie. Należy docenić wielką dbałość o warstwę ilustracyjną. Roman Garcia Mora odwzorowuje z wielką precyzją domniemany wygląd zewnętrzny prehistorycznych zwierząt: skrzydła ważki, pazury, pióra pokrywające gadzie ciała – niezwykła to praca! Tworzy też świetne rysunki anatomiczne, które ukazują zmiany w budowie ciała lub poszczególnych elementów u zwierząt, zestawia je z tymi, które znamy współcześnie, a w postaci zielonych cieni nakreśla ludzi na tle dawnych dziwolągów.
Pewnie, że można się zadziwić! Fantastycznym motywem jest tutaj balansowanie pomiędzy tym, co dawne, a tym, co znamy i do czego możemy się odnieść – nie jest to zatem przeciętna książka o dinozaurach. Zestawienie tyranozaura z kurą sprawia, że można wybuchnąć śmiechem, ale też zachęca do analizy i dalszych poszukiwań, co w przypadku lektur dla najmłodszych czytelników jest nieocenione.
W tekście stworzonym przez Cristinę M. Banfi, Cristinę Peraboni i Ritę Mabel Schiavo możemy przeczytać np.: „To ptakie, a nie latają!
Do tej grupy zalicza się największe ptaki, jakie kiedykolwiek istniały. Ich łacińska nazwa, Ratitae, pochodzi od słowa ratis, czyli „tratwa”, i odnosi się do płaskiego kształtu ich mostka, typowego właśnie dla nielotów. Rzeczywiście, tak duże i masywne ciało z pewnością uniemożliwia im lot; są one natomiast znakomitymi biegaczami, na co wskazują ich długie nogi i silne uda”.
Jestem wielką fanką wprowadzania w książkach dla dzieci „trudnych” do wymówienia nazw czy łaciny – wiedząc, że umysł dziecka jest chłonny jak gąbka. Wiele razy już zostałam zaskoczona tym, że dzieci pamiętają, a nawet potrafią odnaleźć w nauce poprawnego wypowiadania językowych łamaczy frajdę. Nie zabierajmy czytelnikom zabawy i pracujmy z nimi nad wymową tego, co tylko pozornie jest trudne.
Atutem książki są też dodatkowe informacje rozstrzelone po stronach, a to informacja o gatunku, a to porównanie czaszek, a to porównanie wielkości jaj składanych przez kolibry, kury, kiwi, strusie i mamutaki. Te wszystkie elementy sprawiają, że nie zmuszamy dzieciaków do czytania naukowych rozpraw. Skondensowana wiedza służy natomiast jako wskazówka, jako pewien „haczyk” na zainteresowanego czytelnika. O to właśnie chodzi w książkach tego typu!
„Co ma kura z jaszczura?” będzie świetnym uzupełnieniem wiedzy dla dzieci w wieku szkolnym, a nawet wczesnoszkolnym. Ilustracje pobudzają wyobraźnię i zachęcają, ilość wiedzy nie przygniata, ale sprytnie przemyca to, co najważniejsze, nie stroniąc od naukowego nazewnictwa. Sięgajcie śmiało!
„Biały jak śnieg i czarny jak węgiel”
Hilli Rand
ilustr. Catherine Zarip
Ezop, 2018
„Biały jak śnieg i czarny jak węgiel” autorstwa Hilli Rand z ilustracjami Catherine Zarip to urocza książka dla najmłodszych. Dwa koty, które potrafią mówić, oraz doskonale wpasowują się w społeczne relacje (również kocio-ludzkie) zostają na straży w domu. Ich właściciele, choć bardziej na miejscu wydaje się określenie: rodzina czy przyjaciele, wyjeżdżają na rok, aby grać – są muzykami. A koty? Koty czują się najlepiej w domu, więc wspólnie ustalają, że będą czuwały nad spokojem domostwa. I tak dostajemy dzień z życia kotów stróżujących, godzina po godzinie. Antropomorfizacja sprawdza się świetnie, miksuje kocie i ludzkie cechy, aż powstaje obraz niezwykle urokliwych, nieco dystyngowanych kotów, które swoje ludzkie maniery gubią tylko wtedy, kiedy dostarczana jest im świeża ryba – kto wtedy powstrzyma kocury przed łaszeniem się do nóg dostawcy?
Jest w tej książce prostota, groteska, obserwacja. Uśmiechamy się my, dorośli, świetnie mogą bawić się dzieci. Może wezmą przykład z Amadeusza i Ludwika i zechcą zostać światowej sławy muzykami? Kto wie.
Ilustracje są proste, nie zabijają detalem, choć tu i ówdzie autorka kusi się na urozmaicenie jak np. esy floresy na korze drzewa czy ornamentyka na butach. Bardzo smaczne, niekrzykliwe, a nadal wprowadzające spokój – zupełnie taki, jaki panuje podczas dnia u naszych bohaterów.
Dobra książka dla pokazania wagi zwierząt domowych w naszym życiu, poważnego ich traktowania, a nawet tego, czego robić nie można (kto to widział koty za ogon ciągnąć!). Jej prostota zadowoli gusta wielu czytelników, a koci bohaterowie rozbawią i roztkliwią.
Georgina Gryboś z Literackiej Kavki