"Bajeczka o książeczce"
tekst i ilustr. Gwidon Miklaszewski
Wydawictwo LTW, 2015
Sam nie wiem, czy mniej znany jest Gwidon Miklaszewski, czy wydawnictwo LTW, które wydało właśnie reprint jego książki pt. „Bajeczka o książeczce”, po raz pierwszy opublikowanej w 1944 r. Mniejsza jednak o to, ważne, że stało się to, co zdawało się być niemożliwe!
Ponowne wydanie „Bajeczki o książeczce” zawdzięczamy właściwie Małgorzacie Karolinie Piekarskiej, właścicielce jednego z ostatnich (o ile nie ostatniego ocalałego) egzemplarza książki Miklaszewskiego. Autor historii o sympatycznych i niezwykle uczynnych skrzatach wydał swą bajkę nakładem księgarni Krzyżanowskich w Krakowie w roku 1944. Rok wcześniej wyszła „Jak skrzaty Andrzeja hulajnogę robiły”, a jako ostatni tom trylogii ukazał się „Skrzaci dom”. Z opowieści Piekarskiej dowiadujemy się, że jej starania o wznowienie znanej niegdyś i lubianej historii nie były takie proste. Wydawnictwa tylko szukały pretekstu, aby nie wydawać tej książki. Szkoda, że Piekarska, z pewnością przez swoje dobre wychowanie i nienaganne maniery, nie podaje nazw tych wydawnictw. Szkoda, bowiem postawa i podejście tych instytucji są nie tylko rozczarowujące, ale i godne potępienia. Osobom, które zawodowo zajmują się literaturą i wydawaniem jej, powinno szczególnie zależeć na propagowaniu polskiej twórczości, tak współczesnej, jak i niegdysiejszych autorów. A jeśliby kto - z tak zwanej - wydawniczej „branży” Gwidona Miklaszewskiego nie kojarzył, powinien już poważnie zastanawiać się na zmianą fachu.
Są jednak jeszcze pasjonaci i ludzie odpowiedzialni za polską literaturę – mam tu na myśli przedstawicieli (niezbyt znanego mi dotąd przyznaję) wydawnictwa LTW, którzy podjęli się wznowienia „Bajeczki o książeczce”. Historia skrzatów, które postanawiają uszczęśliwić małą Ewę pisząc o niej książeczkę, to rzecz nie tylko wzruszająca, ale i pouczająca. Praca nad książką to sprawa niezwykle czasochłonna. Nie wystarczy bowiem napisać i narysować, trzeba jeszcze to wszystko złożyć przy pomocy „metalowych literek”, „sfotografować w mig”, napoić farbą maszynę drukarską, a na koniec cały nakład rozwieźć po księgarniach. Dzisiaj jest trochę prościej. Miejsce zecera zajął grafik, a introligator znalazł się obok aligatora na liście gatunków zagrożonych. Czy warto opowiadać dzieciom jak to wyglądało kiedyś? Nie tylko warto, ale i należy, a Gwidon Miklaszewski robi to w mistrzowski sposób.
Jednym z najpiękniejszych wydarzeń tego roku jest dla mnie pojawienie się po wielu latach tej zabawnej historii spisanej wierszem. Skądinąd to zjawisko niepokojące, że tak mało wydaje się dzisiaj wierszy pisanych z myślą o najmłodszych czytelnikach. Autorów, którzy mogą mierzyć się z Tuwimem czy omawianym tutaj Miklaszewskim jest niewielu: Rusinek, Gellner... Więcej nazwisk nie pamiętam.
Dariusz Szymanowski
linkInformacja wydawcy:
"Bajeczka o książeczce" to reprint książki dla dzieci napisanej i pięknie zilustrowanej w 1944 r. przez Gwidona Miklaszewskiego, znanego rysownika, karykaturzystę i twórcę filmów animowanych.
Dzielny skrzat, usłyszawszy przypadkiem skargę Ewy, że jej imię się w bajkach nie pojawia, postanawia zrobić dziewczynce niespodziankę. Jak jednak wydać książkę, gdy się jest tylko „małym śmiesznym skrzacikiem” i na ludzi patrzy się, zadzierając mocno głowę w górę, aż od tego boli szyja? Hmm… O pomoc trzeba poprosić braci. W końcu co pięć skrzatów, to nie jeden!
link